Kto to jest?

Mówi się ostatnio, że Jerzy Grotowski przewraca się w grobie, więc natychmiast, na początku i na trzeźwo rzec sobie trzeba, że się nie przewraca.

16.03.2015

Czyta się kilka minut

Fot. Grażyna Makara
FOT. GRAŻYNA MAKARA

Dlaczego miałby się przewracać? W powiedzeniu o przewracaniu jest doprawdy mnóstwo prawdy o naszej tutejszej egzaltacji na temat psychofizycznej aktywności w życiu pozagrobowym. Nasi martwi herosi są bezustannie zatrudniani do reakcji ruchowych w swych ciasnych trumnach, a jak nie w trumnach, to na niebie. Machają do nas, dla przykładu, z chmurki – by przytoczyć jedno z najpopularniejszych wyobrażeń ludu polskiego na temat reakcji nieboszczyków. Dzieje się tak zaiste tylko po to, by wznieść nasze, żywych, działania nad wszelkie poziomy bądź je spuścić w otchłań dezaprobaty.

W istocie, byłby może Grotowski nieco poirytowany, gdyby żył wciąż, i gdyby się dowiedział, że pani Wendzikowska nie wie, że ów istnieje. Każdy by był. Nie ma bowiem niczego smutniejszego, niźli gdy okazuje się, że nie istniejemy dla kogokolwiek. Tylko nieistnienie dla, dajmy na to, funkcjonariuszy CBA, posłów Mastalerka bądź Gowina może dawać poczucie odwrotne. Dla żywych nieistnienie jest problemem żywym, dla martwych to normalka i banał.

Popatrzmy na tę kwestię szerzej. Otóż można by sławnej z powodu Grotowskiego pani Wendzikowskiej, ale i ludziom arcyszarym, zadać tysiąc pytań o jakieś zasłużone, a martwe postacie. I chociażby nam przyszło, razem z panią Wendzikowską, zjeść milion kotletów na wizji, milczelibyśmy, jak nie przymierzając owe nieme cielątka. Takie jest życie, zwłaszcza po śmierci. Gdy się otwiera jeden z mało czytanych, ale najwspanialszych pomników naszej kultury, czyli Polski Słownik Biograficzny, rozpoznajemy słabiuśko jedno nazwisko na sto, a byli to, warto tu rzec, absolutnie najważniejsi synowie i córy swych epok.

W ogólnokrajowej histerii, zgrubnie nazwanej „nie wiedziała, kim był Grotowski”, uderza, a nawet zdumiewa kilka rzeczy. Po pierwsze, pozornie się okazało, że niemal większość populacji polskiej wiedziała, kimże Grotowski był. Wystarczy jednak poszperać w sieci, by się dowiedzieć, że 11 marca, gdy afera wybuchła, najczęściej wyszukiwanym w polskim internecie słowem było słowo „Grotowski” właśnie. Najczęściej. Częściej szukano Grotowskiego niż, cokolwiek to znaczy, zestawu: „Trybson i Eliza”, oraz częściej niż słowa „mobbing”. Grotowskiego wpisywano – imaginujmy sobie – częściej niż zdanie: „Putin nie żyje”. Tym samym wyszukiwanie Grotowskiego w ostatnich dniach, w porównaniu z ostatnimi latami, wzrosło o kilka tysięcy procent. Słowem: nikt w kraju nie wiedział, kimże on był, ale naród udawał, że wie. Oczywiście głównie po to, by poczuć się lepiej od osamotnionej pani Wendzikowskiej. Wydawać by się mogło że tylko ona, przebiedna, nie znała tego nazwiska. Nawiasem: statystyki wyszukiwania nazwiska „Wendzikowska” były w ostatnich dniach największe w karierze tej miłej przecież pani. Trzeba przyjąć zatem za pewnik, że masy nie tyle dowiedziały się, kto zacz Grotowski, ale takoż dowiedziały się, kim jest pani Wendzikowska, co musiało wywołać u niej pokraśnienie i wznieść jej wartość jako marki. Słowem: dobrze się stało i dla niej, i dla Grotowskiego.

Na koniec uwaga ogólna, dotycząca edukacji naszej, na której od lewa do prawa wiesza się dziś psy. Otóż wygląda na to, że system edukacyjny, metodologia nauczania jest w istocie całkowicie w tyle za światem. Narzeka się, że ludzie nie wiedzą, kto to był Kościuszko, że nie mają pojęcia, kiedy wybuchło w Warszawie powstanie, nie pamiętają, kiedyśmy zmietli z pól grunwaldzkich nieprzebrane hufce Ulryka von Jungingena. Otóż w imię słusznie pojętej dobroczynności, w imię edukacji właśnie, popularni, znani i lubiani winni od czasu do czasu oświadczać wstydliwie, że czegoś nie wiedzą albo o czymś nie pamiętają. Dzięki takim aktom i najwyraźniej tylko dzięki nim naród się uczy. Pioniersko w tym zrywie bierze już udział europoseł Duda, kandydat na prezydenta. Dzięki temu, że nie pamięta, iż był kiedyś w Unii Wolności, lud tę nazwę wyszukuje, miejmy nadzieję częściej niż owego tajemniczego z pogranicza jawy zestawu: „Trybson i Eliza”. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2015