Droga do Andchoj

Dorota Kozińska: DOBRA PUSTYNIA

10.07.2012

Czyta się kilka minut

To nie jest zwykły reportaż, relacja podróżniczki, która z zawodowym niejako dystansem notuje wrażenia z pobytu w kolejnym kraju. To opowieść o spotkaniu z innym światem, inną kulturą; spotkaniu, które zmienia obie strony. Pełna empatii, pokory, czasem też poczucia bezradności – tyle przecież pytań pozostaje bez odpowiedzi, na tyle raf natyka się przybysz, a znaki, które go witają, niełatwo rozszyfrować.

Podróż do Afganistanu, o której opowiada Dorota Kozińska – latynistka, krytyk muzyczny i teatralny, redaktorka „Ruchu Muzycznego” – nie miała nic wspólnego z turystyką. Przez kilka miesięcy 2006 roku dwoje Polaków pracowało w szkole w Andchoj w prowincji Farjab na północnym zachodzie kraju. Autorka uczyła angielskiego, jej kolega, którego zresztą poznała dopiero w drodze do Afganistanu – informatyki i obsługi komputerów. Nauka angielskiego miała dotyczyć dziewcząt i kobiet – na miejscu okazało się, że nauczycielka – „obca, dziwnie myśląca, mówiąca osobliwym językiem kobieta z Europy” – ma zająć się także grupą chłopców.

Zadanie najeżone trudnościami – z powodu różnic kulturowych, a zwłaszcza zupełnie innych niż u nas relacji między płciami: nieporozumienia i gafy były nieuniknione. „Odnoszę wrażenie – notuje autorka – że uczniowie traktują nas jak istoty nie z tego świata... Rzeczywistość zmusza jednak do bliskich kontaktów i sprawy toczą się jak lawina. Przeobrażamy się tak gwałtownie, że socjologowie mieliby kłopot z określeniem, kto z nas reprezentuje kulturę dawców, kogo zaś można uznać za odbiorcę”.

Źródłem kłopotów są także konflikty między poszczególnymi grupami etnicznymi. Na przykład niezbyt szczęśliwy pomysł debaty nad zasługami dwóch afgańskich przywódców, Raszida Dostuma i Ahmada Szaha Masuda, doprowadza do bójki, w której uczestniczy niemal cała klasa. „Ludność prowincji – pisze Kozińska – jest mocno zróżnicowana pod względem etnicznym, podobnie jak w całym Afganistanie. Żyją tu Tadżycy, potomkowie wędrownych plemion indo-irańskich, żyją Pasztunowie, uzurpujący sobie wyłączne prawo do miana rdzennych Afgańczyków, żyją Hazarowie, skośnooki lud częściowo mongolskiego pochodzenia, żyją też Turkmeni, potomkowie uchodźców z lat dwudziestych ubiegłego wieku – turkiestańskich basmaczy”. No i Uzbecy, stanowiący ponad połowę populacji.

Uzbekiem był również gospodarz obojga Polaków, opiekuńczy i zarazem niespokojny o swoich gości, dyskretnie wprowadzający w niezrozumiały dla nich świat. To właśnie jego dom – mieszkał w nim z żoną i sześciorgiem dzieci – stanowi dla autorki najważniejszy, centralny punkt pobytu w Andchoj. Jest schronieniem i miejscem wtajemniczeń, prawdziwą bramą do Afganistanu. Życie pod wspólnym dachem rodzi z wolna porozumienie między gośćmi a stałymi mieszkańcami. Czasem bezsłowne, ale prawdziwie serdeczne, jak z najmłodszą córką gospodarza: oparte na wymianie spojrzeń, lepieniu figurek z gliny, rysowaniu w notesie. „Im pewniej się tu czujemy, tym mniej zadajemy pytań. Powoli do nas dociera, że każdy obyczaj wytłumaczy się sam albo zostanie na zawsze niezrozumiały”.

Czas przeszły, którego tu użyłem – „był”, „mieszkał” – nie jest niestety tylko formą gramatyczną. „Dobra pustynia” to świetna książka o Afganistanie, nasycona podawanymi niby mimochodem informacjami, które układają się w historię tego kraju od czasów Aleksandra Wielkiego aż po ostatnie krwawe wojny, ale też elegia, „bardzo osobisty rozrachunek ze śmiercią człowieka niezwykłego”. Otwiera ją monolog umierającego. Wyobraźnia odtwarza scenę, która zdarzyła się naprawdę, już po wyjeździe autorki. Nie będzie więc happy endu, będzie nocny telefon i szloch najstarszej córki Rahmanqula. Sprawcy zbrodni pozostaną nieznani. „Po naszym wyjeździe nic tu nie będzie tak jak przedtem. Po powrocie długo nie dojdziemy do siebie, a istotna cząstka nas samych osiądzie na zawsze w pyle afgańskiej pustyni” – pisze Dorota Kozińska, a wspomnienie niezwykłego kraju stanie się zarazem pamięcią o bliskim umarłym. (Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2012, ss. 206. Fotografie – liczne! – autorki.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2012