Literatura pomysłu

Zbiór wczesnych opowiadań Philipa K. Dicka będzie zaskoczeniem dla wielbicieli jego dojrzałej twórczości.

07.07.2014

Czyta się kilka minut

Marsjańska ziemia tętni nadzieją, wynalazkiem i ludzką energią. Narkotyczna pustka „Trzech stygmatów Palmera Eldritcha” pojawi się dopiero potem. Ludzkość śmiało zdobywa kosmos, konfrontując się co najwyżej z militarną potęgą obcych cywilizacji. Te pokonujemy sprytem bądź robimy misia, spoglądając czule w światła dalekich galaktyk. Niemal nic nie sygnalizuje obsesji znanej z późniejszych dzieł Dicka – powolnej atrofii ludzkości, naszego wymierania – naświetlonej w „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?” i opowiadaniu „Złoty człowiek”. Postacie to nic więcej jak imiona i funkcje. Są profesorami i porucznikami, bez przeszłości i charakteru, wolnymi od egzystencjalnych wątpliwości. Wreszcie, styl Dicka, zawsze chropowaty, tu jest zredukowany do roli popychacza akcji naprzód, wehikułu pomysłów, szkiełka, przez które oglądamy preparaty ludzi i wydarzeń.

Zbiór oferuje jednak uroczą podróż w świat archaicznej science fiction lat 50., a Dick doskonale sprawdza się w roli przewodnika. We wstępie podsuwa swoją własną definicję opowiadania fantastycznego. Brakuje miejsca na rozbudowaną fabułę czy pogłębionego bohatera. Ciężar spada na pomysł, odpowiednio błyskotliwy i przeanalizowany na kilku, kilkunastu stronach. Fantastyka krótkiej formy jest literaturą pomysłu. Długiej – być może również. Dick we wstępie nawiązuje do wypowiedzi Willisa McNelly’ego z kalifornijskiego uniwersytetu: „Prawdziwym bohaterem opowiadania albo powieści science fiction nie jest osoba, lecz pomysł. Jeśli mamy do czynienia z dobrą SF, pomysł jest nowy, pobudzający intelektualnie oraz, co chyba najważniejsze, uruchamia w umyśle czytelnika reakcję łańcuchową, »otwiera« go, aż czytelnik, tak jak autor, także zaczyna tworzyć”. Następnie Dick usiłuje ustawić opozycję pomiędzy literaturą fantastyczną a głównonurtową, tłumacząc, że jedna inspiruje innych, a druga już nie. Uznaję to za psychologicznie uzasadnioną przesadę. Kiedy powstawały te opowiadania, fantastyczne pisemka cieszyły się jak najgorszą opinią, a Dick, złapany z jednym z nich w dłoni, tłumaczył oszołomionemu koledze, że nie tylko czyta ten szmatławiec, ale również tam pisuje.

Co z tymi pomysłami? Większość stanowi interesujące wariacje na temat kluczowych motywów fantastycznych tamtego okresu. Bohater „Zapłaty” (zekranizowanej z Benem Affleckiem w roli głównej) wykorzystuje możliwość podróży w czasie, żeby się ocalić, a ponieważ skasowano mu pamięć, musi odgadnąć swój własny plan z przyszłości. Nieco gorzej ma podróżnik w przeszłość z „Czaszki”, który – jakże banalnie! – pojmie, że jest człowiekiem, którego usiłował zastrzelić. Osobliwie wypada supremacja komputerów, wówczas maszyn wielkości tira i słabszych od smartfona. W „Wielkim K.” pozostawiona sobie supermaszyna straciła źródła zasilania i, niczym aztecki Bóg, przyjmuje ofiary z ludzi, poprzedzone grą w zagadki.

Najciekawiej Dick wypada, kiedy decyduje się na opuszczenie bezpiecznego terytorium schematów fantastycznych. „Roog” – jeden z najwcześniejszych tekstów pisarza – opowiada o walce pomiędzy śmieciarzami a psem, z perspektywy tego ostatniego. Biedne zwierzę osuwa się w obłęd, broniąc skarbów, wyrzucanych przez niefrasobliwych opiekunów. „Maszyna zachowawcza” zmienia utwory wielkich kompozytorów w zwierzęta. Mamy wariację na temat przygód Guliwera u krasnali i olbrzy- mów, rozpisaną wedle ścisłych prawideł fizyki kosmicznej. Wszechświat rozszerza się wraz z upływem czasu, prawda? W dziecięcych pokojach zabawki walczą o panowanie nad światem, przeżywając dramaty jak w Wietnamie („Stowarzyszenie”). Wreszcie „Gdzie kryje się wub”, moje ulubione opowiadanie ze zbiorku i jeden z najlepszych tekstów Dicka. Ta krótka opowieść o konsumpcji pozaziemskiej istoty rozumnej zapowiada Dickowy pesymizm, groteskę, ale i mistykę.

Niektóre pomysły wypada uznać za przesadzone. „Nieskończoności” opowiadają o gwałtownym przyspieszeniu ewolucyjnym, wywołanym wskutek promieniowania radioaktywnego. Agresywny przedstawiciel postczłowieka zostaje powstrzymany przez chomiki laboratoryjne, transgryzonie napromieniowane odpowiednio wcześniej, a więc bardziej zaawansowane ewolucyjnie. „Człowiek, który był zmienną” opowiada o kosmicznej wojnie pomiędzy ludźmi a wiekową cywilizacją skupioną wokół Proxima Centauri. Konflikt rozwiązuje prosty facet przeniesiony z początków XX wieku, majsterkowicz ze skrzynką narzędzi, sklecający w kwadrans silnik zdolny do wejścia w nadświetlną.

Mimo archaiczności i uproszczeń, tom wczesnych opowiadań Dicka przynosi coś więcej niż satysfakcję czytelniczą, dając wgląd w rozbieg niezwykłego talentu. To również biblia filmowców – większość opowiadań nadaje się do natychmiastowego zekranizowania.


Philip K. Dick „Krótki szczęśliwy żywot brązowego Oxforda” przekład zbiorowy, REBIS, Poznań 2014

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2014