Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Obserwowałam, trochę z boku i z daleka, polską dyskusję publiczną o zasadności religii w szkołach i nie do końca rozumiałam taki sposób stawiania problemu. Piotr Sikora w tekście „Katecheza, religioznawstwo i inne pomysły” naprowadza nas na właściwą drogę rozumowania. Nie „gdzie uczyć”, ale „jak rozumieć nauczanie religii” – uczyć czy wtajemniczać.
Nie sądzę, tak jak autor, by szkolna sala i „charakter szkolnego przedmiotu” były tu optymalnym rozwiązaniem. Nie uważam też, by wybór między religioznawstwem a religią (w szkołach) był uczciwy, odbiera bowiem uczniom katechezy prawo do poznania innych religii, szczególnie teraz, w dobie ekumenizmu i nauki wzajemnego poszanowania.
W amerykańskim systemie szkolnictwa istnieje wybór kursów w semestralnym czy rocznym systemie, co umożliwia młodym ludziom uzupełnianie swoich pozaprogramowych zainteresowań. Nauka o religii takim kursem tam jest i u nas być powinna.
W Stanach spędziłam wiele lat. Wyprowadzona ze szkoły, ale niedbająca o dobrą teoretyczną bazę, nauka religii „produkuje” tam katolików intuicyjnie praktykujących, gorliwych, choć często niedokształconych. Praktykują wiarę pozbawioną, przeciętnie, rzetelnej wiedzy i podstaw nauki Kościoła, przystosowującą się do otaczającej rzeczywistości, a nie próbującą się w niej odnaleźć. Nie ma gorszej i lepszej wiary, ale na pewno jest taka, która Kościół rozwija i uwspółcześnia, i chyba taką chcemy umacniać w naszych dzieciach.
Dobry program edukacji religijnej i wychowania katolickiego na pewno będzie wymagał większego zaangażowania zarówno ze strony administracji kościelnej, księży, jak i rodziców, i powinien być pierwszym krokiem uświadamiania sobie naszej wspólnej za Kościół odpowiedzialności.