Fikcje przedmałżeńskie

Na wiele par, które opowiedziały nam o swoim udziale w naukach przedmałżeńskich, zadowolona była jedna. Reszta mówiła o podejściu „byle zaliczyć” i o tym, że kwestia płodności dominowała nad duchowością.

19.10.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Joanna Siwiec & Bartek Barczyk
/ Fot. Joanna Siwiec & Bartek Barczyk

Kiedy w Watykanie uczestnicy Synodu dyskutowali m.in. nad kondycją chrześcijańskich małżeństw, postanowiliśmy sprawdzić, jak te małżeństwa zostały przygotowane do sakramentu. O to, co usłyszeli, zobaczyli, przeczytali i przećwiczyli, a także, o co pytali i z czego byli odpytywani, zapytaliśmy uczestników katechez przedmałżeńskich (nazywanych kursami lub naukami) i spotkań w Poradniach Życia Rodzinnego.

Usłyszeli

Od księdza usłyszeli m.in. definicję małżeństwa: „Przymierze małżeńskie, przez które mężczyzna i kobieta stanowią między sobą wewnętrzną wspólnotę życia i miłości, powstało z woli Stwórcy, który wyposażył je we własne prawa. Z natury jest ono nastawione na dobro współmałżonków, a także na zrodzenie i wychowanie potomstwa”.

Były też wskazówki: „Jeśli dziewczyna nie chodzi do kościoła, to po ślubie musi pan wziąć ją na ręce i zanieść przed ołtarz. Najlepiej, jeśli zacznie pan robić to już teraz”.

I porównania: „Jeśli ktoś zakłada prezerwatywę przed aktem miłości z żoną, to tak jakby przed podłubaniem sobie w oku założył lateksową rękawicę”.

W Poradniach Życia Rodzinnego mówiono głównie o metodzie naturalnego planowania rodziny. Że metoda jest łatwa: „Cykl trwa zwykle 28 dni. Po miesiączce są trzy dni względnej płodności i wtedy lepiej uważać, bo poranny, bezpłodny śluz może się wieczorem zmienić w płodny, a mocny plemnik może przetrwać nawet sześć dni. Dalej jest kilka dni płodnych, a po nich od 12 do 16 bezpłodnych. Wtedy można”.

Mówiono, że metoda daje pewność i że nie wymyślił jej nikt z Kościoła, tylko lekarz, który chciał pomóc kobietom z Afryki, gdzie umieralność noworodków jest największa. „Kobiety, którym tłumaczył metodę, były analfabetkami. Ale jest tak łatwa, że zrozumiały. Zasada jest jedna – trzeba obserwować śluz, który pojawia się na kobiecych narządach. I tak: najpierw jest miesiączka; później okres suchy: świeci słońce, ziemia nie rodzi plonów; później pora mokra: pada deszcz (śluz), może dojść do zapłodnienia; później znów pora sucha, kiedy nie może dojść do zapłodnienia”. I jeszcze: „Śluz płodny jest przejrzysty, a wzięty na palce rozciąga się. Bezpłodny jest mętny i nie ciągnie się”. Dodatkowo można mierzyć temperaturę i sprawdzać rozwartość szyjki macicy.

Dobrze, jeśli w obserwacjach uczestniczy przyszły mąż. Może np. mierzyć temperaturę. A kiedy będzie już potrafił odróżnić dni płodne od bezpłodnych, jego rolą będzie dostosowanie się: „takie podejście uczy szacunku i umiejętności rezygnowania z przyjemności. Bo nie chodzi tylko o spełnianie czyjejś ochoty, ale o oddanie się sobie bez reszty”.

O metodę lepiej nie pytać księży: „Niewielu zna ją dobrze. A nikt nie znał jej tak jak Jan Paweł II. Był jej największym wyznawcą, bo dobro rodzin było mu bardzo bliskie”.

Na koniec: średni czas, który jest potrzebny, by dobrze opanować metodę, wynosi pół roku. Warto więc zacząć obserwować swoje ciało jeszcze przed ślubem (nie ma pewności, czy można z narzeczonym).

Narzeczeni są zobowiązani do minimum trzech spotkań w Poradni Życia Rodzinnego. Zwykle są bezpłatne, czasem jest informacja o dobrowolnej ofierze, rzadko o obowiązkowej opłacie w wysokości ok. 20 zł. Spotkania prowadzą zwykle świeccy: małżeństwa, położne, emeryci.

Absolwentka psychologii („była młodsza od nas wszystkich i nie miała chłopaka” – mówi jedna z uczestniczek spotkania) radziła: – Ważne, by podzielić w domu obowiązki. Np. ustalić, kto myje wannę. To pozwoli uniknąć kłótni.

Podczas trzeciego spotkania doradca podaje przyczyny, które mogą skutkować unieważnieniem małżeństwa.

Zobaczyli

Na początku drugiej katechezy, która odbywała się w katakumbach rybnickiego kościoła, zgasło światło. – Dziś zobaczą państwo film – powiedział świecki doradca rodzinny. Film trwał prawie dwie godziny. Był o mieszkance Wielkiej Brytanii, która dokonała aborcji. Po jego zakończeniu pan zapytał, czy ktoś ma jakieś pytania. Nikt nie miał.

Prawie 40-osobowa grupa czeka na spotkanie w salce przy kościele w Częstochowie. Świecki, ojciec wielodzietnej rodziny, wiesza na ścianie plakaty z żeńskimi narządami rozrodczymi, na których jajniki są podpisane jako jajowody, a jajowody jako jajniki. – Nawet mąż zauważył błąd, choć jest laikiem – mówi Monika, farmaceutka.

Do Poradni Życia Rodzinnego w Rybniku położna przynosi lalkę. „Tak wygląda dziecko” – mówi, podając ją narzeczonym.

Przeczytali

O zasadach mierzenia temperatury ciała. „1. Termometr przygotowujemy wieczorem (strzepnąć, położyć w zasięgu ręki, obok karty obserwacji i długopisu). 2. Temperaturę mierzymy: przed wstaniem z łóżka, po nocnym spoczynku (minimum 3 godziny snu), o tej samej porze, tym samym termometrem, w tym samym miejscu: przez 5 minut w pochwie, odbytnicy lub przez 8 minut w ustach. 3. Przestrzegamy zasad: temperaturę zapisujemy zaraz po zmierzeniu, każdy cykl na osobnej karcie; zaznaczamy zakłócenia: choroby, zmianę termometru, zmianę godziny pomiaru”.

Fragment książeczki Elżbiety Wójcik „Naturalne planowanie rodziny. Metoda objawowo-termiczna według prof. dra med. J. Rötzera”, która jest najpopularniejszym materiałem rozdawanym narzeczonym: „Dla odróżnienia śluzu szyjkowego od innej wydzieliny, która śluzem nie jest (...), można posłużyć się testem wody. Śluz szyjkowy wrzucony do wody, utrzymuje się w całości i nie tonie, natomiast każda inna wydzielina rozpada się i rozpływa w wodzie”.

Książeczki i inne materiały, w zależności od parafii, są zwykle rozdawane za darmo. W Krakowie można było wpłacić symboliczną ofiarę; w Częstochowie koszt trzech obowiązkowych książek wynosił ok. 150 zł.

Przećwiczyli

Na stronie weekendowych kursów dla narzeczonych w Szczecinie organizatorzy napisali: „przewidujemy aktywny udział narzeczonych”. – Przygotowaliśmy kilka wykładów z etyki małżeńskiej. Po nich podzielimy pary na grupy, które wezmą udział w quizie. Wygrają ci, którzy słuchali najpilniej – mówi organizatorka. Nagród nie przewidziano. Cena za dwa dni (z obiadem) wynosi 100 zł od osoby. Weekendowy kurs może zastąpić dwie wizyty w Poradni Życia Rodzinnego. – W przypadkach pilnych także katechezy organizowane przy kościele – dodaje organizatorka. Przypadki pilne dotyczą par spodziewających się dziecka.

Weekendowe warsztaty, prowadzone przez jeden z zakonów w Krakowie. Najpierw praca w parach. Na wyciętym z papieru sercu narzeczeni wypisują: „Misiaczku, Króliczku, Aniołku, Żabko, Serduszko” – czyli jak się do siebie zwracają. I odczytują.

Później w grupie. Tu dwa zadania: znalezienie synonimu dla słów „złość” i „radość”. – Byśmy nie mieli z tym problemu w przyszłości – mówi jedna z uczestniczek. I drugie: „spróbuj określić, co może czuć nadawca i odbiorca takiego komunikatu: »W domu jest bałagan. Już nie mogę tego dłużej znieść«”. – Byśmy się zawsze rozumieli – wyjaśnia uczestniczka.

Są też konkursy. Każda osoba wypisuje na kartce, co ją łączy z przyszłym mężem/żoną. Później pary odczytują, ile wspólnych obszarów udało się im wypisać. Wygrywa ta, która znajdzie najwięcej podobieństw. Rekord: 18. Najmniej to trzy.

W poradni przećwiczyli kalendarzyk. Opowiada Marta z Rybnika: – Spotkanie w poradni, po wcześniejszych katechezach w kościele, miało być indywidualne, ale na nasze przyszło kilka par. Najpierw położna rozdała wydrukowany, pusty schemat cyklu kobiecego. Każda z pań miała zapisać: ile trwa miesiączka, czy jest bolesna, czy krwawienia są obfite, czy zdarza się, że cykl jest nieregularny. Panowie się śmiali. Chyba żadna nie napisała prawdy, bo kiedy odczytywałyśmy zapiski na głos, okazało się, że każda ma: 28-dniowy, średnio obfity, bezbolesny i bez wahań. Na koniec położna mówiła, jak badać śluz. „Proszę sprawdzić” – przystawiła siedzącemu obok chłopakowi słoik z jakąś substancją. Skrzywił się. Powiedział, że nie chce. I zapytał, co to jest. „Śluz” – odpowiedziała położna. Zrobiło nam się niedobrze. „Żartuję” – mówiła, zakładając lateksowe rękawice. „To imitacja śluzu. Pokażę wam, jak go sprawdzać. Ktoś chciałby spróbować?” – zapytała. Nikt się nie zgłosił.

Kraków. Na zakończenie trzeciej katechezy w kościele. „Proszę dokończyć zdanie: jesteś dla mnie jak...”. „Elektroda, która porusza moje serce” – mówi Paweł Magdzie.

Zapytali

Para dzwoni do Poradni Życia Rodzinnego w Szczecinie.

Ona: – Czy mogę zapisać się do poradni z chłopakiem, który jest wierzący, ale niepraktykujący?

Doradca: – Nie ma czegoś takiego jak wierzący niepraktykujący. Albo ktoś wierzy i praktykuje, albo jest niewierzący.

Ona: – Czyli nie możemy się zapisać?

Doradca: – Musi to pani ustalić z proboszczem. Jeśli nie będzie miał nic przeciwko, dla mnie to też nie będzie miało znaczenia.

W Łodzi para dzwoni do doradcy; numer telefonu znajdują na stronie parafii.

Ona: – Czy moglibyśmy się umówić?

Doradca: – Tak, a kiedy chcielibyście?

Ona: – Jak najszybciej.

Doradca: – To możemy się umówić u mnie w domu. W jeden wieczór może się uda porozmawiać o wszystkim, co ważne.

Ona: – Ile to będzie kosztowało?

Doradca: – Ok. 150 zł. Mam pieczątkę proboszcza i z poradni, to podbijemy za jednym razem wszystko.

Po dwóch godzinach jednak doradca oddzwania: – Przepraszam. Przemyślałem sprawę i skonsultowałem się z proboszczem. Możliwość domowego spotkania rezerwujemy dla par, które mają bardzo mało czasu do ślubu. Więc jeśli mają państwo więcej niż kilka tygodni, to zachęcam do udziału w katechezach i wizyty w poradni.

Zostali odpytani

Podczas katechez w salce przy kościele: „Ile lat jesteście razem?”. Każda para po kolei: „dwa”, „pięć”. – Sześć miesięcy – mówi kobieta w ciąży. Wszyscy na nią patrzą.

W Poradni Życia Rodzinnego nr 1.

Doradca: – Dlaczego chcecie się pobrać?

Odpowiedź 1 (najpopularniejsza): – Chcemy zalegalizować nasz związek.

Odpowiedź 2 (poprawna): – Kochamy się i chcemy, by Bóg pobłogosławił nasz związek.

Postępowanie dalsze: w przypadku udzielenia odpowiedzi nr 1 narzeczeni otrzymują kartkę z pytaniami zadawanymi podczas liturgii odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych „do odmówienia na głos w domu”. W przypadku odpowiedzi nr 2 – kartkę z pytaniami, na które, także w domu, mają wspólnie odpowiedzieć. Przykładowo: „Jak chcemy razem żyć, by Imię Boga było, w czasie naszego narzeczeństwa i małżeństwa, uwielbiane?”; „Czy pragniemy tego, aby nasze małżeństwo było Królestwem Boga? Jak rozumiemy to konkretnie?”.

W Poradni Życia Rodzinnego nr 2.

Doradca: – Co jest celem małżeństwa?

Ona: – Chcemy być razem na zawsze.

Doradca: – A gdybyście spróbowali to ubrać w uczucia?

On: – Kochamy się.

Doradca: – Lepiej. Czyli cel małżeństwa to?

Ona: – Miłość.

Doradca: – Realizacja miłości w gruncie rzeczy. Dziś jesteście zdecydowani, że narzeczeńska miłość ma przekształcić się w inną.

On: – To znaczy jaką?

Doradca: – Małżeńską.

On: – A jaka jest różnica między narzeczeńską a małżeńską?

Doradca: – Miłość narzeczeńska jest miłością zauroczenia, zakochania. To jeszcze nie jest taka miłość, która zakłada oddanie wszystkiego za drugą osobę.

On: – My już teraz tak się kochamy.

Doradca: – Miłość narzeczeńska wszystko widzi w różowych okularach.

On: – Ale ja widzę wady Olgi. Mieszkamy razem. Kochamy się. Modlimy się razem. Dzielimy problemy. Nasza miłość nie jest już beztroska.

Doradca: – A gdybyście nie zamieszkali razem, nie byłoby teraz lepiej? Nie chcielibyście być bardziej razem? Nie cieszylibyście się na ten moment?

Ona: – Zamieszkaliśmy razem, bo tak było taniej. Zbliżyliśmy się w tym czasie. Gdybyśmy się zatrzymali na etapie różowych okularów, może nie zdecydowalibyśmy się na ślub.

Doradca: – Czyli wasza miłość zauroczenia już się zmieniła w miłość oddania wszystkiego za drugą osobę. Chcecie mieć dzieci?

Ona: – Zastanawiamy się.

On: – Boimy się, że nie znajdziemy pracy, że nie będziemy mieli za co się utrzymać.

Doradca: – To mamy problem, bo jeśli już zakładacie, że możecie nie chcieć mieć dzieci, wasze małżeństwo nie ma sensu.

On: – Nie, raczej zastanawiamy się, kiedy.

Doradca: – A to co innego. Ale o tym decyduje Pan Bóg.

Ona: – No tak, ale dzisiejsze możliwości pozwalają zaplanować rodzinę.

Doradca: – Stosując antykoncepcję, niszczy pani organizm i zabija własne dzieci.

Ona: – Jak to zabijam?

Doradca: – Mnóstwo tabletek jest wczesnoporonnych.

Ona: – Ale ja mówię o tabletkach hormonalnych, a nie wczesnoporonnych.

Doradca: – No właśnie. Tabletki hormonalne działają tak, że może dojść do poczęcia i poronienia.

Ona: – Lekarze przepisują je w celach zdrowotnych. Również mężatkom. One też zabijają swoje dzieci?

Doradca: – To jest co innego. Trzeba rozgraniczyć, kiedy używamy ich leczniczo, a kiedy jako środki antykoncepcyjne.

Ona: – A gdybym była mężatką, potrzebowałabym się leczyć i współżyłabym z mężem, to też zabijałabym swoje dzieci?

Doradca: – Na to pani nie ma wpływu, bo potrzebuje ich pani leczniczo.

On: – To będziemy zabijali dzieci, czy nie? Przed ślubem zabijamy, a po nie?

Doradca: – To musi pani rozegrać we własnym sumieniu. Ale możecie na czas terapii nie współżyć, wtedy nie będziecie zabijać. To są właśnie kwestie czystości małżeńskiej i trudnych decyzji, które trzeba podjąć wspólnie. Bo jeśli małżeństwo rezygnuje z aktu miłości z błahych przyczyn, „bo boli głowa”, „bo miałem ciężki dzień”, to jest duże prawdopodobieństwo, że się rozleci.

On: – A to są błahe przyczyny?

Doradca: – Jeśli są wymyślane, to tak.

Czego nie usłyszeli

Na kilkanaście par, które opowiedziały nam o swoim doświadczeniu z nauk przedmałżeńskich, zadowolona była jedna. – To był uduchowiony czas. Tego przed ślubem potrzebowaliśmy – mówi Joanna. – Katechezy odbywały się przez miesiąc, co niedzielę. A później, zamiast dwóch spotkań w poradni, byliśmy na warsztatach. Był czas na modlitwę, adorację, wspólne rozważania. Poznaliśmy też i zastanawiamy się nad naturalnym planowaniem rodziny. Zależało nam, żeby znaleźć dobry kurs, a w Krakowie takich nie brakuje.

Pozostałe pary były rozczarowane, a ich opowieści potwierdzały krążące o naukach legendy. Mówili o przeroście tematyki planowania rodziny, o powielaniu stereotypów dotyczących poddańczej roli kobiety, o niedostosowaniu kursów do uczestników w różnym wieku i na różnych etapach związku, o pytaniach, które ich zawstydzały. Także o tym, czego brakowało – przede wszystkim w wymiarze duchowym.

Niektórzy przyznawali, że uczestniczyli w spotkaniach na zasadzie „byle zaliczyć”. – Powiedziałam Rafałowi, żeby przytakiwał i nie zadawał głupich pytań – mówi Magda.

Nauk nie można „nie zaliczyć”. Proboszcz może jednak nie zgodzić się na udzielenie sakramentu, kiedy np. narzeczeni nie spełnili wszystkich formalności, albo kiedy zorientuje się, że para decyduje się na ślub nie z własnej woli, zmuszona przez otoczenie.

Z „Dyrektorium duszpasterstwa rodzin”, zatwierdzonego przez Episkopat w 2003 r. wynika, że przygotowania do sakramentu powinny być wieloetapowe. Najpierw są tzw. przygotowania dalsze, w których ważną rolę odgrywają wychowanie w rodzinie i szkolna katecheza. Dalej są tzw. przygotowania bliższe, skierowane do młodzieży ponadgimnazjalnej. To cykl co najmniej 25 spotkań, w wyjątkowych sytuacjach skrócony do 10, który w założeniu ma przypominać przygotowania przed pierwszą komunią i bierzmowaniem. Tyle że w większości parafii spotkania się nie odbywają, a zastępuje je świadectwo ukończenia religii w szkole. Ostatni etap to przygotowania bezpośrednie, które obejmują spotkanie z duszpasterzem w kancelarii parafialnej, trzy katechezy przedślubne i co najmniej trzy spotkania w Poradni Życia Rodzinnego, a także spowiedź przedślubną i rozmowę dotyczącą wiedzy religijnej narzeczonych.

Ks. Przemysław Drąg, dyrektor Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin: – Nauki przedmałżeńskie nie mogą być tylko instrukcją odpowiednich zachowań, komunikacji, planowania rodziny. Muszą być spotkaniem z Jezusem. Katechezy i warsztaty nie zastąpią wymiaru duchowego.

Ks. Drąg mówi, co wymaga dopracowania: – Brakuje pozytywnego świadectwa małżeństw; oferty dla tych, którzy ze względu na emigrację zarobkową mają ograniczony dostęp do przygotowań; a także towarzyszenia małżeństwom po ślubie.

Czego nie znaleźli w sieci

Tu z ofertą wychodzą świeccy. Kilka miesięcy temu pojawił się portal nauki.pl, prowadzący kursy przedmałżeńskie przez internet. Z rozwiązania korzystali głównie ci, którzy wyemigrowali, ale ślub planowali w Polsce, albo mieli małe dziecko, czy nienormowany tryb pracy i nie mogli chodzić na katechezy przy kościele. Narzeczeni zapoznawali się z materiałami zamieszczonymi na stronie (13 katechez, miniwykłady, nagrania), a następnie rozwiązywali testy.

Pomysłodawcy portalu, mający doświadczenie w prowadzeniu innych projektów edukacyjnych przez internet, ale niemający misji kanonicznej, poprosili o pomoc trzech księży z Krakowa, czterech doradców życia rodzinnego i katechetę. Wystawiane przez nich zaświadczenie każdorazowo musiał zaakceptować proboszcz parafii, w której narzeczeni brali ślub. Jednak na przełomie czerwca i lipca bp Jan Wątroba, przewodniczący Rady do Spraw Rodziny KEP, wysłał komunikat, że „certyfikaty ukończenia internetowych nauk przedmałżeńskich, nie mogą być w żadnym razie podstawą do zaliczenia katechez przedmałżeńskich czy przedślubnych, obowiązujących w Kościele w Polsce”. – Dlatego teraz, jeśli ktoś chce skorzystać z naszego kursu musi najpierw skonsultować to ze swoim proboszczem – mówi Krzysztof Tusiński, jeden z założycieli portalu.

Pierwszy portal, który umożliwiał zaliczenie nauk przedmałżeńskich przez internet, powstał w 2009 r. w Słupsku. Na jego prowadzenie Aneta Matyjaszek – nauczycielka, absolwentka Studium Życia Rodzinnego, zajmująca się poradnictwem przedmałżeńskim od 14 lat – miała pozwolenie kurii w Koszalinie (misja kanoniczna nr 51/2003). Narzeczeni mogli zapisać się na kurs online (dostawali materiał na maila, potem umawiali się na spotkanie z prowadzącą, podczas którego rozwiązywali test; koszt: 100 zł) albo na cykl sześciu spotkań (forma wykładów i rozmów; koszt 70 zł). Po zakończeniu nauk otrzymywali zaświadczenie. – Księża diecezjalni zawsze je uznawali. Zdarzało się, że nawet przysyłali do mnie młodych ludzi – mówi Matyjaszek.

W połowie września pani Aneta otrzymała wiadomość z kurii, że dalsze funkcjonowanie portalu nie będzie możliwe.

Co zostało

Co uczestnicy katechez i spotkań w Poradni Życia Rodzinnego zapamiętali najlepiej?

Marta i Tomasz z Rybnika: śluz w słoiku.

Monika i Rafał z Częstochowy: źle podpisane jajniki.

Magda i Paweł z Krakowa: to, że ona jest „elektrodą, która porusza jego serce”.

Joanna i Robert z Krakowa: że metoda naturalnego planowania rodziny może być skuteczna.


Współpraca BŁAŻEJ STRZELCZYK


Imiona bohaterów reportażu, na ich prośbę, zostały zmienione.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2014