Irak: ku katastrofie

Tempo, z jakim sunniccy ekstremiści zajmują Irak, szokuje: przejęli kontrolę nad wielkim obszarem i chełpią się, że zaatakują stolicę.

16.06.2014

Czyta się kilka minut

Rewizja ochotników do walki przeciw ekstremistom. Bagdad, 13 czerwca 2014 r. / Fot. Ali Al-Saadi / AFP / EAST NEWS
Rewizja ochotników do walki przeciw ekstremistom. Bagdad, 13 czerwca 2014 r. / Fot. Ali Al-Saadi / AFP / EAST NEWS

Choć ekstremiści z organizacji Islamskie Państwo w Iraku i Syrii (ISIS) są zaprawieni w bojach, nie miejmy złudzeń: sami nie mogliby podbić tak szybko tak rozległych terytoriów Iraku, z miastami jak Mosul. Źródłem ich sukcesu jest to, że ISIS sprzymierzyło się z sunnickimi islamistami i grupami związanymi z dawnym reżimem Saddama Husajna, głównie z tzw. Armią Nakshbandi; kieruje nią Izzat Ibrahim ad-Duri, dawny zastępca irackiego dyktatora. W szeregach ISIS, a jeszcze liczniej w Armii Nakshbandi, walczą doświadczeni oficerowie armii z czasów Husajna. To wyjaśnia ich siłę bojową.

Ale większe znaczenie ma fakt, że ekstremiści mogą liczyć na poparcie ludności sunnickiej. Choć sunnici są mniejszością, kiedyś to na nich opierał się reżim Husajna; po jego upadku władzę przejęli szyici. Dziś wielu sunnitów zachowuje obojętność wobec ISIS lub pomaga ekstremistom. Koniec końców to, co się dziś rozgrywa, to sunnickie powstanie. Nic dziwnego, że w północnym Iraku armia i policja po prostu się rozpadły.

Odpowiedzialność za taki rozwój wypadków w pierwszym rzędzie spada na premiera Nuriego al-Malikiego. Po wycofaniu się Amerykanów to w jego rękach spoczywała kluczowa decyzja: mógł on podjąć próbę zjednoczenia kraju. Amerykanie wprawdzie nie zaprowadzili pokoju, ale udało im się ustabilizować kraj tak dalece, że pole działania ekstremistów i środowisk oglądających się z nostalgią za czasami Husajna skurczyło się niepomiernie. Ale zamiast wykazać się cechami męża stanu, Maliki robił wszystko, by pokazać sunnitom, kto teraz rządzi – szyici.

Ledwo co USA opuściły Irak, a Maliki już aresztował sunnickiego wiceprezydenta Tarika al-Hashimiego. Członkom sunnickich milicji, którzy walczyli z Al-Kaidą, przestano wypłacać pensje. Tysiące sunnitów trafiły do więzień, gdzie tortury są na porządku dziennym. Aparat bezpieczeństwa zapełniali byli szyiccy bojownicy. Maliki tolerował też fakt, że tysiące szyitów, szkolonych przez Iran, ruszyło na syryjskie pola bitew, by walczyć po stronie Assada. Dla sunnitów Maliki miał jedną „ofertę”: upokorzenie za upokorzeniem.

Miara się przebrała, gdy w grudniu 2013 r. policja zlikwidowała sunnickie „miasteczko protestu” w prowincji Anbar. Był to ostatni moment, gdy Maliki powinien był zaprosić sunnitów do rozmów. Zamiast tego ogłosił „wojnę z terrorem” i zaczął stosować bomby rozpryskowe. To mówi więcej niż wiele analiz: ludzie, którzy opuścili dziś Mosul, opowiadają, że uciekli nie tyle ze strachu przed ISIS, co przed kontrofensywą armii przy użyciu takich bomb. To błędna polityka Malikiego sprawiła, że ekstremiści rośli w siłę. Oni zaś, przez systematyczne mordy i zamachy, nie tylko dokonywali masakr wśród szyitów, lecz zdemoralizowali też swych sunnickich przeciwników.

Ale nie tylko Maliki zawiódł. Siła ISIS i jego sojuszników wystawia kiepskie świadectwo wybranym przedstawicielom sunnitów i Kurdów. Wielu sunnitów uległo iluzji, że powstanie w Syrii [jego oparciem są tam sunnici – red.] utoruje drogę do obalenia szyickich władz Iraku. Zamiast szukać ugody z szyitami, wielu sunnickich polityków było zainteresowanych doraźnymi korzyściami i posadami. Zabrakło im też zupełnie empatii dla cierpień, jakich szyici doznawali od Husajna, a potem od terrorystów Al-Kaidy.

Kurdowie z kolei postrzegają rząd w Bagdadzie tylko jako narzędzie, dzięki któremu mogą cementować swą niezależność. „Gdy szyici i sunnici się zabijają, my możemy na tym tylko skorzystać” – taką opinię można często usłyszeć w irackim Kurdystanie. Kurdowie nie chcą słyszeć o żadnym „wielkim pakcie” w ogólnoirackim interesie. Chcą tylko kontroli nad miastem Kirkuk i jeszcze paroma obszarami północnego Iraku.

Tymczasem pochód ekstremistów powinien być sygnałem alarmowym dla wszystkich. Jeszcze nie jest za późno, by różne grupy zawarły ugodę. Punkty sporne są znane: uczciwy podział władzy i dochodów z ropy, jak też uznanie wzajemnych cierpień. Jeśli to się nie uda, Irak może rozpaść się na wiele kawałków, w których rządzić będą warlords, lokalni dowódcy. A wtedy przegrają wszyscy Irakijczycy: szyici, sunnici i Kurdowie.


INGA ROGG jest reporterką szwajcarskiego dziennika „Neue Zürcher Zeitung”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2014