Libia: chaos zamiast euforii

Mijają dwa lata od upadku Muammara Kaddafiego i końca libijskiej wojny domowej. Zamiast cudu gospodarczego mamy zastój i anarchię.

   Czyta się kilka minut

Pamiętam euforię, która wtedy towarzyszyła powstańcom – i zagranicznym dziennikarzom – na placu Męczenników w Trypolisie, w czasie święta Eid-ul-Fitr kończącego ramadan: w 2011 r. zbiegło się ono z wygnaniem Kaddafiego z libijskiej stolicy.

Ileż nasłuchałem się wtedy zapewnień o dojrzałości mudżahedinów do demokratycznych rządów, do uczciwych procesów (Kaddafiego i bandziorów jego reżimu), do sprawiedliwego podziału zysków z ropy, a co za tym idzie – o cudzie gospodarczym, drugim Kuwejcie, którym stanie się pustynna Libia... Miesiąc później powstańcy dopadli i zabili dyktatora. Członkowie jego rodziny, którzy umknęli pogoni, znaleźli kryjówki w krajach ościennych. Jedynym, który wpadł w ręce powstańców (przy próbie ucieczki przez pustynię do Nigru), był Saif al-Islam, syn „króla Afryki”. Wydał go nomad, który zorientował się, że Saif jest niewypłacalny.

Miał pecha „królewski” syn. Wpadł w ręce jednej z najbardziej bitnych brygad powstańczych z górskiego miasta Zintan. Saif, wcześniej uważany za następcę ojca – i za „reformatora”, cokolwiek to miało znaczyć – w czasie wojny stanął za nim murem. Znane były jego buńczuczne przemówienia, gdy groził palcem „terrorystom z Bengazi”. Na jednym z pierwszych kadrów, gdy sfilmowano go w zintańskiej niewoli, pojawił się już bez tego palca.

Zwycięzcy mudżahedini – było ich kilkaset tysięcy – nie ufając nowym władzom centralnym, nie złożyli broni. Wrócili do swych miast, a Libia powoli zaczęła ulegać rozbiciu dzielnicowemu. Arsenały Kaddafiego rozproszyły się po regionie: z tej broni strzelano w Mali i Egipcie, używają jej syryjscy powstańcy – w Libii zaś nie zapewniła bezpieczeństwa, kraj ogarnął bandytyzm. Rok temu w zamachu w Bengazi zginął ambasador USA Christopher Stevens, bardzo zaangażowany w pomoc dla Libijczyków. Kadry z tego haniebnego zabójstwa obiegły świat – stało się jasne, że rząd Libii nie kontroluje jej terytorium. „Sytuację polityczną można zdefiniować prosto: każdy walczy z każdym” – pisze dziś do mnie z Trypolisu Chris Stevens, dziennikarz „Guardiana”, z którym razem przemierzaliśmy Libię w 2011 r.

Tymczasem zaczął się, 19 września, długo wyczekiwany przez Libijczyków proces 37 pojmanych funkcjonariuszy dawnego reżimu. Najwyższa kara, jaka im grozi, to wyrok śmierci. W gwiazdorskiej obsadzie mieli wystąpić m.in. Saif al-Islam i Abdullah Senussi, szef wywiadu Kaddafiego, który – wedle aktu oskarżenia, liczącego 4 tys. stron – odpowiada za śmierć tysięcy ludzi. Świadkowie twierdzą też, że w 1996 r. osobiście nadzorował egzekucje 1270 więźniów politycznych. Nowe władze odmówiły wydania syna Kaddafiego i innych więźniów Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu, który oskarżył Saifa o zbrodnie przeciw ludzkości. Twierdzą, że osądzenie go w kraju pomoże rozliczyć 42 lata dyktatury.

Zapewniają też, że nie będzie to proces pokazowy. „Mieliśmy już procesy na stadionach i placach. Przyniosło to przerażające rezultaty. W nowej Libii powtórki tamtego koszmaru nie będzie” – powtarza minister sprawiedliwości Salah Margani. Ale już początek procesu pokazał, jak trudne będzie to postępowanie. „Wszystko jest trzymane w ścisłej tajemnicy, co podważa sens procesu – pisze Stevens. – Saif jest trzymany w Zintanie, zintańczycy nie chcą go wydać Trypolisowi, bo mu nie ufają, a prokurator generalny nie może oskarżać w Zintanie”. Wygląda na to, że Saif swój proces będzie mógł oglądać co najwyżej w telewizji, z celi w Zintanie... Rząd centralny – co było do przewidzenia – dostał furii na wieść o nieobecności głównego oskarżonego; sędzia odroczył proces do grudnia.

Aby zdać sobie sprawę ze skali chaosu, warto zaznaczyć, że bogata w ropę Cyrenajka (na wschodzie kraju, z byłą powstańczą stolicą Bengazi) od sierpnia strajkuje. Strajkują pracownicy rafinerii i portów, domagając się m.in. walki z wszechobecną korupcją. Kraj pogrąża się w gospodarczym kryzysie. Z powodu strajków eksport ropy spadł z 830 tys. baryłek dziennie w lipcu do zaledwie 80 tys. (przed rewolucją wynosił 1,6 mln baryłek dziennie). „Premier Ali Zajdan poprosił armię o zajęcie i odblokowanie rafinerii i portów, a Bractwo Muzułmańskie, silne w Trypolisie, zażądało rozpisania nowych wyborów – pisze Stevens. – Nie jest pewne, co się wydarzy, gdyż armia na wschodzie (tj. w Bengazi) nie lubi nacisków z Trypolisu i nie znosi Bractwa”. Z Bengazi dochodzą plotki, że rząd próbuje złamać opór liderów klanów, którzy blokują porty, przy pomocy łapówek...

Libijski chaos trwa.  


ANDRZEJ MELLER był w Libii w 2011 r., opisując dla „Tygodnika” powstanie przeciw Kaddafiemu. Autor poświęconej temu książki „Zenga zenga, czyli jak szczury zjadły króla Afryki”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2013