Kręgosłup i serce

Największa potrzeba współczesnego mężczyzny to spotkanie z samym sobą: sprawdzenie swoich możliwości i ograniczeń, poznanie marzeń i granic. Wielu z nas od najmłodszych lat uczy się nie czuć i nie doświadczać.

12.11.2012

Czyta się kilka minut

Jacek Masłowski / Fot. Archiwum Prywatne
Jacek Masłowski / Fot. Archiwum Prywatne

JACEK MASŁOWSKI: Czy na początku mogę powiedzieć o tym, co mnie ostatnio zbulwersowało? Hasło towarzyszące Kongresowi Kobiet: „przemoc ma płeć”. Natychmiast zastanawiam się nad tym, o jakiej płci jest mowa. I rozumiem, że chodzi o męską.

KATARZYNA KUBISIOWSKA: A przemoc nie ma płci?

Nie ma. To prawda, że kobieta częściej od mężczyzny doświadcza przemocy fizycznej. I jednocześnie nie wiemy, w jakim stopniu dotyka ona samych mężczyzn. Zdecydowanie rzadziej o niej mówimy, nie wiemy, do kogo się z tym zwrócić. No i jakiego rodzaju przemoc mielibyśmy zgłosić, bo fizyczna to jeden z wielu jej rodzajów.

Może taką: żona mnie maltretuje słowami – upokarza i wyśmiewa.

Między ludźmi najwięcej jest nie werbalnej, lecz emocjonalnej przemocy: rozmaitych wykluczeń, poniżeń, kastracji psychicznych. Przemoc może się objawiać na wiele sposobów. Np. jedna z osób zakazuje drugiej kontaktów towarzyskich lub stawia warunki, których niespełnienie skutkuje sankcjami.

Jakie kobieta może stawiać warunki?

„Jeśli nadal będziesz chodził z kolegami na piłkę, to zapomnij o łóżku”. Popularne są też „ciche dni”, podczas których partner ma zrozumieć swoje niegodziwe zachowanie. Przemoc może mieć wyraz ekonomiczny, kontrolowanie partnera poprzez wydzielanie pieniędzy.

Skąd bierze się przemoc emocjonalna?

Z podglądniętych zachowań. Kobieta wychowująca się w domu, w którym matka okazywała szacunek mężowi, będzie w ten sposób traktowała swojego męża. Natomiast jeśli w rodzinie, z pokolenia na pokolenie, powiela się wzorzec, w którym mężczyznę tłamsi dominująca kobieta, to istnieje prawdopodobieństwo, że córka zwiąże się z identycznym typem, jakiego wybrały babka i matka, uznając, że to jest „normalny” model funkcjonowania w relacji.

To działa tylko w jedną stronę?

Nie tylko. Każde dziecko ma bardzo silnie rozwiniętą potrzebę akceptacji. W zdrowych rodzinach dziecko jest przez rodziców uznawane takie, jakim jest. Niestety, często sytuacja wygląda inaczej. Proszę sobie wyobrazić chłopca, którego rodzice rozstają się we wrogości. Ojciec w jego życiu przestaje być obecny i pojawia się ryzyko, że dziecko zaczyna być przez matkę poniżane.

Poniżane?

Kobieta bierze w ten sposób odwet na męskim świecie za swoje krzywdy. Wychowywany w takich warunkach chłopiec uczy się tego, że o akceptację u kobiety musi mocno się starać. I robi to samo już jako dorosły tworzący związek.

Matka może też uwodzić syna, to inna forma poniżenia. Dorastającego chłopaka adoruje swoją seksualnością, zwyczajnie ją eksponuje. Siłą rzeczy w młodym człowieku budzą się reakcje, nad którymi nie jest w stanie zapanować. Kiedy syn usiłuje zbliżyć się do matki – np. podgląda ją – to ona reaguje w ten sposób, aby poczuł się zawstydzony. Mówi: „jak możesz się tak zachowywać?!”, „wszyscy jesteście tacy sami, robisz jak twój ojciec, tak nie wolno!”. Czyli zakazuje mu seksualności.

Czy taka relacja poznana w dzieciństwie powoduje, że mężczyzna w przyszłości nie potrafi podjąć istotnej decyzji?

Pasywny mężczyzna nie ma przeciętej pępowiny, matka zawsze nim dyrygowała, choćby mówiąc: „zobacz, co mi zrobił twój ojciec, ty, mój mały, nigdy mnie nie zostawisz”. Podjął więc w duchu decyzję, że nie opuści matki. Nawet jeśli w dorosłym życiu zdoła znaleźć partnerkę, to i tak mama ciągle pozostaje instancją, wokół której zdania świat mężczyzny-chłopca się kręci. A ponieważ w związku ktoś musi być decyzyjny, więc zostaje do tego oddelegowana kobieta.

Inny typ – „macho” – realizuje w związku model: „ja jestem dobry, a ty jesteś zła. Więc bądź szczęśliwa i wdzięczna, że cię wybrałem”. „Inkwizytor” z kolei myśli: „kobieta może czynić spustoszenia, jest nieobliczalna i nieprzewidywalna. Dlatego trzeba ograniczać jej suwerenność”. Natomiast „Don Juan” boi się zaangażować, więc bawi się na całego. Nauczył się, że matka, więc i inne kobiety są groźne, dlatego wchodzi z nimi w relację tylko do pewnego momentu. Odsuwa się, gdy robi się zbyt blisko.

Tego, co teraz mówię, nie traktujmy jednak jako poradnika psychologicznego – wszystko to bardziej skomplikowane struktury.

Ale i tak z tego wynika, że głównie na matce spoczywa odpowiedzialność za to, że mężczyzna nie może odnaleźć się w świecie.

Żyjemy w rzeczywistości wielkiego zamieszania – mężczyźni i kobiety pogubili się, nie wiedzą, jakie są dziś ich role.

I jeśli szeroko pojęta przemoc jest czymś, co powszechnie niszczy rodziny, to w konsekwencji przede wszystkim kobiety zostają z niezwykle trudnym zadaniem, jakim jest wychowanie emocjonalnie zdrowego mężczyzny w sytuacji, kiedy same są emocjonalnie poranione. Współczesnym mężczyznom brakuje mądrych, obecnych emocjonalnie ojców. Najlepiej jeszcze, kiedy swoje ojcostwo mogliby realizować w zdrowych relacjach z ich matkami.

Polscy ojcowie byli wiecznie nieobecni: ginęli na wojnach lub siedzieli w więzieniach.

Wystarczy przypomnieć Katyń, wielką traumę społeczną, za którą płacimy po dziś dzień. Zostali wymordowani nie tylko ojcowie, ale mentorzy dysponujący wiedzą i doświadczeniem, prezentujący godne naśladowania postawy. Ludzie kiedyś budujący potęgę zostali zastąpieni systemowymi pacynkami, realizującymi zalecenia naszego bratniego narodu.

W czasie Euro słyszałem komentarze, że drużyna rosyjska przed meczem wychodzi na boisko w ten sposób, aby wygrać: manifestuje postawę zwycięzców. Natomiast Polacy przyjmują strategię zespołu, który może wyłącznie się utrzymać, z góry zakładają swoją słabość. Jakkolwiek mocno by to nie zabrzmiało, jest to dobra ilustracja tego, co się dzieje w skali narodu, gdy zaczyna brakować silnych mężczyzn, zaangażowanych w wychowanie synów.

Kiedyś tak nie było – to, co polskie, miało w świecie wartość. Inni się z nami liczyli, bo myśmy liczyli się sami ze sobą. Dziś nader często łączy się to z codzienną postawą mężczyzny, który nie rusza do działania, aby coś osiągnąć, bo nawykowo uznaje się za ofiarę.

Jak ta nieobecność ojca odbija się jeszcze na życiu syna?

On nie pokazał synowi, jak radzić sobie z dorosłą kobietą, która jest normalnym człowiekiem, mającym swoje lepsze i gorsze dni, swoje potrzeby i zniechęcenia, która czasem ma rację, a czasem nie. On teraz nie wie, że w trudnej sytuacji nie musi jej ustępować tylko dlatego, że się jej boi. Może powiedzieć: „uważam, że się mylisz, nie zgadzam się na to. I potrzebuję, żebyś uszanowała też moje wartości”.

Mężczyzna może bać się kobiety... Rzeczywiście tak się dzieje tylko dlatego, że wyrastał w trudnym związku rodziców?

Przyczynia się do tego także system prawno-społeczny, który nie wspiera rozmaitych potrzeb męskich. Np. wtedy, gdy kobieta decyduje się na rozwód, opuszcza mężczyznę i zabiera ze sobą dzieci. Takie zachowanie jest powszechnie akceptowane. Zupełnie inaczej sprawa zaczyna wyglądać, kiedy sytuacja jest odwrotna – wtedy mówi się o porwaniu. Zgłasza się do mnie szereg ojców, którzy borykają się z tego rodzaju problemami. Kobiety chętnie cenzurują i limitują kontakty ojców z dziećmi. Właściwie dlaczego z definicji 11-letni syn ma mieszkać z matką, kiedy dla jego rozwoju szczególnie istotne jest bycie blisko ojca?

Kolejnym źródłem obaw mężczyzn mogą być doniesienia prasowe o bezkarnym oskarżaniu ojców o rzekome pedofilskie zachowania, coraz powszechniejszy element gry rozwodowej stosowanej przez kobiety, niemający nic wspólnego z prawdą. Zwyczajny strzał w jądra, bo jak to udowodnić? Nagłaśnianie w mediach tego typu akcji działa na mężczyznę hamująco. Facetowi walczącemu o swoje dzieci trudniej znaleźć wsparcie w jakichś instytucjach. A kobieta ma ich bardzo wiele, na czele ze wspomnianym Kongresem Kobiet.

Męski „kongres” trwa na okrągło, to mężczyzna sprawuje realną władzę – w parlamentach, biznesie, mediach.

I co robi wiele kobiet, a szczególnie te, które głośno to pokazują? Zakładają spodnie i usiłują zjeść ten sam kawałek tortu, który dotąd wyłącznie podawano mężczyźnie. Kobieta swoimi działaniami realizuje wzorzec patriarchalny: nie zaproponowała innego programu dla swojej bytności w świecie. Na Kongresie Kobiet powinna być reprezentowana kobieca jakość, a jest inaczej: popularyzowane są przemocowe hasła na temat przemocy. Kobiety walczą o pracę, władzę, pieniądze, wpływ – to wszystko są obszary, które do tej pory były częścią projektu patriarchalnego. I używają do tej walki męskich chwytów.

Jakich?

Szereg kobiet daje taki komunikat: dopóki nie będę taka jak mężczyzna, to nie stanę się równa. Aby zrobić karierę, trzeba być po męsku agresywną. To jest paradoks, że chcielibyśmy mieć mężczyzn żeńsko-pasywnych i kobiety męsko-agresywne.

A ja chciałbym pomyśleć: „widzę wspaniały kobiecy trzon, chętnie bym z niego czerpał”. Tylko wielu z nas, mężczyzn, nie widzi tego, co by nam miała zaproponować w tej sprawie współczesna kultura kobieca.

Naprawdę mężczyźni tego nie widzą?

Ja widzę: współczesna kobieta może, o ile się na to zdecyduje, być jak lustro dla mężczyzny, dzięki czemu on, jeśli będzie miał odwagę w nie spojrzeć, zobaczy siebie takim, jakim jest, a nie jakim wydaje mu się, że jest. To pozwoli mu na rzetelne zadbanie o siebie i sprawy, za które wziął odpowiedzialność.

Coraz więcej pojawia się par, w których kobieta robi karierę, a mężczyzna zajmuje się prowadzeniem domu.

Ale czy jest to zgodne z duchem, który w nim drzemie, z potrzebą sprawczości – zdobywania dóbr i przestrzeni?

Kobietę z czasem frustruje partner, który jest wyłącznie opiekuńczy i troskliwy. Przestaje być też atrakcyjny seksualnie. Zaczyna jej brakować tego, co w mężczyźnie istotne: waleczności, stanowczości, siły. Na moją terapię trafiają mężczyźni, którzy od lat wychowują dzieci. W pewnym momencie żony mówią: „mam już dosyć zarabiania na życie, ty teraz się tym zajmij”. Najczęściej na terapię przysyłają ich żony. Po pewnym czasie jednak zauważają, jak dobrze czują się sami ze sobą i inni z nimi, kiedy nabierają pewności siebie, stanowczości, siły, odwagi. I nie chodzi o to, że zaczynają robić jakieś niezwykłe kariery, lecz wyraźnie polepsza się jakość ich związków.

Istnieje jeszcze taki model związku: mężczyzna pracuje nieprzerwanie, zdobywa prestiż i odnosi sukces materialny, a kobieta domaga się jeszcze, żeby sporo czasu poświęcał dziecku.

Świetnie byłoby umieć połączyć te wszystkie elementy, jednak doba ma 24 godziny, a energia człowieka określony limit. Dlatego nie jest możliwe bycie znakomitym ojcem i pracownikiem korporacji oraz superrozumiejącym partnerem i kapitalnym kochankiem w ciągu jednej doby. I nie sposób na co dzień to realizować. Jeśli kobiety i mężczyźni usiłują robić to samo, to będą wybierać z tego dla siebie rzeczy najbardziej atrakcyjne, a sprawy wymagające więcej wysiłku najchętniej oddaliby komuś innemu.

Np. opiekę nad dziećmi. W rezultacie powierzają ją babciom i niańkom.

Wychowanie jest społecznie ważne i wartościowe. Ale w codzienności to znój: działanie ukierunkowane na kogoś innego, rezygnacja z siebie, zaburzenie rytmu życiowego, zwłaszcza gdy dzieci są małe. Z pracą wiąże się splendor, władza, pieniądze, rozwój. W robocie można coś odpuścić, zmarkować, spowolnić. Przy dziecku nie ma takiej możliwości, ono wtedy zaczyna krzyczeć, domagać się i być nieznośne w kontakcie.

Równouprawnienie zmierza w niebezpiecznym kierunku: mężczyźni i kobiety przerzucają na siebie odpowiedzialność za różne obowiązki. Za mało jest dialogu, a więcej prób oskarżania w stylu: „wy macie lepiej, a my mamy gorzej”. Żadna z płci nie ma lepiej, wszyscy mamy się kiepsko.

To z tego powodu coraz więcej ludzi decyduje się na rozwód?

Coraz częściej ludzie budują relacje na deficytach. Mężczyzna patrzy na kobietę i kalkuluje, jakie potrzeby może ona mu zaspokoić. Nie myśli: „co ja mogę jej zaoferować?”, tylko: „co mogę dla siebie wyciągnąć z jej kieszeni, bo może mi się to przydać?”. W drugą stronę ten mechanizm działa identycznie. Jeśli trafi na siebie para, w której partnerzy wykorzystują siebie nawzajem, to jest dobrze, dopóki mają się czym karmić. Kończy się to w chwili, gdy kieszenie zaczynają być puste albo rodzi się dziecko, całkowicie zmieniające ten układ i domagające się intensywnie uwagi i obecności. Wtedy okazuje się, że ci ludzie nie mieli sobie nic do zaoferowania, za wyjątkiem wzajemnego łatania dziur.

Jaka jest największa potrzeba współczesnego mężczyzny?

Spotkanie z samym sobą: sprawdzenie swoich możliwości i ograniczeń, poznanie marzeń i granic. A do tego potrzebne jest nazwanie i wyartykułowanie potrzeb indywidualnych. Szereg mężczyzn od najmłodszych lat uczy się nie czuć i nie doświadczać, bo to niesie ryzyko, po co się frustrować. Jednocześnie głód emocjonalny rośnie...

Sądzę, że w takim procesie samopoznania mogłaby mężczyźnie pomóc rozmowa z kolegą. On jednak zdecydowanie częściej do takiej relacji zaprasza kobietę.

Kobiety wychowują się na ogół w kobiecej wspólnocie: najpierw matka i kobiety nad łóżeczkiem, później panie w przedszkolu, nauczycielki, przebywają głównie w świecie kobiet. To samo dzieje się, niestety, z mężczyznami. Taka sytuacja sprawia, że o wiele rzadziej można spotkać mężczyznę, który jako chłopiec mógł doświadczać wartościowej, intymnej relacji z mężczyzną. Niby dlaczego, przyzwyczajony do tego, że od zawsze pochylały się nad nim kobiety, teraz ma szukać więzi z mężczyznami?

A więc mężczyźnie nie tylko potrzebny jest ojciec, ale również mądrzy przyjaciele, którzy dadzą mu realne wsparcie i wyznaczą ramy. Takiego przyjaciela trudniej chyba znaleźć niż żonę. Sam miałem z tym kłopot.

Dlaczego coraz więcej spotykamy mężczyzn pozbawionych pasji, przez to sfrustrowanych?

Bo do każdej pasji potrzebne są uczucia – pełne zaangażowanie w coś, co się robi. Pasją może być gotowanie rosołu, działanie w fundacji, układanie z synem klocków. Człowiek z taką energią wysyła światu sygnał i natychmiast skupia na sobie uwagę.

Dla kobiety pasja jest czymś bardziej naturalnym, bo łatwiej jej otworzyć serce.

To też jest właśnie coś, czego może się nauczyć mężczyzna od kobiety: korzystania z dobrych emocji.

Mężczyzna musi pozwolić sobie na otwarcie serca i mieć dość siły, aby wytrwać w świecie, który funduje mu okoliczności bardzo chętnie te serce zamykające. Mężczyzna z pasją ma dostęp do miłości, wtedy tylko będzie szczęśliwy.

Na prowadzonych przeze mnie spotkaniach rozmawiam z mężczyznami o najbardziej intymnych sprawach. Zastanawiamy się: czym jest miłość? Jedni mówią, że to więź, inni, że to substancja świata, a jeszcze inni, że to jest coś, czego by chcieli doświadczyć, ale nie doświadczają. Wszystko toczy się bez cenzury. Nikt się nie oburzy, gdy mężczyzna przyzna się do strachu przed ciążą żony, znużeniem dzieckiem czy obawą, że utraci płynność finansową.

To rzeczywiście wyjątkowa sytuacja, bo mężczyzna rzadko otwarcie mówi o swoich lękach i słabościach.

Zdarza mi się w czasie sesji usłyszeć, po tym, jak mężczyzna popłacze: „w życiu bym się nie spodziewał po sobie, że kiedyś pokażę to przy mężczyźnie”. A to oznacza, że ojciec tego człowieka odrzucał. Albo mówił: „przestań się mazać, weź się do roboty, gówniarzu”.

Co jeszcze jest potrzebne mężczyźnie do spełnionego życia?

Prywatna przestrzeń, w której może być sam ze sobą. Ona w kobiecie może budzić lęk. Zastanawia się: „co on tam robi, gdy mnie tam nie ma?”. W związku z tym ona zaczyna go kontrolować i burzy proces separacyjny. Kobieta powinna mieć świadomość, że to nie zamach na relację, tylko wentyl bezpieczeństwa. Mężczyzna z takiej przestrzeni wraca do relacji silniejszy.

A jakiej właściwie kobiety potrzebuje mężczyzna?

Mądrej. Czyli takiej, która go wesprze. Mężczyzna może się przed nią otworzyć, powiedzieć: „słuchaj, grozi mi utrata pracy – boję się tego i tego – nie wiem, co mam teraz zrobić”, a w odpowiedzi nie usłyszy: „a tobie jak zwykle coś nie wychodzi”. Kobiety, której można zakomunikować: „słuchaj, potrzebuję na jeden dzień wyjechać i pobyć sam na sam, robię to raz w roku, jest mi to potrzebne”.

Każdy ma własny system wartości, dla jednego wsparciem będzie sprzątanie, gotowanie, wychowywanie dzieci, a dla drugiego zarabianie połowy pensji potrzebnej do podtrzymania standardu życia.

A z jakimi mężczyznami spotyka się Pan najczęściej?

Wolę powiedzieć, jakich bym chciał spotykać i do czego sam dążę. To mężczyźni, którzy mają kręgosłup i serce. Kręgosłupem jest system wartości i niezłomność – one sprawiają, że można się na człowieku oprzeć i mieć do niego zaufanie. A serce to po pierwsze pasja i miłość, a po drugie zdolność do empatii. Takich mężczyzn brakuje w dzisiejszym społeczeństwie – prezentujących się nie w sposób przemocowy, lecz wyraźny. Jasno określających, co jest moje, na czym mi zależy, jakich trzymam się zasad. 


JACEK MASŁOWSKI (ur. 1972) jest trenerem grupowym i psychoterapeutą Gestalt. Studiował filozofię na Uniwersytecie Śląskim oraz psychologię w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie i na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Prowadzi warsztaty rozwoju osobistego dla mężczyzn.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2012