DRUGI DZIENNIK PILCHA

Co myśli i jak się czuje stary ewangelik, którego prawnuk został papieżem? Dumny jest? W łeb sobie strzela? Wiarę traci? Na katolicyzm przechodzi? Ostentacyjnie, a może dyskretnie, ale definitywnie zrywa wszelkie relacje z wiadomo kim?

25.02.2013

Czyta się kilka minut

 / Rys. Andrzej Dudziński
/ Rys. Andrzej Dudziński

30 stycznia | Nie zdaje mi się, by badanie życiorysów przodków było wyłącznie moralnie niekorzystne. Zależy, czyich przodków się bada – nasi wiadomo: starzy wehrmachtowcy, jak bezpartyjni, to ubecy, a jak partyjni, to kapepowcy – ciemności ostateczne. Oni marni i my marni. Ale przecież do naszej marności świat się nie sprowadza, istnieje on i jaśnieje dzięki postaciom wielkim i świetlistym, tak wielkim i tak świetlistym jak – nie przymierzając – papież Jan Paweł II. Jego żywot przykładny i żywoty jego przodków przykładne. Dziadek nie, ale pradziadek tak. Oczywiście mogłoby być lepiej, ale nie ma co narzekać – jest dobrze. Pradziadek Karola Wojtyły był ewangelikiem. Jest dobrze. I świetliście. Tym lepiej i tym świetliściej, że protestantyzm (na razie genetyczny, ale wiadomo, jakie genetyka ma konsekwencje) na jednym pradziadku się nie wyczerpuje.
W ogłoszonej na łamach „Kalendarza Ewangelickiego 2013” doskonale udokumentowanej pracy: „Ewangeliccy przodkowie Karola Wojtyły – ród Przeczków z Datyni” Jan Kilber podkreśla, iż luterski pradziadek Biskupa Rzymu nie jest żadną tajemnicą, „w 2011 r. pojawiła się już na ten temat wzmianka w jednym z biuletynów parafialnych diecezji cieszyńskiej, zaś na stronach internetowych parafii rzymskokatolickiej w Bielsku-Białej-Lipniku, gdzie został ochrzczony ojciec późniejszego Papieża, również jest na ten temat informacja”.
Są to jednak dane niepełne, a „fakt ewangelickiego pochodzenia przodków Papieża z Polski jest przemilczany”, niekoniecznie zresztą z jakiejś złej woli, ale z braku możliwości dotarcia do odpowiednich ksiąg metrykalnych. Autor rozprawy nie tylko do odpowiednich, ale w ogóle do wszelkich koniecznych ksiąg dotarł, z niezwykłą starannością je przestudiował i oto do jakich ustaleń doszedł:
Dziadkami Karola Józefa Wojtyły (Papieża) ze strony ojca również noszącego imię Karol byli Maciej Wojtyła i Anna Maria z Przeczków. Taż babka Papieża Anna Maria Przeczkówna, urodzona w 1853 r., była córką ewangelika Franciszka Przeczka i katoliczki Marii z domu Hess. Maria Hessówna (prababka JP2), dodajmy od razu, również była córką ewangelika, Johanna Hessa, z zawodu sukiennika. Słowem, od luteran aż się kłębi; nie jeden, a co drugi, czy to po mieczu, czy po kądzieli, przodek Papieża – kacerz. Niestety, ci ewangeliccy protoplaści mieli osobliwą skłonność do katoliczek, owocowało to mieszanymi małżeństwami, a mieszane małżeństwo to jest męt i zamęt większy niż przed stworzeniem świata. Małżeństwo mieszane to jest samo zło, a śmierć tożsamości religijnej na pewno.
Bo co wiemy na razie? Wiemy na razie, że pradziadek Papieża ewangelik poślubił córkę ewangelika. Dlaczego ta córka ewangelika i potem też żona ewangelika jest summa summarum – katoliczką? Za sprawą nie czego innego, a mieszanych małżeństw i ich prawnej regulacji. Patent tolerancyjny z 1781 r. postanawiał, iż w małżeństwie mieszanym córki idą za wyznaniem matki, synowie za wyznaniem ojca. (Tradycja taka tu i ówdzie tli się jeszcze, ale powiedzmy jasno, bo rzecz ciemna: tli się ledwo, ledwo, opcja katolicka zwycięża).
Marysia Hessówna – tak jest – miała ojca ewangelika, ale jej mama Teresa z domu Reck była katoliczką. Innymi słowy Johann ewangelik wziął sobie za żonę katoliczkę Teresę i jak urodziła im się Marysia – wedle prawa i obyczaju chowana była w katolickiej wierze matki. Ale mniej lub bardziej świadoma tęsknota za luterstwem (psychoanalitycznie upostaciowanym? Why not?) była mocna, może nawet kierowała życiem Marysi, zakochała się bowiem ona, a potem 24 stycznia 1845 r. wyszła za mąż za piekarza Franciszka Przeczka – wyznanie ewangelickie. Wyznanie o tyle w tym przypadku oczywiste, że wywodził się on z zaolziańskich okolic, w których – jak pisze autor opracowania – nazwiska Przeczek i Bystroń były tak popularne jak w Wiśle Pilch i Cieślar. Tylko w latach 1727–1747 można w samych Błędowicach naliczyć ok. 26 małżeństw (wyłącznie czy tylko częściowo ewangelickich?) Przeczków, wszystkim rodziło się wedle ówczesnej średniej około 6, 7 potomków, sami Janowie, Bernardowie i Franciszkowie. Franciszek Przeczek – pradziad Papieża – był z tej parafii. Jemu i Marii późno, bo osiem lat po ślubie, urodziła się Anna Maria – babka Papieża. I znów córka ewangelika szła za (też po matce nabytym) wyznaniem katolickim.
Dalej ewangelicy nie zaszli. Anna Maria Przeczkówna w 1852 r. poślubiła Macieja Wojtyłę z Czańca; ze związku tego w 1879 r. urodził się Karol Wojtyła – ojciec.
Czy Papież Wojtyła wiedział o licznych lutrach w swej genealogii? Wykluczone, by nie wiedział. Myślał o swym luterskim pradziadku Franciszku?
Pewnie czasem myślał. Co myślał? Bóg wie. Źle nie mógł myśleć. Dla lutrów zresztą jego pontyfikat był łaskaw, klątwy nie zniósł, ale był łaskaw. Z pradziadkiem nie trzeba tego łączyć, choć zakazu nie ma. Ciekawe, co On myślał, ale równie ciekawe, co oni myśleli. Szczerze mówiąc, dla mnie prawdziwie frapująca byłaby odpowiedź na pytanie: co myśli i jak się czuje stary ewangelik, którego prawnuk został papieżem? Dumny jest? W łeb sobie strzela? Wiarę traci? Na katolicyzm przechodzi? Ostentacyjnie, a może dyskretnie, ale definitywnie zrywa wszelkie relacje z wiadomo kim?

1 lutego | Jednak będzie brakować ciał zmartwychwstania. Już brakuje.

2 lutego | Only uważa, że historia jest po jego stronie. Historia medycyny jak najbardziej.

7 lutego | Nigdy nie trafiłem na nowelę Maupassanta, o której opowiadał mi ojciec. Od tego jednak czasu, od czasu, gdy usłyszałem drastyczne streszczenie drastycznego oryginału, jestem wyczulony na wszelkie epizody, w których starzejący się i niezadowolony z swego wyglądu mężczyzna odmładza się za wszelką cenę. Bo o tak zawstydzającym i tak żałosnym procederze była to opowieść: wiekowy erotoman nie przyjmuje do wiadomości dewastującego upływu czasu, wciąż mu się zdaje, że jest – jak kiedyś – zręczny, rzutki i powabny – nic specjalnego, któż nie ma takich złudzeń? Francuski klasyk szedł jednak dalej – obnażał złudzenia, z tym że nie do końca – dawało to efekt wielce finezyjny: bohater wiedział, że już nie jest młody, zarazem jednak starość zdała mu się łatwą do usunięcia dolegliwością kosmetyczną.
Czasem coś wychodzi nie tak, nagle okazuje się, że mamy 40 lat więcej, niż nam się zdawało, jakieś kłopotliwe ślady, niedowłady i inne łysiny zdradzają, ile jest w metryce, czyli podają fałsz, bo mamy nie tyle, ile mamy, ale mamy tyle, ile czujemy, że mamy. Poza tym – proszę darować jeszcze jedną prawdę oczywistą – starzy partyzanci nigdy nie czują się staro, każde przeto piętno, znamię, każda groteskowa zmarcha, każda wyjedzona klata, każda sztywna noga zawsze jest drobiazgiem, który można przypudrować, zafarbować, zamalować, pokryć charakteryzacją o grubości cegły.
O innych, jeszcze zmyślniejszych, jeszcze drastyczniejszych „sposobach na młodość” w opowiadaniu widmie niezawodnie była mowa, ojciec zapewniał, że bohater Maupassanta miał jakieś na specjalny obstalunek wykonane wyszczuplające gorsety własnego pomysłu, podpórki kręgosłupa, usztywniacze starczo rozklekotanych dłoni etc., etc. Wkładał na siebie cały ten rynsztunek i ku przerażeniu młodych paryżanek ruszał na któryś z bali, jakie na okrągło i przez cały rok odbywały się w Mieście Światła. Z zwierzęcą lubieżnością rzucał się na swe ofiary, miętosił je i obmacywał, szeptał plugastwa do ucha, ciężkie krople potu żłobiły ścieżki w masce mazideł i buraczanego różu, z ust buchał mu fetor rozkładającej się wątroby (wzdrygałem się ze wstrętu – tak piszą naturaliści, uspokajał ojciec), w końcu podczas kolejnego tańca padł, stracił przytomność, wezwano lekarza, ten z osłupieniem stwierdził, że konająca kreatura prawie w całości składa się z protez.
Mogłem przegapić, ale w żadnym zbiorze Maupassanta nie znalazłem takiej fabuły. Mogłem przegapić, ale i ojciec mógł coś przekręcić, a już nazwisko na pewno, właściwie nie było nazwiska, którego stary by nie przekręcił, niby śmiechy, żarty, figle – w istocie głębokie upośledzenie. Słynny brak pamięci do nazwisk. Powiedzieć, że śp. ojciec „nie miał pamięci do nazwisk”, to nic nie powiedzieć. Z drugiej strony „przekręcić” Maupassanta? Pomylić akurat tego autora? A z kim? Z kim? Do dziś nie wiem. A dziś, dokładnie dziś, w czwartek 7 lutego 2013 r., ojciec jakby żył, kończyłby 90 lat. O Maupassancie opowiadał mi pół wieku temu. Jakbym powiedział, że od 50 lat szukam mitycznego tekstu o starym zbereźniku – przesadziłbym. Ale fakt faktem: przez 50 lat go nie znalazłem.

8 lutego | Nigdy nie zestarzał się na tyle, aby przestać czytać. Pod koniec w koło nieszczęsnego „Faustusa”, ale czytał. Pisanie go korciło, ale na dobre nie wystartował. A jak już próbował – rychło (a szkoda, a szkoda) odpuszczał. Przez pewien czas (w latach 60.) w extra enerdowskim kołonotatniku prowadził dziennik. W charakterystycznym dlań wyrazistym, ale niejasnym ataku sceptycyzmu kołonotatnik spalił. Ułożył jedno opowiadanie – rękopis przepadł bez śladu, choć nie całkiem: pamiętam każde słowo i każdą literę. Pod koniec życia, za moją zresztą namową, wrócił do dziennika – dobry Bóg widząc po paru dniach, na co się zanosi, zesłał nieczytelność pisma.

9 lutego | Miał jazdę na kobiety, ale broń Boże, żeby się dla nich odmładzał, nie musiał, nie przyszłoby mu to do głowy, był pewien swojej „olimpijskiej formy”, nie odmładzał się, a już o jakichś spektakularnych wyczynach w tym względzie szkoda gadać. W tym sensie cienia jakiejkolwiek więzi pomiędzy nim a bohaterem Maupassanta. Zapamiętał ten tekst nie dlatego, że się utożsamiał, ale dlatego, że nigdy nie zetknął się z tak egzotycznym horrorem. Facet, który się maluje? Farbuje brodę? Przywdziewa perukę? Już w tym momencie ojciec musiał mieć poczucie, iż czyta studium zwyrodnienia, analizę osobowości patologicznej, przyczynek do biografii seryjnego mordercy, ujętą w beletrystyczną formę próbę odpowiedzi na pytanie o pochodzenie zła na świecie.
Wywodził się z cywilizacji szarego mydła i lodowatej wody czerpanej z potoku. Do wynalazku szamponu, dezodorantu, kremu łagodzącego, nie wspominając o elektrycznej szczoteczce do zębów, miał stosunek – delikatnie mówiąc – sceptyczny, zorientowawszy się, iż codziennie biorę prysznic, jął w moim życiu tropić inne przejawy homoseksualizmu, ale przecież... Ale przecież ciemność... Ale przecież w jego obcowaniu z Mannem było chwilami rozpaczliwe zatracenie, ale przecież centralny obraz jego opowiadania to jest ryczący ze śmiechu kondukt pogrzebowy, ale przecież, ale zarazem uwielbiał wykwintną muchę do śnieżnobiałej koszuli, ale przecież, bywało, nakładał sobie na twarz dwudziestominutową maseczkę jajeczną, i jedno, i drugie nie tylko przy specjalnych okazjach – chcecie powiedzieć, że człowiek składa się z sprzeczności? Doskonale.
Kiedyś nałożył sobie tę maseczkę i legł na otomanie, by zaznać 20-minutowego odprężenia psychofizycznego, wkurwiłem go jak zwykle jakimś szyderczym pytaniem, zerwał się i ruszył w pogoń, uciekałem jak oparzony, uciekałem z wprawą oparzonego, początek był decydujący, jakby złapał w pierwszych dwu-trzech minutach biegu, mógł zabić, tym razem ledwo, ledwo uszedłem z życiem; zawsze było ledwo, ledwo, ale tym razem zapach cmentarza dławił. Ryzykując utratę być może rozstrzygających o wszystkim ułamków sekundy obejrzałem się, jego powleczona kurzym białkiem twarz była całkowicie nieruchoma, jakby dalej leżał na otomanie. Nagle zrozumiałem, że ja zostanę zlikwidowany, ale maseczki szkoda, niewymierne straty duchowe plus całe dwa jajka; nigdy własna śmierć nie wyglądała tak prawdopodobnie i nigdy moje przyspieszenie nie było tak nieprawdopodobne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, dramaturg, scenarzysta, felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie pracował do 1999 r. Laureat Nagrody Literackiej Nike oraz Nagrody Fundacji im. Kościelskich. Autor przeszło dwudziestu książek, m.in. „Bezpowrotnie utracona leworęczność” (1998), „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2013