Krakowskie dymy

Od dziesięcioleci nad Krakowem wisi poducha duszących wyziewów, pochodzących głównie z ognisk domowych.

18.02.2013

Czyta się kilka minut

Sprawa jest stara i omówiona, nie ma w niej krzty tajemnicy. Wiadomo tu jedno, ze stuprocentową pewnością – że odkąd krakowianie odkryli proces spalania, palą. Towarzyszy temu zachwyt i, od jakiegoś już czasu, mus pielęgnacji zachowań tradycyjnych. Początki fascynacji paleniem czym popadnie sięgają epok, gdy łowiectwo polegało tu na zaganianiu mamutów w okolice kopca Kościuszki i spychaniu tych dobrotliwych zwierząt z maluśkiej skarpy. Wydarzenia te można umieścić na osi czasu w sąsiedztwie daty przybycia w Krakowskie pierwszego Chińczyka podróżującego wozem – wozem, który miast tradycyjnych tu płóz, był wyposażony w koła.

Takie były początki. Palenie w mieście – nazwijmy to z pełną odpowiedzialnością paleniem profesjonalnym – osiągnęło apogeum po wizycie pierwszego Włocha. Wybudował niebywały na tych terenach piec, służący pierwotnie do przyrządzania elementarnej tu potem potrawy, czyli picy. Umiłowaniu picy towarzyszył rozwój, upowszechnienie i demokratyzacja palenia. Zwłaszcza palenia w celu ogrzewania siedlisk.

Era tworzyw sztucznych ostatecznie zamknęła w Krakowie wielką erę paliw kopalnych, które wrzucano do pieców. Owszem, węgiel i oleje są i dziś w ekskluzywnym użytku, takoż drewno, ale znamy ich ceny i w detalu, i hurcie. Stąd teraz pali się po domach opony, a zwłaszcza folię. W Krakowie odnotowano największe w Europie zużycie reklamówek na siedlisko, badania sporządzono na podstawie obserwacji największej liczby pobrań torebek w supersamach. Bardzo prędko porównano cenę energii zbywanej tradycyjnie przez molochy energetyczne z ceną energii wydostającej się z płonącej reklamówki. Stąd te wyniki. Nienotowane nigdzie jest tu spalanie wyściółek styropianowych, pudełek po mleku, i oczywiście opakowań po picy, których jest najwięcej w Europie nieśródziemnomorskiej, czemu nie przeszkadza palenie o każdej porze dnia i nocy obierków po ziemniakach.

Sformułowanie „spali się” jest elementarnym i ostatecznym wnioskiem dotyczącym zagadnień trudno w Krakowie rozwiązywalnych. Pali się tu zatem puszkami po piwie i wszystkimi teoretycznie niepalnymi odpadkami cywilizacji, pali się albo podejmuje się takie próby – nazwijmy je pionierskimi. Konsekwencje są znane.

We wspomnianej podusze rozpuszczają się ku rozpaczy kolekcjonerów i pasjonatów astronomii tak popularne teraz meteoryty, a kwasem w niej zawieszonym można wyżreć pod miastem korytarz na metro, szybki tramwaj i sześciopasmową autostradę. Konsekwencją jest też brud, nieznany nie tylko w miastach gotyckich, ale nawet tych przemysłowych, gdzie podstawą egzystencji mieszkańców jest produkcja koncentratu kwasu siarkowego.

Garść tych encyklopedycznych niemal wieści podawana jest tu nie bez powodu. Oto bowiem garstka najwyraźniej niemiejscowych i nietradycyjnych osobników podjęła właśnie energiczną próbę walki z poduchą. Chcą uświadamiać i edukować, chcą – mówiąc wprost – naszą krakowską poduchę zneutralizować i zlikwidować. Akcja ta wywołała zrozumiałą u rdzennych krakowian trwogę. Tutejszych wartości postanowił bronić prezydent miasta Jacek Majchrowski, twardo stawiając sprawę. Obwieścił on, że akcja informująca o zanieczyszczeniu krakowskiego powietrza może wywołać spadek wpływów w branży turystycznej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2013