Dwie pigułki

Stoimy na rozdrożu. Przed wyborem między Kościołem samozadowolenia a Kościołem nawrócenia. Drzemką a rabanem.

03.03.2014

Czyta się kilka minut

Kultowa scena z filmu „Matrix”. Główny bohater imieniem Neo musi wybrać, którą połknie pigułkę – niebieską czy czerwoną? Jeżeli wybierze niebieską, obudzi się we własnym wygodnym łóżku, ale już do końca żyć będzie w iluzji. Jeżeli sięgnie po czerwoną, pozna porażającą prawdę o rzeczywistości, ale stanie się wolny. A zarazem zdolny do tego, aby zawalczyć o lepszą przyszłość dla siebie i innych.

Przed tym samym dylematem staną biskupi, którzy w przyszłym tygodniu wybierać będą nowego przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski.

PODZIAŁY I JEDNOŚĆ

Wiele razy usiłowano opisać Kościół w Polsce, kreśląc różnorakie linie podziału wśród biskupów. Z reguły rozróżnia się konserwatystów i liberałów, ale to droga donikąd, bo wśród rodzimych hierarchów nie ma ani jednego o poglądach, które w ramach Kościoła powszechnego można by uznać za liberalne. Nasi pasterze w kwestiach takich jak Eucharystia dla rozwiedzionych czy antykoncepcja nie widzą nawet potrzeby debaty, o ewentualnym zmiękczeniu nauczania już nie wspominając. Z perspektywy Watykanu, Nowego Jorku czy Monachium wszyscy biskupi w Polsce to konserwatyści. Semper fidelis.

Z kolei często przywoływane słowa Jana Rokity z 2006 r. o katolicyzmie łagiewnickim, mającym wziąć górę nad toruńskim, były nie tyle opisem sytuacji, ile pobożnym życzeniem. A także taktyczną zagrywką ówczesnego polityka Platformy – obliczoną na wykreowanie w Kościele przeciwwagi dla świetnie zorganizowanych i zdyscyplinowanych zwolenników Prawa i Sprawiedliwości.

To prawda, że Radio Maryja budzi wielkie emocje, od miłości po niechęć. Także wśród hierarchów. Zdarzało się, co ujawnił bp Tadeusz Pieronek, że podczas obrad Episkopatu wytupywano biskupów usiłujących mówić o problemach z medialnym imperium redemptorystów. Ale tamte stare wojny odgrywają coraz mniejsze znaczenie. Sprowadzanie światopoglądowych różnic między hierarchami w Polsce do ich stosunku do Ojca Dyrektora – to coś gorszego niż zbrodnia. To błąd, który przesłania rzeczywiste pęknięcie, którego linia biegnie czasem w poprzek stereotypowych wyobrażeń o skrzydłach i frakcjach w rodzimym Kościele.

Tę linię podziału uczyniła widoczną lutowa wizyta ad limina apostolorum naszych biskupów w Rzymie. Najpotężniejszym echem z papieskiego przemówienia odbiło się wezwanie do jedności: „Nikt i nic niech nie wprowadza podziałów między wami”. Początkowo Franciszkowe słowa spotkały się w kręgach kościelnych ze znanymi nam już uspokajającymi zapewnieniami: biskupi różnią się w ocenie bieżących wydarzeń społecznych i politycznych, ale nie ma w tym nic zdrożnego, bo – co najważniejsze – zachowują absolutną jedność w wierze. Jeżeli są problemy, to z niektórymi księżmi siejącymi niepotrzebny zamęt. I chociaż nie padły nazwiska, każdy mógł dośpiewać sobie resztę. Wiadomo – Lemański, Boniecki itd.

Tyle że to nie do końca tak. Jasne, że biskupi jak jeden mąż głoszą te same dogmaty, jednym głosem wypowiadają słowa Credo. Ale zasadnicze różnice między nimi ujawniają się przy pytaniu: jak praktykować wiarę w codziennym życiu człowieka i Kościoła? Jak głosić i interpretować Ewangelię tu i teraz? A to już wcale nie są drobiazgi.

USTAWY I OWCE

Powtórzmy: opinie polskich biskupów po wizycie ad limina wykazały, że nad Wisłą ścierają się dwa biegunowo odmienne spojrzenia i pomysły na Kościół.

Mamy więc Kościół drzemki i samozadowolenia, który głosi, że na naszym katolickim poletku wszystko było, jest i będzie w najlepszym porządku. Za mącicieli, wrogów bądź zdrajców uważa tych, którzy podnoszą nawet uzasadnioną krytykę. Stąd też bierze się głęboka wiara Kościoła samozadowolenia, że stanowi on obiekt nieustannych ataków i spisków. Ale z tego powodu, choć sam przed sobą nigdy się do tego nie przyzna – bez przerwy ustawia się w defensywie. Skupia się na zachowaniu za wszelką cenę dotychczasowego stanu posiadania – i chodzi tu nawet nie tyle o rząd dusz, ile o tradycyjną dominację w życiu społecznym i symbole dawnego prestiżu. To Kościół, który swą siłę chce mierzyć liczbą przeforsowanych ustaw, a nie odnalezionych owiec. Uważa się za nieomylnego lekarza, ale nie zauważa, że troszczy się głównie o zdrowych. Nieufny wobec świata, w gruncie rzeczy nie wierzy w siłę ewangelizacji, chociaż zgodnie z kościelną poprawnością i nowomową żarliwie deklaruje coś innego. Jakże zresztą mógłby skutecznie ewangelizować, skoro trwa w poczuciu wyższości?

Zamiast odważnie wychodzić na peryferia, Kościół samozadowolenia chciałby obmyślać listę mediów, z których prawowiernemu katolikowi przystoi korzystać. Zamiast za przypadki pedofilii wśród duchownych czynić pokutę, zadośćuczynić ofiarom i uczyć się na własnych błędach, woli w pierwszym rzędzie oskarżającym palcem wskazywać na rozpasaną kulturę, rozbite rodziny, a nawet same dzieci.

FERMENT KONTRA PRZECIĘTNOŚĆ

W opozycji do frakcji samozadowolenia stoi Kościół rabanu i nawrócenia. Tego rabanu, który Franciszek tak opisywał podczas zeszłorocznych Światowych Dni Młodzieży w Rio de Janeiro: „Chcę, żeby Kościół wyszedł na ulice. Chcę, abyśmy się bronili przed tym wszystkim, co jest światowością, bezruchem. Przed tym, co jest wygodą, klerykalizmem. Przed tym wszystkim, co jest zamknięciem się w sobie”.

Z pozoru może się wydawać, że w zachowawczym Episkopacie Polski nie ma przestrzeni na ferment. Ale powoli do obiegu wchodzi pokolenie biskupów, którzy rozumieją, że tylko szczere i nieustanne nawrócenie czyni Kościół żywym. A tym samym zdolnym do nawracania innych. Oczywiście nie chcą dokonywać rewolucji, ale podskórnie czują, że kurs trzeba skorygować na bliższy Ewangelii. Tych biskupów nie widać w mediach, nie słyną z odważnych wypowiedzi na czołówkach. Ale to nie znaczy, że ich nie ma. I że nic nie mogą zmienić.

W minionym tygodniu metropolita poznański i wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu, abp Stanisław Gądecki, udzielił KAI wywiadu, który właściwie przeszedł bez większego echa. Tymczasem na tle dotychczas dominującego tonu komentarzy hierarchów po wizycie ad limina, jakoby papież nie mógł się doskonałości naszego Kościoła nachwalić, a kluczowym problemem roztrząsanym podczas spotkań w Watykanie były złe media niesprawiedliwie przeciwstawiające Franciszka biskupom – opinie abp. Gądeckiego brzmią bardzo mocno.

Metropolita poznański mówi, że generalny wniosek z wizyty jest taki, iż Kościół zawsze musi się reformować; Ecclesia semper reformanda. Problemem jest angażowanie się biskupów po stronie różnych opcji politycznych – tak abp Gądecki odczytuje papieski apel, aby nic i nikt nie wprowadzał podziałów między biskupami w Polsce. Można stawiać sprawy uczciwie? Można. Z kolei np. w kwestii rozwiedzionych podkreśla, że na dopuszczenie do Eucharystii nie mają co liczyć, ale miłosierdzia nie wolno zastępować „podejściem dyscyplinarnym, które z gruntu jest odrzucające i wykluczające”.

Pytany o młodych uczciwie przyznaje: „U nas praca z młodzieżą wygląda dość cienko. Bywają kapłani bardzo gorliwi, ale większość księży jest przekonana, że tak wielki trud włożyli w szkolną katechizację, że trudno jest im angażować się w inne formy pracy z młodymi”. Zaś na pytanie o Franciszkowe wezwanie do duszpasterskiego aggiornamento odpowiada ze szczerością na szczytach polskiego Kościoła niespotykaną: „Zauważyłem nawet, że na tym tle zdaje się panować jakieś przerażenie w watykańskich kongregacjach. Mówi się tam, że trzeba zmienić styl duszpasterstwa, choć zdaje się, jakby sami nie byli pewni, na czym miałoby to konkretnie polegać”.

Ale na tym nie koniec, bo w wywiadzie pojawia się też następujący passus: „Kiedy spotkaliśmy się z kardynałem Markiem Ouelletem, prefektem Kongregacji ds. Biskupów, zwrócił on nam uwagę na lichą ofiarność Kościoła w Polsce na rzecz papieskiej Caritas. Dowodził, że maleńki Kościół w zlaicyzowanych Czechach wnosi więcej niż duży Kościół w Polsce. Obawiam się, że wcielanie w życie stylu papieża Franciszka może okazać się dla naszego Kościoła niełatwym problemem”. I na koniec wisienka na torcie: „Kiedy pojawiają się trudności, bywa, iż mówimy o prześladowaniach Kościoła. Tego nauczyła nas historia. Postawa Papieża jest bardziej optymistyczna. Nie przywiązana tak bardzo do skuteczności działania, a jednocześnie skuteczna. Wydaje mi się, że posługiwanie Franciszka charakteryzuje zdanie wypowiedziane dawno temu, jeszcze w Argentynie: Nam nie wolno zgodzić się na przeciętność”.

Te cytaty można by zostawić bez komentarza. Ale chyba warto nadmienić, że mówi to jeden z faworytów do fotela przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. A wywiad ukazał się już dawno po wizycie ad limina, ale na kilkanaście dni przed wyborami.

A więc – pigułka niebieska czy czerwona?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2014