Jeszcze raz, ostatni raz

Jeśli nie porozumiemy się z Litwą, zapomnijmy w ogóle o wschodniej polityce.

23.04.2012

Czyta się kilka minut

Litwa jest naszym sojusznikiem, należy do Unii Europejskiej i NATO, jest też krajem demokratycznym, jeśli więc nie jesteśmy w stanie dojść do porozumienia z tym krajem, to jak w ogóle możemy myśleć o współpracy i pojednaniu z takimi krajami jak Białoruś, Rosja czy Ukraina?

To prawda, że Litwini są uparci, że mają potrzebę podkreślania swojego zdania, że niektóre gesty władz tego kraju być może bardziej należą do porządku psychologii niż polityki – ale czy naprawdę są to kwestie, nad którymi nie można przejść do porządku dziennego? Oczywiście pewnych zachowań nie można tolerować w nieskończoność, ale proponowałbym jeszcze raz – niech będzie: ostatni raz – wziąć głęboki oddech w imię wyższych racji.

Co nam z tej uległości? W końcu od 20 lat tolerujemy zachowania Litwinów, a oni się nie zmieniają. Odpowiedzieć można trochę naokoło – z tej uległości mamy nie mniej, niż mieliśmy z naszego zaangażowania w Iraku czy Afganistanie.

Stosunki z Litwą trzeba rozpatrywać z kilku perspektyw. Po pierwsze, z perspektywy stosunków bilateralnych. Po drugie, biorąc pod uwagę sytuację polskiej mniejszości na Litwie i litewskiej w Polsce. Po trzecie, patrząc na oba kraje jako na członków euroatlantyckiej wspólnoty. Po czwarte, mając na uwadze wschodnich sąsiadów Polski i Litwy.

OSAD ZOSTAŁ

Jeśli chodzi o relacje między obu krajami, to są one – biorąc pod uwagę przeszłość – i tak całkiem dobre. Nie prowadzimy wojny, nikt nie oskarża nas o okupowanie cudzej stolicy. Bo wcale nie chodzi o to, że każdy Litwin budzi się i zasypia złorzecząc na Lucjana Żeligowskiego. Chodzi o historię najnowszą.

Warto pamiętać, że Warszawa, w opinii Litwinów, wcale nie spieszyła się z uznaniem niepodległości Litwy w 1991 r. Niepodległość Ukrainy uznaliśmy jako pierwsze państwo na świecie – z Litwą się ociągaliśmy. W ten sposób zmarnowany został kapitał, jaki wypracowali polscy parlamentarzyści, którzy wspierali litewskie aspiracje niepodległościowe.

Oczywiście można też argumentować, że Polacy nie musieli uznawać niepodległości Litwy, bo nigdy nie uznali jej za państwo podległe, ale ta argumentacja brzmi mało przekonująco. Że są to argumenty „dwudziestoletnie”? Popatrzmy na polityczne dyskusje polsko-polskie czy też na nasze spory z Rosją – umysły rozpalają znacznie dawniejsze historie.

Dodajmy do tego koncepcję polskiej autonomii, którą lansowali u progu litewskiej niepodległości niektórzy tamtejsi Polacy – ewidentnie sterowani wówczas przez Moskwę. Projekt upadł, ale osad został.

Od tego czasu minęły dwie dekady – Polacy mieszkający na Litwie mieli dość czasu, aby utożsamić się z państwem, w którym żyją. Warto pamiętać, że na Litwie działa silna partia polityczna Akcja Wyborcza Polaków. Niektórzy Litwini przekonują co prawda, że Polacy mieliby większy wpływ, gdyby działali w różnych partiach litewskich i tam przekonywali (po litewsku) do swoich racji, ale rzecz jasna Polacy mają prawo do własnej partii. Pytanie tylko, co z tym prawem robią – bo jeśli zapisują się w historii litewskiej demokracji forsując pomysł, aby w okręgu wileńskim panował Jezus Chrystus, to trudno się dziwić, że podtrzymują stereotyp ludzi oderwanych od realiów.

Z tej perspektywy opór Polaków przed zmianami w szkolnictwie przez większość Litwinów jest odbierany jako niechęć przed rzeczywistością, jaką jest współczesne państwo litewskie, w którym kariery i dobre zawody można zdobywać tylko mówiąc biegle w języku litewskim.

W tej sytuacji pozostaje jedynie obruszać się, gdy Litwini porównują sytuację z polską mniejszością do konfliktów dotyczących rosyjskiej mniejszości na Łotwie. Od ośmiu lat Polacy na Litwie, jako obywatele tego kraju, mogą też odwoływać się do unijnych instytucji: czy robią to w wystarczającym stopniu?

GDZIE TA SOLIDARNOŚĆ

Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Kwestie polskiej mniejszości dotknęły też innych relacji. A to prezydent Litwy podjęła (prawda, że niemądrą) decyzję, by zignorować zaproszenie na zorganizowany przez Bronisława Komorowskiego szczyt państw regionu w Warszawie, a to okazało się, że są jakieś problemy ze współpracą w ramach NATO i polskimi lotami nad krajami bałtyckimi.

Ideą Sojuszu jest solidarność. Jeśli Polacy, jak napisała „Gazeta Wyborcza”, zaczynają kwestionować tę zasadę w imię kilku rachunków za noclegi polskich pilotów na Litwie, to jest to dobra wiadomość dla wszystkich tych, którzy w NATO widzą przeciwnika. Polska jest państwem sporym, posiada w przeciwieństwie do Litwy własne lotnictwo i jeśli naprawdę wierzy w deklaracje zawarte w dokumentach fundujących współpracę euroatlantycką, nie powinna teraz grymasić. Mamy w bolesnej pamięci stwierdzenie, że nikt nie chce umierać za Gdańsk. Wydawało się, że relacje we współczesnej Europie budowane są na innej logice.

Wreszcie: polska polityka wschodnia byłaby o wiele skuteczniejsza, gdyby była prowadzona także w sojuszu z Wilnem i gdyby oba państwa były pozytywnym przykładem dla elit w Kijowie czy w Mińsku. Ale jeśli stamtąd widać, że demokracja i obecność w UE nie chronią przed awanturami podobnymi do tych na terytorium poradzieckim, to po co się starać?

Można też zapytać: co zrobiliśmy, aby pozyskać współczesnych Litwinów? Tak – nasza polityka wobec mniejszości litewskiej w Polsce jest nieporównywalnie lepsza. Nie róbmy jednak z normalności cnoty. Po pierwsze, inaczej niż w przypadku Polaków na Litwie, Litwini w Polsce stanowią ułamek społeczeństwa, a po drugie, chodzi przecież o obywateli państwa polskiego. Aż nieswojo się robi, jeśli trzeba używać takich argumentów.

Co my właściwie wiemy o współczesnej litewskiej kulturze, literaturze i popkulturze? Ba, co wiemy w ogóle o sytuacji na Litwie? Co zrobiliśmy dla komunikacji obu narodów? Mały eksperyment – na stronach PKP wpiszmy wyszukiwanie połączenia między Warszawą a Wilnem. Najlepsza opcja to 10-godzinna podróż z dwiema przesiadkami. Nie stworzyliśmy nawet infrastruktury potrzebnej do współpracy...

To zresztą dotyczy także innych krajów na wschód od naszej granicy. Niedoinwestowane Instytuty Polskie nie mają szans, by skutecznie promować tam współczesną Rzeczpospolitą. Za to w biurach podróży pełno jest propozycji nostalgicznych wycieczek po polskich śladach, a w księgarniach zalegają książki ze słowem „kresy” w tytułach. Tak naprawdę pokutuje w nas przekonanie, że historyczna wielkość I Rzeczypospolitej i wkład w światową historię, jakim była Solidarność, zwalnia nas z wysiłku starania się o sympatię i szacunek mniejszych czy biedniejszych narodów.

A potem się dziwimy, że nie ma dla nas w Europie Wschodniej klimatu inwestycyjnego, że polskim przedsiębiorcom podkłada się nogi, że inni (Niemcy, Rosjanie) okazują się szybsi i bardziej skuteczni. Inni po prostu dbają o soft power.

CIĄGLE PO TYCH SAMYCH TORACH

Brak wiedzy o współczesnej Litwie skutkuje rozczarowaniem. Być może tam, gdzie widzimy tylko nacjonalistów, mamy do czynienia po prostu z ludźmi sowieckimi – dotyczy to zarówno litewskiej elity, jak polskich aktywistów. Nie chodzi o jakieś tajemnicze wpływy Rosji, ale o ludzką mentalność. Zresztą: awantura między dwoma postkomunistycznymi krajami, mniej lub bardziej pośrednio osłabiająca pozycję UE za jej wschodnią granicą, na pewno cieszy Kreml.

W obecnej chwili jest zrozumiałe, że wezwania typu: bądźmy mądrzejsi, bardziej cierpliwi – brzmią jak głos naiwnego. Tyle że w zamian mamy uleganie chwilowym nastrojom i karmienie wzajemnej niechęci. Zajęcie dobre dla gawiedzi, ale nie dla elit politycznych. W UE panuje kryzys, kraje takie jak Ukraina czy Białoruś oddalają się od nas, Rosja nieudolnie, ale jednak uruchamia projekty integracyjne. To naprawdę nie jest moment na spory polsko--litewskie. Bądźmy mądrzejsi, przeczekajmy tę falę niechęci, nie przyczyniajmy się do jej wzrastania.

Pisał przed laty Miłosz do Venclovy: „nowe pokolenia inaczej będą ze sobą rozmawiać, niż to działo się w latach przedwojennych. Musimy jednak liczyć się z siłą inercji i z tym, że w próżni ideologicznej, jaka powstała, nacjonalizm w Polsce czy w Litwie nieraz będzie wkraczał na utarte tory”.

Oby Poeta rację miał tylko w tym pierwszym zdaniu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18-19/2012