Gruźlik z wuwuzelą

Kiedy już przyjadą do Warszawy kibice z całej Europy, pogubią się zupełnie. Co z tego, że Stadion Narodowy widać z daleka? Przecież i tak nie wiadomo, jak wysiąść z autobusu.

04.06.2012

Czyta się kilka minut

 / fot. Tomek Frycz
/ fot. Tomek Frycz

Co sobie pomyślą kibice? To pytanie wisi nad naszym miastem. Co sobie pomyślą, co powiedzą i co napiszą w internecie? Czy nie zabłądzą wśród rozkopanych ulic? Nie zaginą w labiryncie przejść podziemnych? Nie ugrzęzną w wykopie metra? No i przede wszystkim, jak przyjmą palący brak Muzeum Sztuki Nowoczesnej?

Muszę powiedzieć, że zawsze mnie irytował tradycyjny „Argument z Zagranicznego Turysty”: na co dzień pływamy w błocie i traktujemy to jako rzecz normalną, ale pływać przed cudzoziemcem to już wstyd. Sorry, druzja, tak tu żyjemy i tak przyjmujemy gości. Lepiej nie będzie.

Owszem, kilka lat temu wiodąca pracownia architektoniczna przedstawiała kolorowe panoramy okolic Stadionu Narodowego. Czegóż tam nie było? Biurowce pięły się pod niebo, apartamentowce wyrastały z bujnych ogrodów, a na wiślanych falach kołysały się jachty. Słowo daję, można sobie wyguglować. Dziś po jachtach i biurowcach nie ma śladu. Trwa wyścig z czasem: uda się wysypać żwirkiem całe pustkowie wokół stadionu, czy nie? O tyle, jeśli chodzi o miastotwórczą rolę Euro.

A przecież nawet ja miałem pewne nadzieje związane z nadchodzącym świętem piłki nożnej. Na co liczyłem? Na ucywilizowanie reklamy zewnętrznej? No, bez przesady... Ale może przynajmniej jakieś strzałki, tabliczki, oznakowanie peronów i przystanków. Graficzne drobiazgi, które ułatwią życie kibicom, a i tubylcom nie zaszkodzą.

Wehikuł chaosu

Oto warszawski autobus. Wehikuł wizualnego chaosu. Ruchoma galeria polskiego projektowania, bardziej miarodajna niż dychawiczne biennale plakatu czy podyplomowe wystawy na ASP.

Z zewnątrz wygląda jak wędrowny billboard lub słup ogłoszeniowy oblepiony reklamami centrów handlowych i wycieczek na Turecką Riwierę. Środek, gdy już się uda dostać do środka, jest znacznie ciekawszy. Na licznych ekranach leci program Bus.tv z prognozą pogody, skrótem informacji i reklamami Tureckiej Riwiery. Ten kalejdoskop barwnych obrazów (srebrny piasek, lazurowy basen) musi nam zastąpić widok przez okna. Szyby zaklejono ogłoszeniami ZTM.

Jest ich mnóstwo. Wypisy z regulaminu transportu miejskiego (dokument dłuższy od Konstytucji Trzeciego Maja, ale nieporównanie skuteczniej egzekwowany). Tablica Mendelejewa z wyliczeniem wszystkich 666 rodzajów biletów i taryf. Tabliczka z nazwami przystanków, przy której powiewa pióropusz komunikatów o czasowych zmianach trasy. A dookoła tłoczą się naklejki z wnikliwym i wielosłownym tłumaczeniem, jak zachować się w takich lub innych okolicznościach życiowych. „W razie niebezpieczeństwa uruchom zawór awaryjnego otwierania drzwi”. Gdzie ten zawór? Nie wiadomo... Niemal każdy z tych druków jest zbrodnią na typografii. A w najlepszym razie – wykroczeniem.

Palec w drzwiach

Jeszcze chwilę, jeszcze nie wysiadajmy. Warto zwrócić uwagę na mistyczny piktogram zdobiący drzwi stołecznych solarisów. Przedstawia palec boży (oczywista inspiracja wiadomym fragmentem Kaplicy Sykstyńskiej). Od czubka wskazującego palca rozchodzi się aureola koncentrycznych kręgów, jak w logo rozgłośni radiowej. ZTM umieszcza symbol dokładnie w tym samym miejscu po obu stronach szyby. Wystarczy więc trochę słońca i widzimy dwie nakładające się dłonie, dwie aureole i dwa palce wskazujące przeciwne kierunki. Zasługuje to na głębszą refleksję teologiczną.

Kibic, który uczęszczał do letniej szkoły języka polskiego (zalecane!), z łatwością odczyta podpis. Brzmi on tak: „Pojazd klimatyzowany. Otwórz drzwi przyciskiem”. Należy przez to rozumieć: „Cofnij się, frajerze, i dobrze poszukaj. Gdzieś tu musi być guzik! Możesz też krzyczeć do kierowcy (najlepiej po ukraińsku)”. W przypadku osób siedzących na „miejscu dla inwalidy” zaleca się walenie w podłogę autobusu kulami lub balkonikiem. Niekiedy działa.

Więcej Monachium

Czy skromne oczekiwania, dotyczące wpływu Euro na estetykę miasta, były na wyrost?

Grafika użytkowa wiele zawdzięcza imprezom sportowym. Specjalnie na olimpiadę w Monachium Otl Aicher stworzył system piktogramów, kolekcję znaków graficznych na oznaczenie wszystkiego, od zawodów atletycznych po szatnię, prysznic i przechowalnię bagażu. Projekt okazał się tak dobry, że użyto go ponownie w Montrealu, a zaprojektowane wówczas symbole są nadal używane, także w miejscach bardzo odległych od bieżni i stadionów. I od warszawskich autobusów.

Igrzyska w Tokio spopularyzowały japońską szkołę plakatu. Barcelona była punktem zwrotnym w karierze projektanta i rysownika Javiera Mariscala, twórcy maskotki Cobiego. Żartobliwy i nonszalancki styl Hiszpana zadomowił się w europejskiej grafice lat 90.

Nawet tegoroczne igrzyska w Londynie już się jakoś odcisnęły w historii designu... Inna rzecz, że głównie za sprawą logo, o którym dziennik „Sun” twierdził, iż ma moc ściągania ataków epileptycznych. Prezydent Ahmadineżad ujrzał w tym znaku napis ZION i zagroził, że Iran zbojkotuje imprezę, jeśli logotyp nie zostanie zmieniony. Komitet olimpijski nie uległ. W końcu to nie mięczaki z Rady Bezpieczeństwa ONZ.

Pomnik gra w nogę

Logo igrzysk w Londynie jest dziwaczne, kontrowersyjne, inspirujące. Logo Euro 2012 – tylko dziwaczne. Nie warto się pastwić nad tą osobliwą kwiatową kompozycją. Najwyraźniej wyobraźnię działaczy UEFA zapłodniła bajka o Grzesiu i cudownej fasoli.

Szkoda też słów na dwie monstrualne kukły, Slavko i Slavka. Chociaż, jeśli któraś z nich przedstawia Polaka, to mamy do czynienia z wyjątkowym wprost zniesławieniem i aktem brutalnej antypolskiej agresji.

Trudno, jakoś przetrwamy powódź biało-czerwonych billboardów, reklamowych płacht, stoisk z piszczałkami. Euro 2012 nie zmieni estetycznych standardów. Będzie kolejnym strumyczkiem wpadającym do ogromnego morza brzydoty, w którym tonie kraj.

Z jednym nie umiem się pogodzić – z kampanią „Feel invited”, za pomocą której miasto Warszawa reklamuje swoje walory. Na wszędobylskich automatach do Coca-Coli umieszczono portret zielonego Chopina w towarzystwie beżowej syrenki. Jest też wersja pod tytułem „Przewodnik mieszkańca” („Zaplanuj dojazd w dni meczowe”).

Przeżyliśmy Rok Chopinowski, więc sądziłem, że w dziedzinie plakatowego spoufalania i amikoszonerii nic już nie może mnie zaskoczyć. Ale tym razem biedny gruźlik został przedstawiony w krótkich gaciach i kostiumie piłkarskim. Z całych sił dmie w wuwuzelę. Litości!... Pomyślcie o jego płucach.

Twierdzą nam będzie...

Starczy narzekań. W internecie pojawiła się wiadomość, która radykalnie zmienia perspektywę. Podobno ściągają do nas fani moskiewskiego Spartaka, rywalizujący z Polakami o tytuł „najbardziej agresywnych kibiców wschodniej Europy”.

Na gazetowym portalu zamieszczono filmiki przedstawiające spartakowców w akcji. Groza! Każdy wygląda jak co najmniej dwóch bandytów, by zacytować odeską piosenkę. Chłopcy z Wiary Lecha lub warszawskiej Żylety to przy nich niewiniątka, bobasy, wrażliwa patriotyczna dziatwa (politycy PiS jak zwykle mieli rację).

Zaczynam rozumieć! Czeka nas inwazja. Po cichu, nie budząc paniki, warszawski Ratusz przygotowuje miasto do obrony. W 1968 roku Czesi niszczyli drogowskazy. My idziemy dalej. Nie poprzestając na demontażu tabliczek, demontujemy całe ulice.

Dobrze im tak, kibicom. Niech błądzą. Niech grzęzną. Niech się miotają w naszych autobusach nie wiedząc, jaki bilet skasować i którymi drzwiami wysiąść. No pasarán! Fryderyk i Syrenka są z nami.

MARCIN WICHA jest grafikiem, pisarzem, autorem „Wichajstra” w „Tygodniku Powszechnym”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1972 roku. Grafik z wykształcenia, eseista i autor książek dla dzieci. Laureat Nagrody Literackiej „Nike” za książkę „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” (2018) oraz Paszportu Polityki w kategorii literatura (2017). Przez wiele lat autor cotygodniowych… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2012