DRUGI DZIENNIK PILCHA

Układam „pierwszą jedenastkę” tych, którzy osiągnęli pełnię: Płatonow, Faulkner, Mann, Dostojewski, Tołstoj, Flaubert, Gogol, Borges, Proust, Babel, Szekspir...

07.01.2013

Czyta się kilka minut

 / Rys. Andrzej Dudziński
/ Rys. Andrzej Dudziński

...Zmiany: po 16 minutach w miejsce kontuzjowanego (w wyniku ostrego starcia z Cervantesem) Prousta – Beckett. Po przerwie za Szekspira – Broch. W doliczonym czasie gry za Gogola – Joyce.

12 grudnia | Początek lat 30., dochodzi szósta wieczór, pokój na najwyższym piętrze paryskiej kamienicy pogrąża się w półmroku, „zmierzch wypełnia świat atmosferą pojednania”. Jak to przed wojną – nic się nie dzieje. Sándor Márai pisze, ale u nas nikt o tym nie wie i jeszcze długo nie będzie wiedział.

A jak się dowiemy, chyr wielki pójdzie, moda nastanie, maraiowski boom buchnie. Jeden z kluczowych komunałów brzmiał będzie: wielki pisarz, a całkowicie zapomniany! Albo (z taką samą – pełną zdumionego zgorszenia, jak w naszych czasach mógł zdarzyć się taki skandal – intonacją): pisarz na miarę Manna, a doszczętnie zapoznany! Otóż pisarz wielki, bo zapomniany. Pisarz tak swą absencją wzmocniony, że po latach, gdy się „odnalazł”, śmiało można niektóre jego najwyższe osiągnięcia z rzeczami autora „Czarodziejskiej góry” porównywać. Nie mówię, że tajemniczy los dzieła tworzy dzieło, ale w tym przypadku niechybnie je winduje. Mit autora zapomnianego jest nośny i dynamiczny – powieści S.M. daleko (i wysoko) dzięki niemu docierają. Jakby były słabe, żaden mit by ich nie dźwignął, ale aż tak genialne, by szybować bez mitu, nie są.

Jak powszechnie wiadomo, nie sztuka książkę wydać – sztuka ją wydać w odpowiednim momencie. Przykład Máraia pokazuje, iż nie sztuka istnieć (gdyby był u nas od przedwojny tłumaczony, nie budziłby takich jak dzisiejsze ekstaz), sztuka nie istnieć i zwłaszcza sztuka w odpowiednim momencie wydobyć się z nieistnienia, i to wydobyć się z sporą kolekcją napisanych w tym, jak się okazuje, równie owocnym, co przerażającym nieistnieniu arcydzieł. Blisko tej klasy są „Znieważeni”, teraz w przekładzie Teresy Worowskiej wydani w Czytelniku. (Bóg wybaczył wielkiemu Węgrowi tytuł, tytuły innych ogniw cyklu – bo to cykl jest – też do niczego poza przepraszaniem się nie nadają – Bóg wybaczył. On jednakowoż jest miłością, ja nie).

W powolnym i jeśli można tak powiedzieć: narastającym (ravelowskim) rytmie opisywana opadająca na dachy Paryża ciemność – ma harmonię arcydzieła w sensie ścisłym.

Nagle w tę harmonię wdziera się płynący z radia głos: „Gorący i skrzekliwy dyszkant całkowicie niemęski, lecz jednocześnie i niełagodnie kobiecy, podobny raczej do organu jakiejś mieszanej praistoty, jakim przyczajony w podziemiach los odpowiadał ludziom w greckich jaskiniach, teraz nagle, bez żadnego powodu przeszedł w krzyk amoku. Było słychać, że już nie rozum przemawia, lecz instynkty, jakaś głęboka uraza i pasja (...) ten głos był zupełnie wyjątkowy, jakby krzyczał demon, który na chwilę oblókł się w ciało”.

Rozwiązanie na dobrą sprawę publicystyczne – historię, kontekst historyczny transmituje zainstalowany na kartach głośnik – sprawdza się literacko. Tylko i wyłącznie ręka autora sprawność tę sprawia.

13 grudnia | Grafo przemawia, żal serce (w oryginale inaczej) ściska, słuchać nie idzie, patrzeć się nie da! Gdzie dawne swady? Gdzie dawne jady? Gdzie głos jak dzwon? On to? Nie on?

Jak mawiał klasyk: „Już się nad marszałkiem Greczko zatrzasnęło wieczko!”. Już się dopełniło! Już się wykonało! Już się uwolniło nieposłuszne ciało! Już wyobcowana (w oryginale inaczej) dusza grafomana!

Ciało grafo faktycznie nieposłuszne, nic na zawołanie, wszystko po swojemu. Oko, i to jedno, nie w porę wytrzeszczone, drugie z równie bezwiedną, co niestosowną figlarnością przymrużone. I skąd wyraz zdumienia, skoro miał być tryumf? Miał być prowadzący lud swój Wódz charyzmatyczny, a gaworzyć zaczął bielutko-różowiutki Święty Mikołaj. Mam prezencik! Mam prezencik! Mam pomysł na Polskę! Teraz nie powiem, teraz idziemy, jak dojdziemy – powiem! Poszli, doszli, mówił, ale nie powiedział. Polska odczuła ulgę, a i jemu źle nie było, gadał i miny sobie stroił. Mina za miną jak ryby z sieci uwolnione – wszystkie pomylone. Dobrotliwość (w oryginale inaczej) zamiast szyderstwa, powątpiewanie zamiast dobitności, zmarszczone czoło zamiast rozpromienienia, i ta dziwna nostalgiczna duma, gdy kilkanaście głosów skanduje: Grafoman! Grafoman! Grafoman!

Wielkie rozczarowanie. Wielkie. Od poglądów jak najdalej, ale zmyślną formę się podziwiało, niekiedy nieimitowanym demonizmem zalatywało. Dziś zero demonizmu albo prawie doszczętnie wyliniały. Dziś (od dziś) trzeba zamilknąć, w dziwacznie wytrzeszczonym oku rozpacz jakaś bezbronna, coś innego, coś wysoce niepolitycznego się tam rozgrywa.

Martwiłem się, że z przypadkowej, akurat teraz podjętej – i skończonej, małe to jest – lektury kto wie, jak wątłe, jak naciągane, jak kiczowate, i niechby nawet: całkowicie nieodparte zbieżności mogą powyłazić, a tu masz zbieżności! Chyba wyższego rzędu! Tak wysokiego, że przeciwnego! Cienia zbieżności! Same rozbieżności! Rozbieżności na rozmaitych poziomach bezlik! Na wszystkich poziomach same rozziewy! I u stóp ten jeden rosnący gwałtowniej niż bolero, nieodwracalny jak przepaść – rozstęp pomiędzy nami a światem.

14 grudnia | Sándor Márai: „Musiałem usłyszeć, że mówi nie o tym, o czym mówi, wszystkie słowa są jedynie pretekstem, by wykrzyczeć światu coś, co dla niego rzeczywiście jest nie do zniesienia, jakąś obrazę czy podejrzenie, jakiś zgęstniały w praoskarżeniu charkot. (...) I rzeczywiście, kiedy później ambasador T. znalazł w biografii Goethego, w dwudziestym rozdziale »Dichtung und Wahrheit« zdania, które tłumaczą demoniczność, zrozumiałem, że to nie był ludzki głos. Goethe przyznał, że w ciągu swego długiego życia kilkakrotnie spotkał się z oddziaływaniem demona. Gdy demon obleka się w ciało, stanowi przerażające zjawisko; tacy ludzie nie są specjalnie mądrzy ani zdolni, nie są też dobrzy, ale emanuje z nich niewiarygodna siła i górują ponad wszelkimi stworzeniami, a nawet żywiołami. I nie ma człowieka, który byłby w stanie skutecznie się im przeciwstawić, może ich zniszczyć tylko wszechświat, uniwersum, któremu wypowiedzieli wojnę”.

15 grudnia | Z faktu, że permanentne przymierzanie się do wyrażenia „pełni” jest jednym z kanonicznych znaków rozpoznawczych grafomana, nie wynika, że „pełnia” jest nieosiągalna lub niewyrażalna, że nie ma jej wcale, że nie przeszło przez planetę kilkunastu (kilkudziesięciu?) wtajemniczonych szamanów, którzy ją w dziełach swych dali.

Zdecydowana większość zamiary miała nieskończenie skromniejsze, temu humoreska rozrosła się w „Don Kichota”, ten zachował skromny tytuł „Próby”, choć „pełnia” każdej z tych „prób” z osobna, i zwłaszcza wszystkich razem, jest poza jakimkolwiek sporem. Ten znowuż był pewien, że spisuje jedynie – ku czczej ciekawości – przygody rozbitka na bezludnej wyspie – trafniejszą „pełnię” ciężko trafić.

Reguła ma swoje wyjątki, ale na ogół jest tak: przymierzasz się do wielkiej powieści – wychodzi pozbawione zakończenia opowiadanie. A i to w najlepszym wypadku. Nie zdaje się, by z tego, co ci łazi po łbie, dało się ułożyć nowelkę – po stu stronicach daleko do połowy.

Pyszałkowata ambicja grafomana była tu tematem, nie „pełni” osiągalność. Czy fakt, że w zaraniu porywa się na „pełnię” ten, kto nie ma szansy żadnej – jest ciekawy? Może – nie daj Boże – z jaką najczystszą formą bezinteresowności literackiej mamy tu do czynienia? Raczej z czym innym.

16 grudnia | Nie jestem w stanie się oprzeć i układam „pierwszą jedenastkę” tych, którzy osiągnęli pełnię. A ponieważ ławkę mam długą, do pierwszej dodaję drugą jedenastkę, choć teraz, która pierwsza, powstaje pytanie. Kolejność według kolejności przychodzenia do głowy.

1) Płatonow, Faulkner, Mann, Dostojewski, Tołstoj, Flaubert, Gogol, Borges, Proust, Babel, Szekspir.

Zmiany: po 16 minutach w miejsce kontuzjowanego (w wyniku ostrego starcia z Cervantesem) Prousta – Beckett. Po przerwie za Szekspira – Broch. W doliczonym czasie gry za Gogola – Joyce.

Kartki: czerwona za kopnięcie przeciwnika bez piłki – Tołstoj. Żółta – za symulowanie karnego – Mann.

2) Rabelais, Cervantes, Poe, Baudelaire, Nabokov, Melville, Czechow, Kafka, Bellow, Schulz, Conrad.

Zmiany: po przerwie za Conrada wchodzi Marquez, od 75. minuty za Melville’a – Dante. Zwraca uwagę doskonała forma i kondycja Schulza, przewidziany na zmiennika Bułhakow nawet się nie rozgrzewa.

Żółte kartki: za niebezpieczną grę – Kafka; za ubliżanie sędziemu – Czechow.

17 grudnia | Czy wypada, żeby Goethe grał w trzecim składzie? Goethe, a wraz z nim Rilke, Camus, Eliot, Sofokles, Bunin, Dickens, Fielding, Holderlin, Sołżenicyn, Miłosz? Czy to wypada? Czy na pociechę trzeciej reprezentacji – celem ulżenia jej spadkowej doli – ułożyć czwartą kadrę? Niech autor „Fausta” nie czuje pustki za plecami? A czuje ją? Trochę czuje. Niby dorastają nowe pokolenia i dorastając, w niezmiennie szczególnym momencie dorastania z niezmienną namiętnością czytają „Wertera”, ale czy na pewno nic a nic tu się nie zmieniło? Niektórzy mówią: zmieniło się wszystko.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, dramaturg, scenarzysta, felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie pracował do 1999 r. Laureat Nagrody Literackiej Nike oraz Nagrody Fundacji im. Kościelskich. Autor przeszło dwudziestu książek, m.in. „Bezpowrotnie utracona leworęczność” (1998), „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2013