Kulawy Romeo

Podobno opera potrafi wzbudzić miłość. „Slow Man” z librettem J. M. Coetzee’ego pyta, czy jej potrzebujemy.

10.07.2012

Czyta się kilka minut

Mark S. Doss jako główny bohater opery "Slow Man" w reż. Mai Kleczewskiej / fot. Maciej Zakrzewski / Festiwal Malta
Mark S. Doss jako główny bohater opery "Slow Man" w reż. Mai Kleczewskiej / fot. Maciej Zakrzewski / Festiwal Malta

Paul Rayment, potrącony przez auto, po amputacji nogi musi konfrontować okaleczenie i samotność z pragnieniem erotycznego spełnienia. Punktem zwrotnym w życiu młodej Marijany jest operacja oczu, podczas której zostaje oszpecona. Nagła utrata wzroku niesie ze sobą także utratę kobiecości – odtąd bohaterka ukrywa się przed spojrzeniami, w mroku tęskni za seksualnością. Ponieważ konsekwencją niepełnosprawności jest brak samodzielności, na scenie zjawia się Elizabeth Costello. To jednocześnie swatka i dręczycielka; ciężar i towarzystwo. Postać interpretowana jako alter ego noblisty, w „Slow Manie” doprowadza do zbliżenia seksualnego pary kalekich bohaterów. Zbliżenie nie przynosi jednak satysfakcji: wzmaga w Marijanie dojmujący wstyd, u Paula rozbudza wyrzuty sumienia. Figura enigmatycznej pisarki krzyżuje linie życia postaci i dezorganizuje akcję sceniczną na różnych poziomach. Relację między ślepą Julią a kulawym Romeem rozgrywa jak partię szachów z samą sobą. Gra kończy się patem.

Światowa premiera opery „Slow Man” w reżyserii Mai Kleczewskiej do tekstu J.M. Coetzee’ego i z muzyką Nicholasa Lensa to najbardziej niezwykłe wydarzenie tegorocznego festiwalu Malta w Poznaniu. Utwór na motywach „Powolnego człowieka” bezkompromisowo dotyka tematu niepełnosprawności, dotychczas konsekwentnie pomijanego przez twórców dramma per musica. Znamienne, że w powieści Coetzee’ego z ust głównego bohatera pada stwierdzenie: „Utrata nogi nie uprawnia do roli w dramacie. Kalectwo nie jest ani tragiczne, ani komiczne, to tylko pech”. Skupiona na świecie wewnętrznych przeżyć, analityczna proza Coetzee’ego w autorskiej adaptacji została podporządkowana rygorowi klasycznej formuły operowej, nie pozwalającej wdawać się w psychologiczne niuanse. Oparty na repetycji, pełen gier lingwistycznych surowy tekst noblisty daje wyraz rozumowemu panowaniu nad uczuciami. Napięcie między znaczeniem słów a ekspresją muzyki rozwija się równolegle do napięć, które tworzą się w złożonych, wieloznacznych relacjach między postaciami.

Ciężar emocjonalny „Powolnego człowieka” zostaje wiernie oddany w złożonej partyturze Nicholasa Lensa, rozpisanej na całą orkiestrę. Mimo rozbudowanego aparatu instrumentów perkusyjnych, muzyka belgijskiego kompozytora ucieka od rytmiczności, co w połączeniu z silną obecnością kontrabasów buduje nastrój grozy i niepokoju. To kompozycje nie tyle atonalne, ile raczej zrodzone z intuicji autora, który otwarcie mówi, że ważniejsze od fachowych klasyfikacji jest dla niego poruszenie wywołane gwałtownością muzyki. W kolejnych partiach „Slow Mana” Lens portretuje jednostkę oszalałą z bólu, rozpaczy i osamotnienia. Całkowicie zdruzgotaną. Wyzutą ze wszystkiego, co posiadała. Dźwięk zyskuje największą potęgę z chwilą, gdy bohaterowie tracą resztki swojej mocy i pogrążają się w bezradności.

Cierpienie bohaterów sprawia, że muzyka wybrzmiewa w swojej najbardziej wzniosłej postaci. Jednocześnie jest wielkim wyzwaniem dla solistów, od których wymaga głosowej elastyczności. Partia Paula przeznaczona jest głównie na bas-baryton, jednak Mark S. Doss momentami śpiewa niemalże falsetem. Tym samym ilustruje delikatność kreowanego przez siebie bohatera. Dominujący charakter Elizabeth Costello kompozytor przeznaczył na mezzosopran. Lani Paulson w roli mefistofelicznej pisarki wykonuje swoje kwestie bezbłędnie i charyzmatycznie. Przejmująco brzmi również sopran koloraturowy Claron McFadden, oddający lęk, niepewność i osamotnienie Marijany. Włączenie żeńskiego chóru do arii „Coitus with a stranger” („Stosunek z nieznajomym”) nie tylko podkreśla kulminacyjny moment widowiska, ale wyraża również pewną uniwersalność kobiecego doświadczenia w świecie. Ekspresyjna mimika solistki, a przede wszystkim ruchy jej oczu, w mroku sceny śledzone przez zbliżenie kamery, to jeden z najsilniejszych obrazów spektaklu.

Reżyserka zdecydowała się na ryzykowne wprowadzenie do opery obszernych elementów projekcji filmowej. Dwóm pierwszym scenom towarzyszy sekwencja ujęć konceptualnie powiązanych z akcją sceniczną. Na wielkim ekranie zasłaniającym scenę widzowie oglądają nocną podróż oczyma rowerzysty, przełamaną sylwetkami bohaterów w jasnym świetle dnia, sfilmowanych za pomocą slow motion. W ten sposób dystans między artystami a publicznością ulega skróceniu. Pozwala widzom przyjąć jednocześnie perspektywę kogoś okaleczonego i osoby zdrowej. Muszą zdefiniować swoją pozycję wobec niepełnosprawności, co w kolejnych ariach próbuje uczynić Elizabeth Costello. Maja Kleczewska komponuje szereg precyzyjnych obrazów scenicznych w minimalistycznej, zimnej przestrzeni, łączącej w sobie elementy sali rehabilitacyjnej opuszczonego szpitala i mrocznej sali prób baletowych. Statyczna bezradność Marijany oraz Paula zostaje bowiem zaburzona poprzez wprowadzenie pary tancerzy, których sekwencje – oparte na naturalnych ruchach ciała – dublują historię głównych bohaterów.

Slavoj Žižek napisał, że opera obdarzona jest wielką mocą sprawczą. Dokonuje tego, czego niepodobna osiągnąć żadnymi racjonalnymi środkami – potrafi wzbudzić miłość. „Slow Man” nie pozostawia podobnych złudzeń. W ostatniej scenie Elizabeth Costello stwierdza, że starzy ludzie nie potrzebują miłości, lecz troski. Potrzebują kogoś, kto pomoże im zejść po schodach i zamknie ich oczy, kiedy nadejdzie odpowiedni czas. To przedstawienie pozbawione kiczowatego przepychu i ostentacyjnego blichtru o starannie zaplanowanej strukturze udowadnia, że opera nie jest artystycznym skansenem. 


„Slow Man”, muz.: Nicholas Lens, libretto: J.M. Coetzee, reż.: Maja Kleczewska, kierownictwo muzyczne: Bassem Akiki, choreografia: Mikołaj Mikołajczyk, soliści: Claron McFadden, Mark S. Doss, Lani Paulson. Premiera podczas Festiwalu Malta w Poznaniu, 5 lipca 2012 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2012