Ebola: oblicz ryzyko

Dla epidemiologów od początku było jasne, że wirus przedostanie się z Afryki na Zachód. W Stanach właśnie wykryto pierwszy przypadek.

06.10.2014

Czyta się kilka minut

Thomas Eric Duncan przyleciał do USA prawie dwa tygodnie temu z Liberii – kraju, który jest jednym z ognisk epidemii w Afryce Zachodniej. Na lotnisku w Monrowii przeszedł kontrolę epidemiologiczną; nie wykazywał jeszcze żadnych objawów infekcji.

Tydzień później – już w Dallas – zgłosił się do szpitala. Skarżył się na ból brzucha i lekką gorączkę. Pracownicy placówki, którzy właśnie przeszli serię szkoleń w związku z ryzykiem pojawienia się eboli w USA, odnotowali, że pacjent przybył z Afryki Zachodniej, i że potencjalnie może być nosicielem wirusa. Ale ponieważ Duncan nie miał biegunki ani wymiotów, odesłali go do domu, z receptą na antybiotyk.

Ponownie do szpitala trafił dopiero dwa dni później – i tym razem został przyjęty. Diagnozę postawiono 30 września, w szpitalu Texas Health Presbyterian: ebola.

W międzyczasie Duncan pozostawał w kontakcie z co najmniej kilkunastoma osobami, które prawdopodobnie zaraził – w tym z piątką dzieci. W tej chwili trwają starania, aby osoby te odnaleźć i poddać kwarantannie. Władze Teksasu usiłują także wynająć firmę, która usunie pościel i zdezynfekuje mieszkanie, gdzie przebywał chory. Na razie brak chętnych.

„Mamy wszystkie narzędzia”

Duncan, obywatel Liberii, nie jest pierwszym zarażonym, który trafia do amerykańskiego szpitala. W ostatnich miesiącach leczono tu kilku działaczy humanitarnych i lekarzy, którzy pracowali w Afryce i tam się zarazili; we wszystkich przypadkach z dobrym skutkiem. Ale w odróżnieniu od Duncana byli przywożeni do USA (specjalnymi samolotami i w warunkach sterylnych) już po postawieniu diagnozy.

Eksperci zapewniają, że epidemię można opanować. Wiele właściwości wirusa „działa na naszą korzyść”: okres inkubacji trwa 21 dni, ale infekcja nie jest zakaźna, dopóki nie pojawią się łatwo zauważalne symptomy; do zarażenia może dojść tylko na skutek kontaktu z płynami ustrojowymi chorego. „Posiadamy narzędzia konieczne do opanowania wirusa ebola – twierdzi Larry Brilliant ze Skoll Global Threats Fund. – Kwarantanna, skuteczna epidemiologia, prognozowanie, monitorowanie, edukacja: wszystkie one, jak wiadomo, właściwie stosowane, mogą powstrzymać rozwój epidemii.

Umieralność na ebolę w Afryce, sięgająca 90 proc., była tak wysoka, gdyż szpitale nie są tam odpowiednio wyposażone, panuje wiele przesądów, przede wszystkim zaś brakuje odpowiednio licznego i przeszkolonego personelu medycznego i skoordynowanych działań na skalę międzynarodową. Reakcja krajów Zachodu – a właściwie: brak reakcji – była dotąd określana jako skandaliczna, egoistyczna i... krótkowzroczna.

Kwestia prawdopodobieństwa

Jednak dla epidemiologów od początku było oczywiste, że wcześniej czy później wirus przedostanie się z Afryki także do tzw. krajów rozwiniętych. Autorzy studium, sporządzonego przez MoBS Lab – ośrodek badawczy przy Northeastern University w Bostonie – twierdzą, że na takie ryzyko wystawiona jest większość państw Europy. Tylko prawdopodobieństwo, że do 24 października (taką datę przyjęto w badaniu) ebola zostanie tam zawleczona – samolotami pasażerskimi – jest oceniane rozmaicie.

Najbardziej zagrożone mają być Francja i USA (30–50 proc.; symulację sporządzano, zanim zdiagnozowano Duncana), dalej Wielka Brytania i Belgia (prawdopodobieństwo 20 proc.), mniej zaś Niemcy (10 proc.) czy Szwajcaria (5 proc.). Zagrożenie ma być niezależne od tego, czy kraje Europy ograniczą połączenia lotnicze z Afryką. W zestawieniu 30 krajów Polska nie występuje (studium w internecie: www.mobs-lab.org/ebola).

Autorzy studium twierdzą jednak, że w Europie i w USA może zachorować tylko kilka osób, przybywających z Afryki i przez nie zakażonych. Czy optymizm był uzasadniony, okaże się wkrótce – w Teksasie.

Akcje idą w górę

Jak dotąd lekarze z krajów zachodnich niechętnie wyjeżdżali w rejony objęte epidemią. Szlachetnym wyjątkiem była organizacja „Lekarze bez Granic”, ale jej wolontariusze nie byli w stanie sprostać potrzebom.

Dopiero w ubiegłym tygodniu administracja USA wysłała w rejony objęte epidemią pierwszą grupę z docelowo trzech tysięcy przeszkolonych pracowników. Udzielono im gwarancji, że w razie zachorowania będą mogli wrócić na leczenie do kraju.

W amerykańskich szpitalach testowanych jest kilka preparatów, które mogą być pomocne w zwalczaniu wirusa. Zdiagnozowanie pierwszego przypadku niemal natychmiast przełożyło się na konkretne rezultaty: już nazajutrz notowania giełdowe kilku firm farmaceutycznych, które pracują nad nowymi preparatami, poszły w górę.

Jedna z nich, Hemispherx Biopharma, deklaruje, że poszerzy program badawczy poświęcony walce z ebolą i podejmie w tym zakresie współpracę z armią.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1969. Reperterka, fotografka, była korespondentka Tygodnika w USA. Autorka książki „Nowy Jork. Od Mannahaty do Ground Zero” (2013). Od 2014 mieszka w Tokio. Prowadzi dziennik japoński na stronie magdarittenhouse.com. Instagram: @magdarittenhouse.

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2014