Jaskółka nie doczekała

Miał być symbolem nowego otwarcia. Jego decyzję o przyjęciu stanowiska szefa stołecznego wydziału estetyki komentowano równie gorąco jak rezygnację, którą właśnie złożył – po niespełna trzech miesiącach.

18.11.2013

Czyta się kilka minut

Grzegorz Piątek mówi o sobie, że jest architektem wierzącym, ale niepraktykującym, odkąd już na studiach zauważył, że łatwiej przychodzi mu pisanie niż projektowanie. Nie tworzy architektury, tylko ją analizuje i przybliża innym – pisząc, przygotowując wystawy, wykładając. Urodzony w 1980 r. warszawiak, absolwent Wydziału Architektury stołecznej politechniki, zaczynał jako redaktor w miesięczniku „Architektura-Murator”. Przełom w jego życiu zawodowym nastąpił w 2008 r., kiedy z Jarosławem Trybusiem (oraz Kobasem Laksą i Nicolasem Grospierrem) stworzył wystawę „Hotel Polonia”.

To było mocne wejście: wystawa dostała nagrodę Złotego Lwa na Biennale Architektury w Wenecji. Dostrzegły ich media. Wyrobili sobie markę krytyków architektury w nowym stylu, udowadniających, że można mówić i pisać o niej w sposób atrakcyjny także dla młodych, bez hermetycznych sformułowań. Ich praca wpisała się w rosnące zainteresowanie Warszawą, jej urbanistyką i historią, oraz coraz odważniejsze działania społeczne na rzecz poprawy przestrzeni miejskiej. Założyli fundację, zaczęli wydawać książki – m.in. dotąd niedostępne u nas publikacje Le Corbusiera. – Dobrze czułem się z tym, co robię – mówi Piątek. – Nie planowałem powrotu do urzędu.

Powrotu – bo jeszcze jako student przez osiem miesięcy pracował w tym samym wydziale estetyki, a później, też czasowo, koordynował starania Warszawy o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury jako ekspert zewnętrzny. – W obu przypadkach widziałem wiele negatywnych zjawisk. Ale zgłosiłem się do konkursu na szefa wydziału estetyki, bo uwierzyłem, że pod presją, która powstała w związku z referendum, władza będzie potrzebowała sukcesów i nowe otwarcie nie będzie polegało na zmianie wizerunku czy ruchach personalnych, lecz na realnych działaniach – zaznacza.

Nie odstraszał go nawet rytm urzędniczej pracy. Bo Piątek, podobnie jak wiele osób z jego pokolenia, które w kolejnych wyborach najchętniej wybrałyby opcję „żaden z powyższych”, wierzy, że chcąc zmieniać miejską czy krajową politykę, nie wystarczy okopać się w trzecim sektorze, ale przejść na drugą stronę i tam wykorzystać swoje doświadczenie pozarządowe: wpływać na to, co się dzieje, lansować dobre wzorce, nawet za cenę ryzyka porażki. – Niestety, mój przypadek udowodnił, że jedna jaskółka wiosny nie czyni – mówi. – Po kilku tygodniach poczułem, że góra traci zainteresowanie tym, co mógłbym wnieść. Bezpośrednią przyczyną rezygnacji było jednak to, że zorientowałem się, iż wiele decyzji wpływających na estetykę miasta, za którą odpowiadałem własnym nazwiskiem, zapada gdzie indziej, i zamiast przymykać oczy, wybrałem absolutną szczerość. Często narzekamy, że prawo jest niedoskonałe, a mimo to już istniejące zasady nie są przestrzegane, wiele spraw rozwiązuje się w poprzek procedur, bez namysłu i konsultacji, z myślą o szybkim załatwieniu sprawy lub doraźnym wizerunkowym sukcesie.

Piątek przyznaje, że poniósł porażkę, a przede wszystkim doznał sporego rozczarowania. Czy zaryzykowałby jeszcze raz? – W tej chwili na pewno nie. Jeśli kiedykolwiek – odpowiada na pewno nie na tych warunkach.

Wraca więc do Centrum Architektury, które przygotowuje właśnie wznowienie książki „Warszawa funkcjonalna”, podstawowego manifestu urbanistycznego, pochodzącego z lat 30. – Co istotne, poniekąd związanego z moją dotychczasową pracą, bo ten projekt rozwoju stolicy jest efektem działań Jana Chmielewskiego i innych urbanistów, architektów czy inżynierów, którzy zostali zatrudnieni przez warszawski ratusz do realnej pracy badawczej i projektowej. Starzyński, choć też działał propagandowo, umiał zaufać fachowcom, a nie tylko bazować na wytwarzanych naprędce wizualizacjach czy hasłach – opowiada. I dodaje, że w tym samym dniu, w którym zabrał swoje rzeczy z urzędu, pomyślał, że warszawskie środowisko architektów znów powinno stworzyć taką dalekosiężną strategię. To byłby niezły plan. Przynajmniej na najbliższe lata.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2013