Garaż pana starosty

Wódka na komendzie, ryba w galarecie jako łapówka i walki polityczne przy użyciu lokalnej prasy. Tak wygląda tło wyborów na Kaszubach.

29.11.2014

Czyta się kilka minut

Z wielkiego ogłoszenia w „Życiu Kaszub” patrzy redaktor naczelna pisma Aleksandra Przybylska – kandydatka (z ramienia PiS) na radną powiatu kościerskiego. „W gazecie wielokrotnie pojawiały się materiały, z których wynika, że jest bez reszty zaangażowana w sprawy publiczne” – czytamy. Choć tygodnik wspiera kandydatkę, Przybylska przepada w wyborach. Mówi, że i tak miała prawo kandydować.

30 tomów akt

„Życie Kaszub” jest naprawdę zaangażowane. Łamy użycza niektórym radnym, a dawny właściciel pisma, Grzegorz Piechowski, jest dziś wójtem gminy Kościerzyna.

Pierwszy raz działa przeciwko władzy pismo wytoczyło 10 lat temu. Do gazety zgłosił się sąsiad starosty: – Pan starosta stawia garaż na granicy i nie radzi się urzędów – oświadczył. Sąsiadowi przeszkadzał garaż, bo zasłonił słońce na jego działce.

Dziennikarka, która kiedyś była urzędniczką starostwa, pojechała na budowę i zobaczyła znajomą twarz – bezrobotnego, który dorabiał na pracach interwencyjnych. Rozpoczęła więc śledztwo: z Grzegorzem Piechowskim (wtedy właścicielem gazety) wróciła na budowę i zrobiła zdjęcia robotnikom, co zamiast na państwowym, pracowali na folwarku starosty. Napisała artykuł o wykorzystywaniu pracowników interwencyjnych do prywatnych remontów lokalnej władzy. Poszła też na kościerski posterunek, by złożyć zawiadomienie o przestępstwie.

Tak ruszyła lawina. Akta sprawy liczą dziś 30 opasłych tomów. Nie brakuje analizy billingów telefonicznych i stacji BTS, jak przy rozpracowaniu gangów narkotykowych. Tyle że tu policja badała połączenia między bezrobotnymi, którzy mieli dorabiać na pracach interwencyjnych dla starostwa i jeździli po okolicznych wioskach. Śledztwo prowadzili funkcjonariusze pionu do walki z korupcją komendy wojewódzkiej w Gdańsku. Po dwóch latach prokurator przygotował akt oskarżenia. Na ławie posadził: starostę Wiesława B., jego zastępcę Grzegorza C., skarbnika Jerzego G. oraz naczelnika ze starostwa Jacka K. Zarzuty: przekroczenie urzędniczych uprawnień przy zlecaniu prac dla bezrobotnych, działanie na szkodę starostwa, poświadczenie nieprawdy w dokumentach.

Sędzia przed sądem

Sprawa od początku nie miała szczęścia do kościerskiego wymiaru sprawiedliwości. Siedem lat temu proces rozpoczął sędzia Janusz K. Nie można pisać, jak się nazywa, bo w międzyczasie został zatrzymany za przyjęcie 140 tys. zł łapówek, ryby w galarecie i za korzystanie z cudzego mercedesa. Dziś K. ma uchylony immunitet sędziowski i pięć lat do odsiadki (na razie wyrok jest nieprawomocny), a wpadł podczas policyjnej prowokacji, nota bene tego samego wydziału, który prowadził śledztwo przeciwko samorządowcom. Sprawa starosty i jego kolegów spadła z wokandy.

Procesu samorządowców nie chcieli prowadzić inni kościerscy sędziowie: aż siedmiu poprosiło o wyłączenie ze sprawy. Sędzia Krystyna Lemańczyk-Brzoskowska wskazywała, że „jej rozpoznanie zaburzy relacje rodzinne sędziego z bratem i bratową, która pracuje w starostwie powiatowym w Kościerzynie, a nadto zna osobiście świadków i z niektórymi utrzymuje kontakty towarzyskie”. W końcu akta trafiły do Sądu Najwyższego w Warszawie, ten jednak nie wyraził zgody na przeniesienie wokandy poza Kościerzynę: „Sędziemu Januszowi K. uchylono immunitet za popełnienie czynów niezwiązanych z tą sprawą. Wprawdzie zachowanie tego sędziego rzeczywiście było przedmiotem licznych publikacji prasowych, to jednak zarzuty zgłaszane w mediach pod adresem tego sędziego i sposobu prowadzenia przez niego m.in. sprawy oskarżonych B., C., G. i K. nie mogą być powodem odstępstwa od reguł właściwości miejscowej sądu i uzasadniać przekazania sprawy do rozpoznania innemu sądowi – czytamy w piśmie z Warszawy. – Występowanie do Sądu Najwyższego z wnioskiem o przekazanie sprawy innemu sądowi stwarza wrażenie, że sędziowie unikają prowadzenia dla nich sprawy kłopotliwej. To w sposób oczywisty osłabia zaufanie obywateli co do niezależności i bezstronności sędziów, zaś właśnie rzetelne i sprawne rozpoznanie przedmiotowej sprawy przyczyni się do odbudowania, niewątpliwie nadwątlonego autorytetu Sądu Rejonowego w Kościerzynie”.

Po czymś takim nie było wyjścia: proces ponowie ruszył w Kościerzynie. Ale pojawiły się nowe okoliczności. Jan K., bezrobotny, od którego zaczyna się afera, oświadczył: – Zeznając na policji w Kościerzynie, nie byłem pewien co do podanych dat. Jak zeznawałem, nie byłem trzeźwy.

Niewiele dały konfrontacje, bo świadkowie oskarżenia plątali się w zeznaniach. Za prace u samorządowców mieli dostawać nie tylko gotówkę, ale i wódkę. W końcu sąd uznał winę, ale po apelacji werdykt uchylono, a sprawa trafiła do Malborka.

Przesłuchanie pod wpływem

Machina wymiaru sprawiedliwości ponownie mieli zeznania kilkudziesięciu świadków i oskarżonych. W trakcie kolejnej rozprawy wychodzi na jaw, jak wyglądało przesłuchanie na policji w Kościerzynie: – W trakcie składania zeznań spożywałem alkohol. Nie wiem, skąd się znalazł alkohol, ale na pewno była to wódka. Funkcjonariusz policji postawił mi wódkę. Mogłem wypić dwa kieliszki, trzy drinki. Moim zdaniem nie jest to prawidłowa procedura przesłuchania świadka – zeznaje przed sądem K. Świadek odsłania też kulisy dziennikarskiego śledztwa eksurzędniczki: – Nie wiedziałem, że K. jest dziennikarką. Zapytała, czy pracowałem u starosty, bo ma zrobione zdjęcia. Nie wiedziałem, że mnie nagrywa. Z panią K. rozmawiałem dwa-trzy razy. Obiecywała mi pracę za granicą.

Po kilkunastu miesiącach procesu w Malborku, wiosną tego roku, zapada kolejny wyrok. Podsądni słyszą, że udało się udowodnić im większość przestępstw, ale od części zostają uniewinnieni. Ostatecznie Grzegorz C. i Wiesław B. zostają skazani na kary po 1,5 roku więzienia, Jerzy G. na rok i 10 miesięcy, a Jacek K. na 2 lata. Żaden z nich nie trafia do więzienia, bo sędzia zawiesza wykonanie kar na okres 3 lat. Wszyscy oskarżeni otrzymują także „zakaz zajmowania stanowisk związanych z odpowiedzialnością materialną”.

Wyrok malborskiego sądu nie kończy wieloletniej batalii. Do sądu trafia kolejna apelacja i w styczniu prawnicza wojna ma się rozpocząć na nowo. Tyle że do tego czasu część zarzutów się przedawni i z aktu opiewającego na blisko 50 przestępstw pozostanie kilka.

– Sprawa jest odroczona do 22 stycznia – mówi mecenas Jerzy Luranc, obrońca samorządowców.

– Jaki jest koszt dziesięcioletniego śledztwa i procesu? – dopytuję.

– Trudno oszacować – odpowiada.

Ile można żyć w takiej Kościerzynie

Gdy rozmawiam z redaktor naczelną „Ziemi Kaszub” Aleksandrą Przybylską, kilkakrotnie dopytuje o to, skąd dzwonię i o czym chcę pisać. Sprawdza nazwiska szefów redakcji „TP”. Chce wiedzieć, czy nie nagrywam rozmowy, a potem odmawia autoryzowania swoich wypowiedzi. Twierdzi, że sprawa samorządowców skazanych za wykorzystywanie pracowników interwencyjnych to wstyd i hańba, tak samo jak brak prawomocnego wyroku. Ale nie ma wątpliwości: udało się pokazać kościerską mafię. Kandydowała w wyborach, bo chce służyć prawdzie i ludziom.

Mówi jeden ze skazanych samorządowców: – Mam już po dziurki w nosie tej sprawy. Może mieliśmy coś za uszami, ale chciałbym, żeby ten proces już się skończył. Ile można żyć w takiej Kościerzynie? Wyniosłem się z tego miasta.

Grzegorz C. dodaje: – Nasze przewinienia to złamanie kodeksu pracy i przepisów. U nas nie ma niezależnych mediów. „Życie Kaszub” powstało, żeby negować władzę, i cel osiągnęło: właściciel został wójtem. To typowy lokalny brukowiec.

Wojna medialna w Kościerzynie nie ustała. Skazany starosta kościerski Wiesław B. prowadzi lokalny portal. Przykładowy tekst, o kolejnym staroście: „Przegina (...) i coraz bardziej się ośmiesza. Można było sądzić, że z upływającym czasem starosta Piotruś Lizakowski stanie się »rasowym samorządowcem«? Jednak ostatnie jego decyzje kadrowe rozwiewają wszelkie nadzieje, że tak się kiedykolwiek stanie”.

W innym felietonie obrywa przegrany w ostatnich wyborach burmistrz Zdzisław Czucha: „Burmistrz już się pakuje. Nie ukrywamy, że cieszymy się ze słabego wyniku Z. Czuchy, który zajął dopiero trzecie miejsce w wyścigu do fotelu burmistrza Kościerzyny! Mamy nadzieję, że chociaż trochę się do tego przyczyniliśmy przez nasze ponad 3-letnie »monitorowanie«? Wielokrotnie pokazywaliśmy, że decyzje burmistrza i rady miasta nie są dobre dla miasta i jego mieszkańców, a obietnice »nie z tej ziemi« nadają się tylko do wyśmiania i »wysłania w kosmos«!” [pisownia oryginalna – red.].

Mówi Grzegorz Piechowski: – Odkąd zostałem wójtem, nie prowadzę gazety. Teraz zajmuję się tylko samorządem. U nas jest taka tradycja, że opozycja ma swoje gazety. W sprawie dotyczącej starosty jedynie pomagałem, bo to wtedy było moje pismo. Teraz przeciwna strona też mnie opluwa na swojej stronie internetowej. Już musieli mnie przepraszać za oszczerstwa. Jeśli będą pisać kłamstwa, pójdę do sądu.

Robota dla znajomych

Ostatnie wybory samorządowe nieco zmieniły układ władzy w starostwie. PO otrzymała 7 miejsc, PiS – 5, a pozostałe 7 podzieliły między siebie lokalne komitety. Wojna wyborcza zmiotła ze stanowiska urzędującego wójta z PO – Zdzisława Czuchę. „Lord Zdzisław”, jak pisała o nim opozycja, rządził Kościerzyną przez dwie kadencje.

Mówi lekarz ze szpitala w Kościerzynie: – Od kilku lat tu pracuję i dojeżdżam do pracy z Trójmiasta. Z boku patrzę na te wojny i kliki, które wzajemnie się wycinają, i myślę, że smutno wygląda ta kościerska samorządność. Urzędy to jedne z najlepszych miejsc pracy w okolicy, więc wszyscy walczą o stołki i robotę dla znajomych królika. O działaniu dla dobra lokalnych społeczności można zapomnieć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2014