Hawking i inni

Astrofizyk Stephen Hawking to nowa ikona bojkotu Izraela. Dla niektórych gwiazd nauki i kultury Izrael to dziś ulubiony chłopiec do bicia.

20.05.2013

Czyta się kilka minut

Jeszcze kilka lat temu Stephen Hawking odwiedzał zarówno Izrael, jak Palestynę. Na zdjęciu: podczas spotkania z palestyńskimi studentami na Uniwersytecie w Ramallah na Zachodnim Brzegu Jordanu, grudzień 2006 r.  / Fot. Abbas Momani / AFP / EAST NEWS
Jeszcze kilka lat temu Stephen Hawking odwiedzał zarówno Izrael, jak Palestynę. Na zdjęciu: podczas spotkania z palestyńskimi studentami na Uniwersytecie w Ramallah na Zachodnim Brzegu Jordanu, grudzień 2006 r. / Fot. Abbas Momani / AFP / EAST NEWS

Wybitny astrofizyk Stephen Hawking postanowił bojkotować Izrael. Jest on dziś z pewnością najbardziej znanym fizykiem na świecie. Niekoniecznie wszyscy czytali jego „Krótką historię czasu”, ale większość ludzi wykształconych kojarzy postać autora i przynajmniej udaje, że wie, o co w tej książce chodzi. A niezwykłość postaci Hawkinga po tysiąckroć potęguje fakt, że jest on niepełnosprawny fizycznie.

Zestawienie wielkiego myśliciela, będącego jednocześnie osobą sparaliżowaną i fizycznie bezbronną, z brutalnym i morderczym reżimem – jak przedstawiany jest Izrael przez zwolenników bojkotu – mówi samo za siebie. Nie sposób znaleźć lepszej analogii dla biblijnego starcia Dawida z Goliatem, gdzie w roli filistyńskiego monstrum występuje oczywiście Izrael.

BOJKOT I MAINSTREAM

Jednak nic nie zabolało zapewne Izraela tak bardzo jak fakt, że do bojkotu przyłącza się naukowiec i to przedstawiciel nauk ścisłych. Dla Izraela obecność w głównym nurcie nauki i przemysłu opartego na nowoczesnych technologiach to nie tylko źródło prestiżu czy dochodów państwa. Izrael jest ważnym ośrodkiem naukowym, a nowoczesne technologie wymyślane w tym kraju stanowią podstawę jego cywilnej, ale też militarnej siły.

To izraelski uczony udoskonalił technologię dronów – samolotów bezzałogowych – wykorzystywaną dziś przez armię amerykańską. Potęga informatyczna Izraela – Izraelska Dolina Silikonowa koło Haify jest matecznikiem najbardziej zaawansowanych rozwiązań technologicznych na świecie. Uniwersytety izraelskie stanowią naturalną bazę odkryć fizycznych, matematycznych, technologicznych, socjologicznych i psychologicznych, wykorzystywanych także przez armię izraelską. Co więcej, choć Izrael nie jest nominalnie państwem europejskim, należy on do Europejskiej Strefy Badawczej (ERA), w ramach której izraelscy naukowcy współpracują i wykorzystują wyniki tej współpracy z laboratoriami naukowymi Unii Europejskiej.

Jeśli teraz tak wybitny naukowiec dołącza do – trwającej już od pewnego czasu – akcji bojkotu Izraela przez organizacje pozarządowe, artystów i pisarzy – to może rację ma komentator brytyjskiego dziennika „The Guardian”, który cieszy się, że bojkot ten „jako narzędzie wspierania sprawiedliwości staje się częścią mainstreamu”.

Hawking twierdzi, że na jego decyzję o odmowie uczestnictwa w planowanej na czerwiec w Jerozolimie konferencji naukowej – będzie jej przewodniczył prezydent Izraela Szymon Peres – wpływ miały rady, jakie otrzymał od palestyńskich naukowców (w gronie osób odradzających Hawkingowi przyjazd do Izraela miał być również amerykański filozof Noam Chomsky i naukowcy brytyjscy).

Być może nie bez znaczenia były też wcześniejsze decyzje takich instytucji jak Związek Nauczycieli Irlandii, który jako pierwsze stowarzyszenie wykładowców w Europie wezwał w kwietniu do akademickiego bojkotu Izraela. Albo Stowarzyszenia Studiów Azjatycko-Amerykańskich, pierwszej amerykańskiej instytucji akademickiej, która również wezwała do bojkotowania naukowych imprez w Izraelu.

„TO PODWÓJNE STANDARDY!”

Cokolwiek wpłynęło na decyzję Stephena Hawkinga, jeśli nie zmieni on jej do czerwca, wówczas stanie się nową ikoną światowego ruchu na rzecz bojkotowania Izraela.

Europejska i amerykańska propalestyńska lewica cieszą się, bo dla niej wszystko, co służy osłabieniu Izraela, jest automatycznie dobre. Akademicka lewica izraelska jest w kłopotliwej sytuacji, ponieważ większość z jej przedstawicieli ma podobne zdanie na temat okupacji ziem palestyńskich i traktowania Palestyńczyków przez armię, co lewica europejska i amerykańska.

W istocie, główne ośrodki krytyki zachowania władz izraelskich wobec Palestyńczyków znajdują się w Izraelu, a takie organizacje jak Breaking the Silence, Machsom Watch czy Physicians for Human Rights otwarcie prowadzą kampanie w celu przerwania okupacji. W liście otwartym do Hawkinga znany filozof i psycholog Carlo Strenger, wykładowca uniwersytetu w Tel Awiwie, pisze: „Izraelska polityka osadnictwa jest moralnie nie do obrony, politycznie głupia i niemądra strategicznie i będę się jej sprzeciwiał dopóki starczy mi sił”. Jednak Strenger i wielu innych izraelskich naukowców odrzucają uzasadnienie bojkotu. Jak pisze, „wezwanie [do bojkotu] oparte jest na podwójnych standardach moralnych. Nie spodziewałem się tego po środowisku, którego misją jest zachowanie integralności intelektualnej”.

Krytycy bojkotu chyba już pogodzili się z myślą, że dla niektórych gwiazd kultury Izrael jest ulubionym chłopcem do bicia. Roger Waters, Stevie Wonder, Annie Lennox, Mike Leigh czy Ken Loach regularnie odmawiają przyjazdu do Izraela i wspierają propalestyńską globalną kampanię „Boycott, Divestment, Sanctions” (Bojkot, wycofanie inwestycji, sankcje). Z kolei wielu Izraelczyków uważa dziś Europę za kontynent coraz bardziej wrogi ich państwu. Jednak dla ludzi pokroju Strengera przejawem największej hipokryzji jest właśnie sprowadzenie bojkotu w rejon nauki. „To sposób na uzewnętrznienie waszego oburzenia na niesprawiedliwości tego świata za jak najniższą cenę” – pisze naukowiec z Tel Awiwu.

Carlo Strenger ma rację – i to nie tylko w odniesieniu do naukowców.

„EKSTERMINACJA” PALESTYŃCZYKÓW

Nie ma dziś na świecie kraju częściej od Izraela oskarżanego o łamanie prawa. Najbardziej widoczne jest to w ONZ. Od 2003 r. organizacja ta opublikowała 232 rezolucje potępiające Izrael, czyli sześć razy więcej niż liczba rezolucji potępiających drugi na tej liście Sudan. Dodajmy, że w tym okresie Sudan prowadził ludobójstwo w Darfurze i wojnę z mieszkańcami Południa swego kraju. W tym samym czasie Chiny kontynuowały zbrodnie w Tybecie.

Także w wielu innych miejscach świata dochodziło i dochodzi do aktów barbarzyństwa. Od 1984 r. w konflikcie turecko-kurdyjskim zginęło 40 tys. ludzi. W Kaszmirze, o który spierają się Indie i Pakistan, od końca lat 80. zginęło prawie 100 tys., głównie cywilów. W wielkiej wojnie afrykańskiej w Zairze (potem: Kongo) zginęło w ciągu minionych 15 lat może nawet pięć milionów. Liczbę ofiar wojny między sudańską Północą i Południem szacuje się na dwa miliony. Obie teoretycznie zostały zakończone na początku wieku, praktycznie toczą się dalej z mniejszym nasileniem.

Tymczasem w konflikcie izraelsko-palestyńskim od czasu tzw. pierwszej intifady (zaczęła się w 1987 r.) zginęło mniej niż 10 tys. ludzi po obu stronach – dużo, ale zdecydowanie poniżej „normy” ludzkiego barbarzyństwa w czasach współczesnych. A jednak to nie Chiny, Birma, Zimbabwe, Kongo, nawet nie Korea Północna mają być zaczynem zła na świecie, lecz Izrael. Ze wszystkich krajów łamiących prawa człowieka Rada Praw Człowieka ONZ uznaje Izrael za największego winnego: 70 proc. rezolucji Rady dotyczy tego państwa. Dlaczego? Bo Izrael gnębi Palestyńczyków i odmawia im prawa do samostanowienia.

Z sondaży wynika, że 47 proc. Niemców uważa, iż Izrael dokonuje „eksterminacji” Palestyńczyków. Grecja, kraj Unii, buduje na swoim terytorium elektryczny płot, który ma chronić Europę przed imigrantami (nie terrorystami!) z Afryki i Azji. Amerykanie już go zbudowali, broniąc się przed Meksykanami. Do dziś w centrum Belfastu stoi mur odgradzający dzielnice katolickie od protestanckich. Czy komuś to przeszkadza? Zapewne, ale mur oddzielający Izrael od terytoriów palestyńskich traktowany jest jako inna jakość: jako element „eksterminacji”.

MORALNOŚĆ? HIPOKRYZJA?

Owszem, w Izraelu są ludzie, którzy nie akceptują powołania państwa dla Palestyńczyków. Są też tacy, którzy nimi gardzą. Armia izraelska zabija nie tylko palestyńskich terrorystów, ale też niewinnych cywilów, a system prawny dyskryminuje obywateli Izraela niebędących Żydami. Ale rząd Izraela nadal uznaje powołanie dwóch państw – jednego dla Żydów, drugiego dla Palestyńczyków – za podstawę pokoju na Bliskim Wschodzie. W przeciwieństwie do Palestyńczyków: od 1948 r. nie są oni w stanie stworzyć reprezentacji politycznej, która zgodziłaby się na obecność państwa żydowskiego na mapie. Ani w granicach z 1967 r., ani w granicach sprzed 1967 r. W żadnych granicach.

W mainstreamowych mediach palestyńskich „Protokoły mędrców Syjonu” funkcjonują jako prawda historyczna. Jedna z dwóch głównych organizacji palestyńskich, Hamas, jawnie dąży do zniszczenia Izraela. Kwestionowane jest zarówno historyczne uzasadnienie obecności Żydów na tym terenie, jak i ich prawo do posiadania dziś państwa. Izraelska organizacja Palwatch rejestruje wypowiedzi publiczne przedstawicieli władz palestyńskich (Hamasu, Fatahu i innych organizacji), analizuje kampanie społeczne prowadzone przez Palestyńczyków i sposób kształcenia dzieci. Podobną porcję nienawiści, promocji terroru trudno znaleźć w innych mediach – ale, oczywiście, Palestyńczykom wolno więcej, bo walczą o wolność.

Wygląda na to, że politycznie w dającej się przewidzieć przyszłości nic się nie zmieni. Obie strony konfliktu przeszły dziś w stan letargu politycznego: Izraelczycy zajmują się rozwiązywaniem problemów społecznych (jak bezrobocie czy kosmiczne ceny mieszkań). Palestyńczycy skupiają się na bratobójczej walce o władzę na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy. Jakkolwiek brutalnie to nie zabrzmi: obie strony przyzwyczaiły się do okupacji. Z kolei tzw. wspólnota międzynarodowa (czyli USA, bo Unia Europejska nie istnieje jako poważny partner w tym procesie) nie ma nic do zaproponowania, zaś kraje arabskie jak zwykle interesują się Palestyńczykami tylko wtedy, gdy mogą przy ich pomocy osłabić Izrael.

Czy w tej sytuacji bojkot Izraela jest przejawem słusznego oburzenia moralnego, a nie hipokryzji, pod którą kryje się łatwe i koniunkturalne moralizatorstwo? Brytyjski pisarz Ian McEwan, który nie popiera bojkotu Izraela, mówi: „Jeśli miałbym podróżować wyłącznie do krajów, które popieram, to pewnie nie wstałbym nigdy z łóżka”.

***

Świat zbojkotowany, podzielony na dobrych i złych, jest prostszy i łatwiejszy w obsłudze. Problem polega na tym, że taki podział prawie nigdy nie rozwiązuje problemów, które nas dręczą. Teraz, po wystąpieniu Stephena Hawkinga, będzie podobnie: Izrael przeżyje kolejny bojkot, a sprawa Palestyńczyków nic na nim nie skorzysta.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dariusz Rosiak (ur. 1962) jest dziennikarzem, twórcą i prowadzącym „Raport o stanie świata” – najpopularniejszy polski podkast o wydarzeniach zagranicznych (do stycznia 2020 r. audycja radiowej „Trójki”). Autor książek – reportaży i biografii (m.in. „Bauman… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2013