Kruchy jak kleryk

W seminarium mieliśmy problemy z kryzysem męskości, masturbacją czy zwykłym zakochaniem. Ale o tym nie rozmawialiśmy. Skupialiśmy się na długości rękawa koszuli.

02.02.2015

Czyta się kilka minut

Kleryk seminarium archidiecezjalnego w Krakowie, 2013 r. / Fot. Grażyna Makara
Kleryk seminarium archidiecezjalnego w Krakowie, 2013 r. / Fot. Grażyna Makara

Kancelaria parafialna, scenka pierwsza. Wchodzi ojciec, który chce ustalić z księdzem szczegóły chrztu.
Ojciec: – Dzień dobry.
Ksiądz: – Proszę pana, nie wie pan, jak pozdrawia się księdza?
Scenka druga. W tej samej sprawie przychodzi niewierzący.
Ojciec: – Żona suszy mi głowę z tym chrztem. Mnie ten pomysł nie bardzo się podoba, ale nie chcę konfliktu w rodzinie.
Ksiądz: – Postępuje pan bardzo szlachetnie. Jest pan wspaniałym człowiekiem.
To zaledwie dwie z kilkudziesięciu scenek, które ostatnio odgrywali księża zdający egzamin praktyczny z komunikacji religijnej. W rolę ojca wcielił się ks. prof. Wiesław Przyczyna. Dziś mówi „Tygodnikowi”: – Takie rozmowy ujawniają poczucie wyższości młodych księży. Już na początku upominają i chwalą. Proszeni o wyjaśnienie, nie potrafią używać prostego języka. To rezultat formacji w seminarium, w trakcie której klerykom mówi się, że „zostali wybrani”. Utwierdzają ich w tym także świeccy.


Kawaler w sutannie
„Chciałem być taki jak on”, „imponował mi” – mówią klerycy o spotkanym, najczęściej w liceum, księdzu. To znajomość z nim, podglądanie jego codzienności – tej z zakrystii, ale i domowej – bywa powodem, który wymieniają, pytani o wstąpienie do seminarium.
– Kiedy obserwowałem księdza, wydawało mi się, że nie ciążą na nim żadne przyziemne sprawy. Że ma czas na czytanie i rozmyślanie. Że jest takim błyskotliwym kawalerem w sutannie – wspomina Mikołaj, który z seminarium wystąpił po czterech latach. Dziś pracuje w agencji reklamowej, wkrótce urodzi mu się dziecko.


Jeszcze w liceum Mikołaj zaczął naśladować księdza. Później, kiedy powiedział mu o swojej decyzji, już się czuł jak ksiądz. Gdy w kościele modlono się o nowe powołania, myślał: „to w mojej intencji”. Gdy wychodził na ulicę, widział zakłopotanie sąsiadów: mówić „dzień dobry” czy „szczęść Boże”? Idąc na niedzielny obiad na plebanię, czuł, że jest ważny. To w końcu jego wybrał Bóg.
Podobnie było u Kamila, dziś księdza z czteroletnim stażem w niewielkiej parafii w centrum Polski: – Jeszcze przed seminarium kupiłem brewiarz. Chciałem być daleko od codzienności. Służyć Bogu – wyznaje.
– Dlaczego ja? – pytał z kolei siebie Grzegorz, który święcenia przyjął w ubiegłym roku. Wracał właśnie do domu z pierwszej zaliczonej sesji egzaminacyjnej na opłaconych przez dziadka studiach za granicą. Głos od Boga usłyszał, gdy jadący przez Austrię pociąg zatrzymał się na stacji: – Nie modliłem się wcześniej zbyt dużo. Nie byłem ministrantem. Nie znałem blisko żadnego księdza. Ale nagle poczułem, że jestem stworzony do kapłaństwa.


Pod koniec grudnia 2014 r. Adam Bilski, kleryk z Wrocławia, zamieścił w internecie dwuminutowy „spot powołaniowy” pt. „Chcę być księdzem...”, w którym klerycy odpowiadają na pytanie: „dlaczego?”.
„Bo chcę grać w drużynie Jezusa Chrystusa” – mówi jeden, trzymając piłkę do koszykówki. „Bo pragnę pokazać Boga takiego, jakiego nie ma w książkach” – mówi inny w bibliotece. „Bo chcę karmić ludzi Jezusem Chrystusem” – zapewnia jeszcze inny, w czapce kucharskiej na głowie.
Pytani o powody wstąpienia do seminarium, klerycy odwołują się najczęściej do sfery religijnej. Rzadziej wymieniają korzyści materialne i związane z prestiżem. – Seminarium traktują jako okres próbny, etap rozeznania powołania, a nie decyzję ostateczną – tłumaczy Marta Tomaszewska, socjolożka religii, autorka książki „Zostać księdzem? Drogi powołania we współczesnej Polsce”. – Jednak wejście w nową rolę powoduje, że nagle zmieniają tożsamość i zrywają kontakty z dawnym otoczeniem. To, zwłaszcza w przypadku późniejszych rezygnacji, utrudnia powrót do świata.
Istotny jest też wiek, w którym podejmuje się decyzję.


– Dla młodego człowieka, który wchodzi w dorosłość, ważne są zwykle dwa cele: zdobyć zawód i stworzyć stały związek. Oba związane z koniecznością dokonywania wyborów i dużą dozą samodzielności – mówi prof. Maria Beisert, psycholog, seksuolog i prawnik, która prowadzi terapie także kleryków i księży. – Chłopak, który decyduje się wstąpić do seminarium, owszem, dokonuje wyboru, ale stopień samodzielności w realizacji zadań, które się z tym wiążą, jest niski. Gdy odchodzi, samodzielności musi w zasadzie uczyć się od nowa.


Ocena pobożności
Z rozmowy wstępnej Mikołaj zapamiętał dwie rzeczy: silny uścisk dłoni rektora i lęk, że zapyta o tajemnice różańca i przykazania kościelne: – Ale zapytał tylko, kto mnie uczył religii i dlaczego chcę być księdzem. Odpowiedziałem, że nie potrafię tego prosto wyjaśnić, i że czuję wewnętrzne powołanie – mówi Mikołaj. Kiedy rektor witał go w progach seminarium, obiecał sobie, że przed rozpoczęciem roku nauczy się porządnie całej książeczki do nabożeństw.

Pierwsze dni w nowym miejscu pamięta każdy z nich.
Współlokatorem Marcina został kleryk z trzeciego roku. Z bagażnika auta taty miał do przeniesienia niewiele: pościel, kilka kubków, obrazek, ciemne ubrania (za kilka dni, kiedy rektor będzie upominał innego pierwszaka za noszenie czerwonych adidasów, ucieszy się, że kolorowe rzeczy zostawił w domu). Kilka minut po odjeździe ojca jego rzeczy są już na miejscach. Współlokator ma ich więcej: sterty książek, miękki fotel, budzik, firanki, dywan: – Też się tego dorobisz po kilku latach – mówi.
Zasadą wielu polskich seminariów jest wymiana współlokatorów w pokojach, aby klerycy nie przyzwyczajali się do miejsc i byli przygotowani do zmian parafii. – Utrudnianie nawiązywania przyjaźni, dzielenia wspólnoty losu, to pozbawianie ludzi tożsamości. Takie rozwiązania stosuje się w zakładach karnych – mówi prof. Beisert.


Mikołaj z pierwszych dni pamięta, że po krótkim czasie klerycy podzielili się na grupki. Razem chodzili ci, co znali się z oazy albo Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Solidaryzowali się sportowcy i prymusi. Nierozłączni byli ci, których reszta nazywała „dziewczynami”.
– W łazience jednego z nich współlokator znalazł płyn do higieny intymnej. Czasem w żartach mówili do siebie zmieniając męskie imiona na żeńskie. Nie wiem, czy byli homoseksualni. Nie interesowałem się tym – opowiada Mikołaj.


Kiedy emocje opadły, zaczęła się rutyna. Pobudka o szóstej, aktywność do dziewiątej wieczorem. Strój: „ławkówka” lub „vianejka”, jak potocznie mówi się o sutannach na dni powszednie (na niedzielę czeka „obłóczynówka”). Klerycy podczas formacji otrzymują kolejne święcenia. Mają też specjalne funkcje. I tak np. magister jest odpowiedzialny za porządek. Jeśli okaże się, że podłoga albo okna są źle umyte, magister może nakazać replay – powtórkę czyszczenia za tydzień. – Podczas wyborów tzw. funkcyjnych dochodzi do napięć między klerykami. Tworzą się grupy wzajemnego wsparcia, które chcą forsować swoich. Jeśli którejś uda się wystawić mocnego kandydata, jest duża szansa, że jej członkowie będą mieli lżejsze prace – opowiada Michał.
Na każde zadanie patrzą zwierzchnicy.


Mikołaj: – Kilku chłopaków z mojego roku nie umiało śpiewać. Niektórzy z tego powodu rezygnowali.
– W seminarium klerycy godzą się oddać część swojej intymności pod kontrolę. Odpowiedzią na taką sytuację są podejmowane przez nich próby zaspokojenia potrzeb, które mogą prowadzić do powstania drugiego życia. W seminarium polega to np. na posiadaniu zabronionych rzeczy czy przekraczaniu regulaminu – mówi prof. Beisert.
Sześć lat mija dzień za dniem. Są lęki: „podpadłem?”. Wahania: „nadaję się?”. I obrazy: „mama zanosiła się płaczem”. Nierzadko przerywa je głos: „Zostałeś powołany”.
O chwilach najtrudniejszych swobodnie mówią ci, którzy z seminarium odeszli. Na przykład bohaterowie książki ks. Piotra Dzedzeja „Porzucone sutanny. Opowieści byłych księży”. Każdy występuje pod pseudonimem.


Nerwowo chory: „Zauważyłem, że przesadnie nas obserwowano – np. jak długo się modlimy w kaplicy. Nazywało się to »oceną pobożności«, która w kapłaństwie jest niezbędna. Często strofowano kleryków: dlaczego wyszedłeś pierwszy z kaplicy? A ty, czemu byłeś ostatni?”.
Misjonarz: „Zadzwoniłem do mamy i powiedziałem jej, że chcę odejść. Reakcją były płacz, rozpacz i oskarżanie, że chcę wpędzić rodziców do grobu. Przyszedł mi wtedy do głowy nawet taki plan: upozorować wypadek, ludzie mówiliby, że zginął misjonarz bohater, a w rzeczywistości byłoby to samobójstwo. Diabeł kusił, Bóg nie pozwolił”.


Mówi się o tobie
Kim są wstępujący do diecezjalnych seminariów? Ks. prof. Krzysztof Pawlina, były rektor seminarium w Warszawie, przeprowadził badanie wśród 925 mężczyzn przyjętych w 2000 r. – po sześciu latach powtórzył je na 484 z nich, którzy przystąpili do święceń kapłańskich. Ponad 80 proc. z nich pochodziło z rodzin pełnych.
W powtórzonym badaniu zmieniła się ich wizja kapłaństwa. „W ciągu sześciu lat formacji nastąpiło urealnienie postrzegania kapłanów. Jeśli przy wstępowaniu do seminariów prawie 30 proc. badanych nie dostrzegało istotnych wad lub błędów wśród duchowieństwa, to na progu życia kapłańskiego odsetek ten zmalał do niespełna 9 proc.” – pisze ks. prof. Pawlina w książce „Formacja do kapłaństwa w polskich seminariach”, podsumowującej wyniki badań.


Z pomiaru wynika, że ponad 56 proc. badanych przeżyło w seminarium kryzys. Największą grupę stanowili klerycy pochodzący z dużych miast. Wśród najczęściej wymienianych źródeł kryzysu były: brak pewności słuszności obranej drogi, problemy celibatu (powołania do życia w rodzinie, zakochania się, problemy seksualne), a także osobowościowe – psychiczne i emocjonalne. Także kryzys wiary i modlitwy.
Pierwszy raz do domu klerycy wracają zwykle na Wszystkich Świętych. Najpierw idą jednak na plebanię: – Oddajemy się proboszczowi do dyspozycji. To z nim jemy często śniadania i obiady. Także wielkanocne czy bożonarodzeniowe. Rodzice muszą się z tym pogodzić – opowiada Grzegorz.
– To dlatego wyznanie rodzicom po kilku latach, że coś się nie udało, jest tak trudne – dodaje Marcin. „Rektora słuchaj, kuferek zamykaj, ale swoje se myśl”; „jak będziesz przesadnie wylewny, wylecisz” – brzmią Mikołajowi w głowie słowa ks. Tischnera i starszych „współbraci”.
Do rektora – mówią klerycy – dociera wszystko: i to, że ktoś znowu zaspał na mszę o szóstej, i to, że oblał egzamin, i to, że za długo rozmawia przez telefon.


Michała, znanego z tego, że nie spuszczał wody i nie potrafił prać – rektor zapytał, czy ma dziewczynę. Kiedy mu odpowiedział, że to z mamą tak często rozmawia przez telefon, rektor przestrzegł: to niebezpieczne, bo jak dostaniesz parafię, będzie tak samo.
„Mówi się o tobie” – tego ostrzeżenia boją się wszyscy. Krąży wśród kleryków, gdy zaczynają się spotkania rektora z prefektami i profesorami. Te najważniejsze odbywają się dwa razy w roku, zwykle w czasie sesji. – Podobno każdy ma teczkę w kartotece. Gdy nie wiadomo, o kogo chodzi, pokazują sobie zdjęcia – mówi jeden z kleryków.
Jeśli władze seminarium stwierdzą, że kandydat „nie rokuje”, proszą na rozmowę, traktowaną jak żółta kartka. Tego, jak mogą skończyć się kolejne, nigdy nie wiadomo.
Grzegorz: – Można przejść przez seminarium spokojnie, wystarczy nie wychylać się, żyć jak należy i mieć dobre relacje z ojcem duchownym. To kluczowa funkcja w formacji. Choć obowiązuje go taka sama tajemnica jak podczas spowiedzi.
Kamil: – Dokuczliwi bywają też klerycy. Zwłaszcza ci, którzy bawią się w przełożonych i udają świętych. Gdy wróciłem po urlopie, wszyscy mieli problem, że chodzę „na krótko”, tzn. w koloratce bez sutanny. Mieliśmy problemy z szóstym przykazaniem, ale o tym prawie nie mówiliśmy. Skupialiśmy się na długości rękawa koszuli, a nie na tym, jak poradzić sobie z kryzysem męskości, masturbacją czy zwykłym zakochaniem.


Twierdza
Józef Baniak, socjolog religii z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, który prowadził badania wśród 400 byłych księży i kleryków, tłumaczy: – Seminarium jest twierdzą dwuelementową: na zewnątrz niewidoczne, a to, co dzieje się wewnątrz, nie powinno stamtąd wychodzić. Słabsi emocjonalnie nie wytrzymują. Jedną z głównych przeszkód na drodze do kapłaństwa jest seminaryjna formacja, która nie przygotowuje do kapłaństwa – twierdzi prof. Baniak.
Ci, którzy zostali kapłanami, wspominają to inaczej: – Seminarium to miejsce, gdzie wszystko było poukładane za nich. Mówili, że narzucony z góry czas był dla nich dobry, bo teraz trudno im go wygospodarować – mówi Marta Tomaszewska.
Zdaniem prof. Beisert poczucie, że się jest ograniczanym, może być stonowane przez fakt, że jest się wybranym do czegoś i że to z tego faktu płyną ograniczenia: – To może bardzo pomóc w funkcjonowaniu jako ksiądz, a już w szczególności jako zakonnik we wspólnocie.
Z seminarium prowadzą dwie drogi. Jedna – do kapłaństwa, gdzie najważniejszym sprawdzianem jest parafia: – W wielu seminariach nie ma prasy. Klerycy nie wiedzą, co o Kościele się pisze, z jakimi zarzutami się zmierzą – przyznaje ks. Wiesław Przyczyna.


Drugą drogą jest odejście. A tu, jak przyznaje prof. Beisert, najważniejsze jest odnalezienie się w pozostawionej kiedyś rzeczywistości: – Im dłużej ta decyzja jest przeciągana, tym gorzej. W trudnej sytuacji są zwłaszcza ci, którym do końca wydaje się, że się nadają, a oceniono ich odwrotnie. Rodzi to konieczność zbudowania nowego pomysłu na siebie, i to w momencie, kiedy reszta rówieśników budowała ten pomysł w trakcie studiów. Te lata można traktować jako wyraźne cofnięcie się w rozwoju społecznym. Bo byli klerycy opuszczają seminarium bez silnych związków, a w zasadzie z pozrywanymi związkami. Warto tę sytuację potraktować jako kryzys życiowy, podobny do przeżywanych przez tych, którzy błędnie wybrali ścieżkę zawodową czy osobistą. Ta sytuacja wymaga jednak dobrej analizy i odpowiedzenia sobie na pytania: gdzie jestem, co straciłem i co zyskałem. Oraz oceny ryzyka, że mogę tego dobrze nie wykorzystać. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2015