Dzieje pewnego plakatu

Stał się ikoną wydarzeń sprzed 24 lat: szeryf Gary Cooper ze znaczkiem Solidarności i kartą do głosowania zamiast colta. A przecież mało brakowało i najsłynniejszy dziś plakat wyborczy Solidarności nigdy by nie powstał.

24.05.2013

Czyta się kilka minut

Pamiętam to wyraźnie: była piękna niedziela, 4 czerwca. Jechałem z Ursynowa na poranną Mszę do kościoła na placu Zbawiciela. I nagle ich zobaczyłem: dziesiątki Garych Cooperów, dziarsko maszerujących na ówczesny Dom Partii. Widok był porażający. Ja śnię, pomyślałem! Moim plakatem obklejona była Warszawa! – wspomina Tomasz Sarnecki, wtedy student warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych i autor kultowego plakatu Solidarności „W samo południe” na wybory 4 czerwca 1989 r.

Plakaty dostarczono do Warszawy na ostatnią chwilę: nocą z trzeciego na czwartego czerwca i tej samej nocy rozklejano w stolicy. Był to spektakularny finał kampanii wyborczej przed pierwszymi po części wolnymi wyborami w Polsce od 1945 r. Na polską scenę polityczną z impetem wkraczał bohater zza „wielkiej wody”: Gary Cooper, szeryf z westernu „W samo południe” Freda Zinnemanna z 1952 r.

– Plakat Sarneckiego mocno działał na wyobraźnię – mówi Henryk Wujec, wtedy sekretarz komitetu wyborczego Solidarności. – Film Zinnemanna był moim ulubionym obrazem, widziałem go co najmniej pięć razy. – Kowboj samotnie wymierzający sprawiedliwość liczniejszemu wrogowi, odważny i szlachetny: któż nie chciałby się z nim utożsamiać? A jeśli chodzi o plakat, była to genialna metafora położenia, w jakim się znaleźliśmy – wspomina Wujec. Też mieliśmy przed sobą starcie z potężnym przeciwnikiem, tylko chcieliśmy je wygrać metodami pokojowymi. I takie jest przesłanie plakatu. Proszę się przyjrzeć: Gary Cooper nie ma broni, zamiast colta trzyma wyborczą kartę. To nią chcieliśmy pokonać komunę.

Z ZIEMI WŁOSKIEJ

Paradoksalnie, plakat powstał także dzięki komunistom. Ale nie polskim, lecz włoskim.

Jak to możliwe? W całą akcję zaangażowany był profesor sinologii Krzysztof Gawlikowski, wtedy wykładający we Włoszech. – Było to po zakończeniu „Okrągłego Stołu” – wspomina Gawlikowski. – Pod koniec kwietnia do Watykanu na spotkanie z Janem Pawłem II przyjechał Lech Wałęsa, towarzyszył mu Bronisław Geremek. Spotkałem się z nim i zapytałem, czy mogę pomóc, co w tym decydującym momencie dla Solidarności jest najbardziej potrzebne.

„Niech pan zdobędzie pieniądze na wybory, najlepiej sto tysięcy dolarów” – miał odpowiedzieć Geremek. Gawlikowski: – Była to horrendalna kwota. Po kilku dniach znów z nim rozmawiałem, telefonicznie. Zmienił zdanie. „Proszę zapomnieć o gotówce” – mówił. – „Jest za późno, nawet gdyby przyszła teraz, nie mielibyśmy co z nią zrobić. Musi nam pan przygotować i dostarczyć materiały wyborcze, w Polsce drukarnie i papier są w rękach komunistów”.

Gdyby Gawlikowski zwrócił się oficjalnymi kanałami o pomoc, choćby do włoskiego rządu, i gdyby rzecz trafiła do władz w Warszawie, w PRL-owskiej prasie mogłyby pojawić się zarzuty, że obcy rząd wspiera Solidarność. Z tych samych względów w grę nie wchodziła pomoc zachodnich partii politycznych. – Zresztą w tamtym czasie włoska chadecja była nam niechętna – mówi Gawlikowski. – Niektórzy jej politycy uważali Jaruzelskiego za zbawcę Polski.

KOMUNIŚCI DLA SOLIDARNOŚCI

Gawlikowski naradzał się z papieskim sekretarzem Stanisławem Dziwiszem i Jerzym Giedroyciem, szefem paryskiej „Kultury”. Wspólnie wpadli na pomysł. – Uznaliśmy, że o sfinansowanie i wydrukowanie plakatu poprosimy włoską partię komunistyczną – mówi Gawlikowski. – Intryga była genialna w swej prostocie. Gdyby komuniści z Warszawy i Moskwy chcieli nas zdyskredytować, musieliby obwieścić światu, że niektóre partie komunistyczne pomagają Solidarności, a więc są przeciwko nim.

Droga do realizacji tego planu prowadziła m.in. przez gabinet obecnego prezydenta Włoch Giorgio Napolitano, zajmującego się wówczas sprawami zagranicznymi we Włoskiej Partii Komunistycznej – wtedy już wyemancypowanej spod kurateli Kremla i sympatyzującej z Solidarnością. Gawlikowski spotkał się z Napolitano. – Powiedziałem mu wprost: chcemy, aby udział w kampanii pomocy dla Solidarności miała Włoska Partia Komunistyczna – wspomina sinolog. – Wytłumaczyłem mu, na czym polega gra.

Także dla Napolitano nie na rękę było otwarte angażowanie partii w akcję na rzecz Solidarności. Dlatego wpadł na pomysł, by sprawę przejął związek zawodowy drukarzy. Wytypowano drukarnię w Modenie. Związkowcy zgodzili się przyjść do pracy w nocy z soboty na niedzielę, gdy zakład był nieczynny, i wydrukować plakat Solidarności. – Ich był materiał, robocizna i dobra wola – podkreśla Gawlikowski. I dodaje: – Ale gdy to wszystko udało się załatwić, pojawił się problem: termin druku się zbliżał, a ja nadal nie miałem projektu plakatu...

DZIEŁO (TAKŻE) PRZYPADKU

– Zaprojektowanie plakatu było dla mnie jednym z dodatkowych zajęć, jakie miałem w pracowni profesora Macieja Urbańca na wydziale grafiki ASP – wspomina Tomasz Sarnecki. – Niczego wielkiego nie obiecywałem sobie po tej pracy. Gdyby powstała reklamówka formatu A4, byłbym zachwycony. Na początku powstały cztery małe kopie, na tyle starczyło materiału.

I pewnie na nich by się skończyło, gdyby nie znajomość grafika z Janiną Jankowską, szefową zespołu dziennikarzy radiowych, pracujących przy kampanii Solidarności. Sarnecki pokazał jej swoją pracę. – To było to! – wspomina Jankowska. – Pomysł z Cooperem po prostu mnie zachwycił. Włożyłam dużo pracy w tamtą kampanię, ale po latach to właśnie spotkanie z Sarneckim uważam za historycznie najważniejsze.

Jankowska projekt przygotowany przez Sarneckiego przekazała Wujcowi. Jemu też od razu przypadł do gustu. Ale nie chciał sam decydować. – Jestem z wykształcenia fizykiem, uznałem, że obowiązują procedury – mówi Wujec. Sarnecki trafił więc przed oblicze specjalnej komisji Solidarności, opiniującej materiały wyborcze. A ona plakat odrzuciła.

– Przypadkiem spotkałem Sarneckiego na korytarzu – wspomina Wujec. – Wydał mi się przybity. Powiedział, że plakat się nie spodobał i nic z niego nie będzie. Nie wierzyłem własnym uszom, pomysł wydawał mi się świetny. W końcu jak Cooper postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i zrobić wszystko, aby plakat powstał.

IKONA DLA ŚWIATA

Projekty plakatu docierają do Włoch w ostatniej chwili; przewożą go dwie kurierki-zakonnice. – Spodobał mi się – mówi Gawlikowski. – Jednak projekt był czarno-biały, a z Włochami umawiałem się na plakat kolorowy. Postanowiliśmy więc użyć w druku koloru czerwonego i czarnego, tak aby napis „Solidarność” od razu rzucał się w oczy. Moją uwagę przykuł też jeden szczegół: na piersi Coopera widniał dziwny „zygzaczek”. Zdecydowałem, że powinien on zostać zmieniony na znaczek z napisem „Solidarność”, by nie było wątpliwości, kogo Cooper reprezentuje. Nikomu nie przyszło wtedy do głowy, że ingerujemy w prawa autorskie...

Ostateczna wersja plakatu trafiła do drukarni w Modenie. Ustalono, że powstaną dwa tysiące egzemplarzy. Włoscy związkowcy zdawali sobie sprawę, że plakat będzie przemycany do Polski, dlatego użyli specjalnego papieru, bardzo mocnego i lekkiego, w odcieniu kości słoniowej (stąd łatwo dziś, po kolorze, odróżnić włoski „oryginał” od późniejszych polskich wersji).

Transport do Polski organizował Watykan, który – jak wspomina Gawlikowski – do wykonania tego zadania wytypował odpowiednio dobrze zbudowanego księdza...

Jak było potem, wiadomo: plakat odniósł ogromny sukces i szybko stał się międzynarodową ikoną Solidarności. Na wybory w 1989 r. przyjechali do Polski dziennikarze z całego świata: w ich telewizyjnych relacjach często z tła przebijała sylwetka szeryfa Coopera.

– W ten sposób w międzynarodowej wyobraźni zwycięstwo Solidarności jednoznacznie zaczęto kojarzyć z plakatem Sarneckiego – ocenia Gawlikowski. – A dziś jest to też namacalny dowód zapomnianej pomocy, jakiej Polsce udzieliła wtedy zagranica.


MARCIN POŚPIECH jest dziennikarzem Programu Trzeciego Polskiego Radia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2013