Dobre, bo drogie

Skąd się biorą niebotyczne ceny za dzieła nieznanych artystów? Kto na nich zarabia? Praktyki Domu Aukcyjnego Abbey House każą przyjrzeć się podstawom funkcjonowania rynku sztuki w Polsce.

13.02.2012

Czyta się kilka minut

O Domu Aukcyjnym Abbey House zrobiło się głośno, gdy pracę artystki ze swojej art-stajni, Agaty Kleczkowskiej, sprzedał za 160 tys. zł. Nieznana nikomu twórczyni nagle trafiła na „zaszczytne pierwsze miejsce” w rankingu najdrożej sprzedanych twórców urodzonych po 1971 r., wyprzedzając o kilka długości, a dokładnie o 70 tys. zł, dotychczasowego rekordzistę, Wilhelma Sasnala. Zaczęło huczeć od plotek. Wśród krytykujących „psucie rynku” pojawili się autorzy „Przewodnika kolekcjonera”, Krzysztof Masiewicz i Piotr Bazylko, Monika Małkowska, znana krytyczka sztuki pisząca dla „Rzeczpospolitej”, malarz Edward Dwurnik, i galerzyści, skarżący się na praktyki Abbey House.

Sprawa nie dotyczy jednak tylko instytucji, która chce zarobić. Jej praktyki mogą uderzyć w kruche podstawy polskiego handlu sztuką. Według raportu KPMG polski rynek dóbr luksusowych jest wart 28 mld złotych, zaś obrót na rynku sztuki szacuje się na... 300 mln złotych. To wciąż malutki i raczkujący rynek, choć podobno jego możliwości, według wyliczeń, są daleko większe – nawet do 6 mld zł. Gdy pojawia się nowy gracz, od razu robi się o nim głośno. Zwłaszcza gdy próbuje on wprowadzić własne zasady.

Gdzie są realia

Abbey House powstał w lipcu 2010 r. Odgrażał się, że będzie drabiną, po której polski rynek sztuki wespnie się na światowy poziom, jednak od razu pojawiły się niejasności. W nazwie firmy widnieje szyld „dom aukcyjny”, tymczasem praktyki rynkowe wskazują, że mamy do czynienia ze zwykłą galerią komercyjną, nastawioną na zysk spekulacyjny. Co więcej – Abbey House jest spółką notowaną na giełdzie. W maju 2011 r. inwestorzy mogli kupić akcje, w prywatnej ofercie płacąc po 3,60 zł za sztukę. Na starcie notowań na rynku NewConnect osiągnęły cenę o 38 proc. wyższą – poszybowały do poziomu 4,95 zł. W ofercie publicznej jednak nie cieszyły się wyjątkowym zainteresowaniem: z papierów wartych 9 mln zł chętni objęli pakiet za 0,55 mln zł.

Zasada działania jest prosta: spółka podpisuje kilkuletnie umowy z wybranymi przez ekspertów Abbey House artystami, którzy w zamian mają dostarczać kilka prac miesięcznie. Dostają stypendium w wysokości dwóch średnich krajowych pensji oraz promocję swojego nazwiska.

– Współpracujemy z artystami na zasadach wyłączności. Dajemy artystom szansę na szeroką promocję ich twórczości, zarówno na rynku krajowym, jak i za granicą – mówi Paweł Makowski, założyciel Abbey House SA.

Dom aukcyjny zaznacza, że stara się wyrównać ceny pomiędzy rynkiem polskim a zagranicznym, gdzie dzieła młodych artystów są kilkakrotnie droższe. Problem w tym, że zapomina dodać, ile kosztują tam dzieła klasyków współczesności. Nasz mały rynek sztuki wypada – biorąc proporcje cen klasyków i debiutantów – korzystniej, skoro najdrożej sprzedane na świecie obrazy, jak „No. 5, 1948” Jacksona Pollocka (140 mln dolarów) czy „Kobieta III” Willema de Kooninga (137,5 mln dolarów), to dla artystów rozpoczynających karierę punkty cenowe poza zasięgiem ich marzeń. Wystarczy spojrzeć na wyniki najdroższych artystów młodego pokolenia na światowych aukcjach w 2011 r.: Jacob Kassay (240 tys. dolarów, 210,9 tys. dol i 191,5 tys. dol), Flore Sigrist (97,4 tys. dol), Yu Kao (96,3 tys. dol), Qing Li (80 tys. dol). Jak podaje artprice.com, w 2011 r. na świecie zaledwie 1 proc. przychodu ze sprzedaży dzieł współczesnych przypisano artystom, którzy wciąż są przed 30. rokiem życia. Co więcej, jak wskazują statystyki, inwestycje poczynione w najdroższych młodych twórców nie dają żadnych gwarancji zwrotu; spośród 8 artystów, którzy znaleźli się w rankingu w 2010 r., tylko jeden zachował pozycję na rynku aukcyjnym, sprzedając swoje dzieło drożej niż rok wcześniej.

Ceny w Abbey House szybują gdzieś pomiędzy marzeniami młodych twórców a łatwowiernością kupujących. Nie jest jasne, jak dom aukcyjny wyobraża sobie funkcjonowanie w ramach rynku sztuki. Przecież sprzedaje tylko obrazy reprezentowanych przez spółkę artystów, a ceny, które proponuje, oderwane są zupełnie od realiów rynku. Wielu kolekcjonerów młodej sztuki, z którymi rozmawiałem, zarzeka się wręcz, że nie zamierza kupować prac nikogo ze stajni Abbey House. Jak więc z tym sukcesem?

Bicie rekordów

Agata Kleczkowska, której obraz został sprzedany za 160 tys. zł., jest właściwie nieznana na rynku sztuki, nie licząc informacji prasowych Abbey House i szumu medialnego związanego z dyskusją o rekordzie. Wiemy, że od 2007 r. studiowała w pracowni Leona Tarasewicza na ASP w Warszawie, ale próżno szukać jej w wynikach aukcyjnych. Po prostu jest „aukcyjnym duchem”.

Na tej samej aukcji, dziesiątej już, poza pracą Agaty Kleczkowskiej sprzedano 8 obrazów Anny Szprynger w cenach od 20 do 35 tys. złotych. Wcześniej na aukcjach sprzedała dwa obrazy – za 400 zł i 1,4 tys. zł. Prace Stanisława Młodożeńca do niedawna można było kupić za sumy od 600 zł do 4 tys. zł. W Abbey House kosztują nawet 46,4 tys. zł!

– Współpracujemy z kilkunastoma artystami. Część z nich to dojrzałe, ukształtowane osobowości (Młodożeniec, Kordos, Ciskowski, Urbański), a część to rzeczywiście młode osoby, ale już po dyplomie. Ideą mecenatu DAAH SA jest umożliwienie szerokiego rozwoju artystom, którzy znaleźli się pod skrzydłami Abbey House. Warto podkreślić, że bez współczesnego mecenatu młodym twórcom trudno się rozwijać. Tylko kilku absolwentów malarstwa rocznie zostaje w zawodzie – mówi Paweł Makowski.

Rekordowa cena obrazu Kleczkowskiej dowodzi – zdaniem Abbey House – boomu na sztukę współczesną. Wynik musiał zdziwić, gdyż obraz Agaty Kleczkowskiej sprzedał się na tym samym poziomie co „Akt” Jerzego Nowosielskiego, który w Domu Aukcyjnym Agra Art w 2008 roku sprzedano za 164 tys. zł.

By prace artysty osiągnęły takie ceny, konieczne jest jego ugruntowanie w obiegu sztuki. Teksty na łamach branżowych periodyków, recenzje krytyków w dziennikach i tygodnikach, wystawy w prestiżowych galeriach. I Abbey House oczywiście doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Stąd sięgnięcie po „Art&Business”, branżowy magazyn o rynku sztuki. Będąc jego współwłaścicielem, Abbey House może promować na łamach wybranych artystów, może podawać i sugerować ceny, sterować promocją swoich artystów, przy okazji reklamując dobra luksusowe. Nieuświadomiony czytelnik łatwo da się nabrać...

Warto jednak pamiętać, że wcześniej tą drogą poszło Art New Media. Też kupiło „Sztukę.pl – Gazetę Antykwaryczną” i promowało swoje wystawy (zacnymi nieraz piórami). Oczywiście, rzecz jest zupełnie innej miary, także dlatego, że wśród prezentowanych tam twórców mieliśmy nazwiska tej miary co Leon Tarasewicz czy Roman Opałka. Wtedy nie było protestów. Podobnie jak w momencie, gdy kuratorzy instytucji zajmujących się wystawianiem bezszelestnie weszli na łamy prasy i nieraz opisywali wystawy przez siebie przygotowane! Deprawacja rynku sztuki trwa bowiem od dawna.

W krainie luksusu

Oburzenie budzi nie tylko poziom cen dzieł młodych, wciąż nieznanych artystów. Chodzi też o nowy sposób prezentacji sztuki, jak choćby pokazywanie jej razem z... nowym modelem samochodu BMW, w wynajętych w tym celu salach Centrum Sztuki Współczesnej. Nie dość, że sztuka sprowadzona została do roli gadżetu, to jako miejsce wystawienia prac funkcjonuje bardzo zacny w polskim światku sztuki adres.

– Abbey House zorganizował wystawę we współpracy z BMW Polska. Był to wernisaż Stanisława Młodożeńca połączony z przedpremierowym pokazem BMW serii 6 Cabrio i w taki sposób jest to przez nas komunikowane. Pomysł zorganizowania wernisażu w połączeniu z przedpremierowym pokazem samochodu, który odbył się 18 marca, jest odbiciem trendu łączenia świata biznesu ze światem sztuki, który obserwujemy również w odniesieniu do biznesu motoryzacyjnego, zwłaszcza w ostatnim czasie. Potwierdzeniem tego może być również premierowy pokaz modelu Lexusa CT 200h, który odbył się w jednym z warszawskich salonów i był połączony z pokazem mody męskiej Rodrigo de La Garza. Warto też przywołać przykład premiery Audi A6, która odbyła się w marcu tego roku w Teatrze Narodowym w Warszawie i była połączona z premierą spektaklu tańca współczesnego „Święto wiosny” – mówi „Tygodnikowi” Makowski.

W folderze przeczytać można, że spółka „jako innowacyjny Dom Aukcyjny podejmuje liczne działania wspierające mariaż sztuki z biznesem. Na Zachodzie mariaż biznesu ze sztuką to standard”. Jednak żadne z wielkich nazwisk sztuki zachodniej, począwszy od Anisha Kapoora, a na przesiąkniętym popkulturą Takashi Murakami skończywszy, nie korzysta z takich „narzędzi promocyjnych”. Magnesem przyciągającym tłumnie publiczność i kolekcjonerów jest po prostu ich twórczość.

Ale przyznać trzeba też, że artyści Abbey House pojawiają się nie tylko na imprezach swoich mecenasów. W katowickiej BWA obok Tadeusza Brzozowskiego, Jana Dobkowskiego, Wojciecha Fangora, Koji’ego Kamoji’ego czy Romana Opałki pojawiła się praca Anny Szprynger. Daniel Cisowski z kolei miał kilka wystaw pod zacnymi adresami polskiej sztuki jeszcze przed współpracą z Abbey House – od galerii Zderzak po Otwartą Pracownię. Nie wszyscy są więc początkującymi artystami, bez historii w obiegu sztuki, co i tak nie uzasadnia wygórowanych cen – obraz Cisowskiego sprzedano w 2011 r. na aukcji w Domu Aukcyjnym Desie Unikum za... 1,5 tys. zł!

Inwestycja

Jak podkreślał wielokrotnie Andrzej Starmach, jeden z najbardziej znanych kolekcjonerów sztuki, wielbiciel Grupy Krakowskiej, właściciel Galerii Starmach, zawsze kupuje dzieła, które mu się podobają. Wtedy nie stresuje go myśl, że zostaną w jego galerii, bo nikt ich nie chce. Co więcej – jak sam przyznaje – zdarzało mu się już kupić dzieło za cenę, która przekroczyła próg rentowności. Wtedy nie liczy na inwestycję. Kupił, bo chciał mieć dla siebie.

Każdy, kto chce kolekcjonować sztukę, czasem przebija ceny, doprowadzając je do niebotycznego poziomu. Nie liczy wtedy na inwestycję. Ten, kto w lutym 2010 r. kupił na aukcji w Sotheby’s w Londynie trzy „detale” Romana Opałki, płacąc za nie ponad 713 tys. funtów (czyli prawie 3,3 mln zł), nie kupował ich z pewnością po to, by sprzedać z zyskiem. Co innego Abbey House... Gwarantuje inwestycje – w ofercie ma ich cały wachlarz: „art lokata, leasing dzieł, fundusz sztuki”. Spółka podkreśla, że chce przekonać do sztuki „nieprzekonanych”, tych, którzy dotąd nie kupowali dzieł.

Pytanie, czy nie podważy to i tak kruchych podstaw rynku sztuki. Bo niech ten, kto kupił obraz Agaty Kleczkowskiej za 160 tys. zł, spróbuje go sprzedać na wolnym rynku... Liczyć może tylko na to, że za dwa lata Abbey House odkupi od niego dzieło, zapewniając zysk na poziomie minimum 9,5 proc. za rok. Realny gwarantowany zysk z inwestycji – jak zwraca uwagę na swoim blogu Maciej Samcik – po odliczeniu wszystkich kosztów spada jednak do 7,5 proc. bez podatku. To więcej niż klient może dostać w banku – dziś najlepsze oferty lokat to 6,5 proc. bez podatku – ale trzeba wziąć pod uwagę, że Abbey House nie jest bankiem i nie daje żadnych gwarancji państwowych. Nie ma też Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.

Cóż, trzeba założyć, że obraz będzie naprawdę więcej wart niż w dniu zakupu. Problem w tym, że nie sposób w to uwierzyć. No więc... sukces czy tylko fakt... piarowy? 

ŁUKASZ GAZUR jest krytykiem sztuki „Dziennika Polskiego”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2012