Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Poruszył mnie artykuł Zuzanny Radzik „Wojna o płeć”. Autorka twierdzi, że Benedykt XVI oraz jego otoczenie źle rozumieją filozofię gender i w związku z tym występują przeciwko niej. Nie zgodzę się z takim twierdzeniem. Nie filozofia gender, nie rozważania uczonych feministek są tu atakowane, ale skutki przeniesienia tej filozofii do świata zwykłych ludzi. Cokolwiek by pisały wymieniane przez Autorkę teolożki, teoria ta jest niezrozumiała dla umownych „mas”, zatem popkulturowa wersja filozofii gender jest dokładnie tym, z czym podjął walkę Papież. Feminizm tak, jak ja go postrzegam, próbuje wyważyć otwarte drzwi. Nie jesteśmy w początkach wieku XX, ludzie nie są już wtłoczeni w płciowe schematy (zresztą i wówczas, sto lat temu, nie było aż takiego dyktatu konwenansów).
Mam dwie córki i proszę mi wierzyć: ich gender nie wynika z socjalizacji, ale z ich płci biologicznej. Zatem młode kobiety i mężczyźni słuchający o gender już interpretują tę filozofię jako zacierającą granicę między płciami na płaszczyźnie fizycznej (oni też nie odróżniają „sex” od „gender”). Jeśli Autorka tego nie zauważa, to właśnie ona, a nie kardynałowie, żyje w świecie równoległym. A jaki to ma związek z homoseksualizmem? Otóż taki, że na fali zacierania różnic wypływa on jako równouprawniona ideologia. Piszę to świadomie: ideologia, a tej nie warunkuje genetyka, tylko poglądy.