Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Marsjańska ziemia tętni nadzieją, wynalazkiem i ludzką energią. Narkotyczna pustka „Trzech stygmatów Palmera Eldritcha” pojawi się dopiero potem. Ludzkość śmiało zdobywa kosmos, konfrontując się co najwyżej z militarną potęgą obcych cywilizacji. Te pokonujemy sprytem bądź robimy misia, spoglądając czule w światła dalekich galaktyk. Niemal nic nie sygnalizuje obsesji znanej z późniejszych dzieł Dicka – powolnej atrofii ludzkości, naszego wymierania – naświetlonej w „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?” i opowiadaniu „Złoty człowiek”. Postacie to nic więcej jak imiona i funkcje. Są profesorami i porucznikami, bez przeszłości i charakteru, wolnymi od egzystencjalnych wątpliwości. Wreszcie, styl Dicka, zawsze chropowaty, tu jest zredukowany do roli popychacza akcji naprzód, wehikułu pomysłów, szkiełka, przez które oglądamy preparaty ludzi i wydarzeń.
Zbiór oferuje jednak uroczą podróż w świat archaicznej science fiction lat 50., a Dick doskonale sprawdza się w roli przewodnika. We wstępie podsuwa swoją własną definicję opowiadania fantastycznego. Brakuje miejsca na rozbudowaną fabułę czy pogłębionego bohatera. Ciężar spada na pomysł, odpowiednio błyskotliwy i przeanalizowany na kilku, kilkunastu stronach. Fantastyka krótkiej formy jest literaturą pomysłu. Długiej – być może również. Dick we wstępie nawiązuje do wypowiedzi Willisa McNelly’ego z kalifornijskiego uniwersytetu: „Prawdziwym bohaterem opowiadania albo powieści science fiction nie jest osoba, lecz pomysł. Jeśli mamy do czynienia z dobrą SF, pomysł jest nowy, pobudzający intelektualnie oraz, co chyba najważniejsze, uruchamia w umyśle czytelnika reakcję łańcuchową, »otwiera« go, aż czytelnik, tak jak autor, także zaczyna tworzyć”. Następnie Dick usiłuje ustawić opozycję pomiędzy literaturą fantastyczną a głównonurtową, tłumacząc, że jedna inspiruje innych, a druga już nie. Uznaję to za psychologicznie uzasadnioną przesadę. Kiedy powstawały te opowiadania, fantastyczne pisemka cieszyły się jak najgorszą opinią, a Dick, złapany z jednym z nich w dłoni, tłumaczył oszołomionemu koledze, że nie tylko czyta ten szmatławiec, ale również tam pisuje.
Co z tymi pomysłami? Większość stanowi interesujące wariacje na temat kluczowych motywów fantastycznych tamtego okresu. Bohater „Zapłaty” (zekranizowanej z Benem Affleckiem w roli głównej) wykorzystuje możliwość podróży w czasie, żeby się ocalić, a ponieważ skasowano mu pamięć, musi odgadnąć swój własny plan z przyszłości. Nieco gorzej ma podróżnik w przeszłość z „Czaszki”, który – jakże banalnie! – pojmie, że jest człowiekiem, którego usiłował zastrzelić. Osobliwie wypada supremacja komputerów, wówczas maszyn wielkości tira i słabszych od smartfona. W „Wielkim K.” pozostawiona sobie supermaszyna straciła źródła zasilania i, niczym aztecki Bóg, przyjmuje ofiary z ludzi, poprzedzone grą w zagadki.
Najciekawiej Dick wypada, kiedy decyduje się na opuszczenie bezpiecznego terytorium schematów fantastycznych. „Roog” – jeden z najwcześniejszych tekstów pisarza – opowiada o walce pomiędzy śmieciarzami a psem, z perspektywy tego ostatniego. Biedne zwierzę osuwa się w obłęd, broniąc skarbów, wyrzucanych przez niefrasobliwych opiekunów. „Maszyna zachowawcza” zmienia utwory wielkich kompozytorów w zwierzęta. Mamy wariację na temat przygód Guliwera u krasnali i olbrzy- mów, rozpisaną wedle ścisłych prawideł fizyki kosmicznej. Wszechświat rozszerza się wraz z upływem czasu, prawda? W dziecięcych pokojach zabawki walczą o panowanie nad światem, przeżywając dramaty jak w Wietnamie („Stowarzyszenie”). Wreszcie „Gdzie kryje się wub”, moje ulubione opowiadanie ze zbiorku i jeden z najlepszych tekstów Dicka. Ta krótka opowieść o konsumpcji pozaziemskiej istoty rozumnej zapowiada Dickowy pesymizm, groteskę, ale i mistykę.
Niektóre pomysły wypada uznać za przesadzone. „Nieskończoności” opowiadają o gwałtownym przyspieszeniu ewolucyjnym, wywołanym wskutek promieniowania radioaktywnego. Agresywny przedstawiciel postczłowieka zostaje powstrzymany przez chomiki laboratoryjne, transgryzonie napromieniowane odpowiednio wcześniej, a więc bardziej zaawansowane ewolucyjnie. „Człowiek, który był zmienną” opowiada o kosmicznej wojnie pomiędzy ludźmi a wiekową cywilizacją skupioną wokół Proxima Centauri. Konflikt rozwiązuje prosty facet przeniesiony z początków XX wieku, majsterkowicz ze skrzynką narzędzi, sklecający w kwadrans silnik zdolny do wejścia w nadświetlną.
Mimo archaiczności i uproszczeń, tom wczesnych opowiadań Dicka przynosi coś więcej niż satysfakcję czytelniczą, dając wgląd w rozbieg niezwykłego talentu. To również biblia filmowców – większość opowiadań nadaje się do natychmiastowego zekranizowania.
Philip K. Dick „Krótki szczęśliwy żywot brązowego Oxforda” przekład zbiorowy, REBIS, Poznań 2014