Eksperyment

Jeżeli pozostaniesz na zewnątrz i będziesz tylko widzem, niczego nie zrozumiesz i nikogo nie spotkasz. Wobec krzyża Chrystusa można bowiem przejść obojętnie, patrząc nań wyłącznie jak na jeden z wielu znaków.

26.03.2012

Czyta się kilka minut

Pięć ran Chrystusa; farby olejne, szkło Spisz; warsztat wschodniosłowacki, XIX w. Ze zbiorów Muzeum Etnograficznego w Krakowie / repr. Grażyna Makara
Pięć ran Chrystusa; farby olejne, szkło Spisz; warsztat wschodniosłowacki, XIX w. Ze zbiorów Muzeum Etnograficznego w Krakowie / repr. Grażyna Makara

Można też spojrzeć inaczej, z pokorą, która pozwala wysłuchać opowieści krzyża, a wtedy wywołuje on duże emocje i budzi szereg trudnych pytań. Zarówno tych o Boga, jak i tych o człowieka, o granice ludzkiego poświęcenia i realność miłości w ogóle. Najdotkliwsze zdaje się jednak być pytanie o Boga, który nie ratuje od śmierci swojego ukochanego Syna. Boga, który staje się odtąd głównym podejrzanym w sporze ziemi z niebem. Jak mógł do tego dopuścić, dlaczego pozwolił i pozwala na zło w historii Jezusa i tej naszej?

Od początku krzyż Chrystusa był znakiem ambiwalentnym. Rodził sprzeciw i zgorszenie, a przez to niewiarę. Dla wielu jednak stawał się znakiem nadziei i życia. Zresztą krzyż głoszony poza paschalnym orędziem, krzyż bez zmartwychwstania, byłby rzeczywiście żałosną i smutną pamiątką okrutnego końca żydowskiego rabbiego. „Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest nasza wiara”, jak powie św. Paweł.

W świetle zmartwychwstania krzyż nabiera nowych znaczeń, staje się wzorem i normą miłości dla ludzi wierzących. Sam Jezus mówił do swoich uczniów: „nie ma większej miłości, niż oddać swoje życie za przyjaciół” i „jeśli kto chce pójść za Mną, niech weźmie swój krzyż”. Przede wszystkim na krzyżu dał właśnie temu świadectwo.

Odczytanie krzyża pozwala zobaczyć w nim sumę najtrudniejszych ludzkich doświadczeń i historii, z których Bóg w Chrystusie wyprowadza nas zwycięskim ramieniem. Na krzyżu bowiem zwyciężona zostaje śmierć, która nie ma już ostatniego słowa, ponieważ ono zawsze i definitywnie należy do Boga. Samotność człowieka żyjącego bez Boga i przerażonego koniecznością śmierci (doświadczenie każdego grzesznika i samego Jezusa na krzyżu) zostaje uzdrowiona miłością kierowaną przez Syna do Ojca nawet w godzinie największej rozpaczy i lęku. Miłością, która wyraża się w posłuszeństwie i w wierności, która jest darem i ofiarą złożoną na ołtarzu krzyża.

Chrystus staje przed Ojcem jako nowy Adam, jest nagi i bezbronny, ale nie chowa się przed boskim spojrzeniem jak pierwszy człowiek po grzechu. Nowy Adam zanosi dramatyczną i solidarną z każdym pokoleniem ludzi modlitwę: „czemuś mnie opuścił?”. Tylko Jego otwartość i bezbronność uzdalnia nas do widzenia Boga pomimo otaczających ciemności, do przyjęcia miłości Boga i znalezienia w Nim źródła sensu. Dlatego można z całą pewnością powiedzieć, że Chrystus „zna nasze słabości” i „dźwigał nasze cierpienia”.

Dlatego też możliwe jest odczytanie krzyża Jezusa jako znaku bliskości Boga z człowiekiem w nawet najbardziej nieludzkich sytuacjach. Bliskość ta jest tak prawdziwa, jak prawdziwe jest człowieczeństwo Chrystusa, a więc „zejście” w człowieka. Często spoglądając na krzyż szukamy Boga, gdzieś poza dramatyczną sytuacją, którą on ukazuje. A przecież jest On we wnętrzu ludzkiego cierpienia, można powiedzieć, że w Chrystusie już je poznał.

Krzyż nie chce nikogo oskarżać, ponieważ krzyż przede wszystkim objawia szaloną miłość Boga, która wszystkich do siebie przyciąga. Krzyż opowiada więc o Bogu nieoczywistym, nieefektownym i po ludzku słabym. Zrozumiały jest więc opór wobec krzyża, który bez spojrzenia wiary staje się po prostu niezrozumiały. Dlatego rodzi się we mnie zaproszenie, trochę na wzór tego, które skierował do niewierzących Benedykt XVI, zachęcając do eksperymentu wiary, czyli życia według zasad Ewangelii niejako na próbę.

Stań pod krzyżem i przyjmij go jako pytanie, które nie znajduje odpowiedzi, jako cierpienie niezawinione i niezrozumiałe, jako los, który krzyżuje plany i wyobrażenia o własnym życiu. Jako niewiadomą i miejsce spotkania z bezsilną Miłością. Niech inspiracją w tej modlitwie, drodze, ćwiczeniu będzie Szymon z Cyreny, który krzyżem Chrystusa został zaskoczony i któremu kazano go nieść. Według tradycji ten wymuszony gest uczynił z niego chrześcijanina. Pomóc Bogu w niesieniu krzyża to znaczy nieść godnie swój własny i pozwolić, żeby za bramą przyjętego krzyża wszystko stało się łaską.  


O. TOMASZ ZAMORSKI pracuje w Dominikańskim Ośrodku Kaznodziejskim w Łodzi.



Poprzednie odcinki rekolekcji: tygodnik.com.pl/wielki-post2012

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2012