Lem w listach

Stanisław Lem: SŁAWA I FORTUNA. Listy do Michaela Kandla 1972–1987

09.12.2013

Czyta się kilka minut

„Listów długich nie lękam się, owszem, cenię je dziś, w czasach upadku sztuki epistolograficznej”. Upodobaniu temu zawdzięczamy najlepszy bodaj autokomentarz Lema do własnego dzieła.

W styczniu 1972 r. Michael Kandel, trzydziestoletni amerykański slawista, przygotował wykład poświęcony twórczości Lema i tekst przesłał pisarzowi. Lem miał wtedy lat 50, był autorem „Solaris”, „Summy technologiae” i „Głosu Pana”, jego międzynarodowa sława zataczała coraz szersze kręgi, czuł się jednak niedoceniony i niedoczytany przez krytykę, zwłaszcza krajową. W Kandlu odnalazł czytelnika idealnego („nikt jeszcze, jak Pan, nie sięgnął do źródeł mojej edukacji i inspiracji”) i od razu dostrzegł w nim potencjalnego tłumacza – a pamiętajmy, że np. „Solaris” przetłumaczona została w Ameryce z niezbyt udanego wydania francuskiego.

Kandel podjął wyzwanie i przełożył dziesięć książek, od „Pamiętnika znalezionego w wannie” po „Fiasko”. Przedsięwzięciem najbardziej bodaj brawurowym okazał się przekład „Cyberiady”, oddający niuanse tej osobliwie archaizowanej prozy, znajdujący ekwiwalenty dla Lemowskich neologizmów i gier językowych, ocalający zarówno humor, jak i polityczne czy też kulturowe aluzje. Autor wspierał tłumacza, rozwiązując ukryte w tekście zagadki i czasem podsuwając pomysły translatorskich rozwiązań; Lemowy rozbiór „Cyberiady” to arcydziełko samo w sobie.

Jednak „Sława i Fortuna” nie ogranicza się do relacji pisarz–tłumacz. Nie jest to także tylko historia zmagań ich obu z podmiotem trzecim, czyli wydawcą, a raczej wydawcami, którzy jawią się niczym wielogłowa hydra albo zbiorowisko istot rzadko kompetentnych, czasem nieuczciwych, najczęściej zaś niesłownych. Wyczuwając wrażliwość Kandla i nabierając do niego zaufania, Lem wyjątkowo – zwłaszcza jak na siebie! – odsłania się przed nim. W listach mowa już nie tylko o kuchni literatury, ale o sprawach zupełnie podstawowych, o wyborach egzystencjalnych i pytaniach metafizycznych. Równocześnie autor „Dialogów” wciela się w rolę Mistrza, wskazującego Adeptowi właściwe ścieżki, zarówno w sferze intelektualnej, jak i czysto praktycznej – czy chodzi o lektury, czy o poglądy na temat stosunków między Wschodem a Zachodem, czy na przykład o planowaną przez Kandla emigrację do Izraela, której Lem był przeciwny.

Cytować te listy można bez końca, są bowiem kopalnią celnych komentarzy, obserwacji, autocharakterystyk i deklaracji natury filozoficznej. Może choć jeden cytat, bardzo ważny: „Ma Pan rację – oczywiście humor mój jest infernalny. O to właśnie szło, inaczej, myślę, lektura byłaby już nadto odpychająca. Lukier dowcipu osładza pigułkę tylko w momencie jej połykania, potem pozostaje gorycz, której, nie muszę chyba Pana zapewniać o tym, nie wymyśliłem sobie prywatnie, bo pochodzi ona raczej z zewnątrz, tj. ze świata, w jakim żyjemy. (...) Co się tyczy Pana głodu Absolutu... głód ten znam chyba, ale jestem prywatnie przeświadczony o tym, że nie można go zaspokoić, bo Absolut nie istnieje w postaci do przyjęcia; w pewnym sensie jedyny Absolut, albo jedyny »model« Boga, jaki mogę serio zaakceptować, jest Bogiem oo. Destrukcjanów z »21. podróży« Tichego, bo wyznania wiary tam zawarte są, tj. były pisane z najwyższą powagą, na jaką w ogóle mnie stać”.

W pewnej chwili Kandel zdradził, że sam też próbuje sił w prozie. Przez następne lata Lem bezskutecznie nalegał, by przyjaciel podzielił się z nim próbkami swojej twórczości. Gdy w końcu się to stało i Lem listownie zrecenzował przysłaną mu w maszynopisie powieść, recenzja była na tyle surowa, że – jak pisze we wstępie Jerzy Jarzębski – „wehikuł gorącej i nieustannie podtrzymywanej wymiany myśli wykoleił się niespodzianie”, a korespondencja zamarła. Cóż, szkoda, bo wcale bym się nie zmartwił, gdyby ta gruba książka była dwa razy grubsza. (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013, ss. 734. Wstęp: Jerzy Jarzębski, przypisy: Maciej Urbanowski, tłumaczenie fragmentów angielskich: Tomasz Lem. W tekście ilustracje, na końcu indeks osób.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2013