Demon, nie dziewczyna

Oto książka, która może spodobać się zarówno narodowym konserwatystom, jak i hipsterom czy genderystom. Sienkiewiczowsko-feministyczna. Patriotycznie dowcipna. Optymistyczna.

07.04.2014

Czyta się kilka minut

Co robi przyzwoita panna z dobrego krakowskiego domu, gdy narzeczony zawiadamia ją listownie, że zamiast się żenić, idzie z Legionami Piłsudskiego na wojnę? Oczywiście rusza za nim – z morderczymi zamiarami. A że stryj, weteran wojny rosyjsko-japońskiej, nauczył ją wschodnich sztuk walki, chłopak powinien mieć się na baczności.

Takie założenie przyjęli Wojciech Lubawski i Tomasz Natkaniec, autorzy brawurowej powieści przygodowo-historycznej pt. „Małgorzata idzie na wojnę” – książki, która dowodzi, że gatunek ten nie umarł śmiercią naturalną. Wprost przeciwnie, uwolniony od XIX-wiecznego obowiązku „pokrzepiania serc” może okazać się bardzo atrakcyjny dla współczesnego czytelnika. Pod warunkiem, że pisarz zaakceptuje percepcję ukształtowaną przez amerykańskie filmy akcji, seriale w rodzaju „Rodziny Borgiów” czy gry komputerowe. A ta wymaga nie tylko wartkiej, pełnej nieoczekiwanych zwrotów akcji, ale także nowego, „scenariuszowego” języka: szybkiego, dynamicznego, sugerującego, że wydarzenia rozgrywają się tu i teraz.

„Małgorzata...” dobrze spełnia te warunki. Po pierwsze narratorzy – bo jest ich dwóch, jak autorów – nie irytują swoją wszechwiedzą, pozwalają towarzyszyć sobie w śledztwie, które rozpoczęło się od pewnego zakupu na e-Bayu. Po drugie, to książka napisana w iście filmowym tempie, sceny zmieniają się jedna za drugą, dialogi mają rock­androllowe rytmy, nawet używany konsekwentnie praesens historicum ma w sobie coś z technologii kina IMAX 3D.


Hajduczek niech się schowa


Fabuła, prosta i tradycyjna, opiera się przecież na prastarym, baśniowym wręcz wzorcu podróży inicjacyjnej. W poszukiwaniu legionistów dziewczyna (to już wyjątek od reguły, zazwyczaj bohaterem tego typu literatury jest mężczyzna) wędruje z Krakowa do Kielc przez regiony, które właśnie zagarnia wojenny żywioł. Na swojej drodze spotyka ludzi, którzy zmieniają jej myślenie o świecie, przeżywa przygody, które zmieniają jej charakter i postrzeganie samej siebie.

Małgorzata nie jest jednak bohaterką jednowymiarową, „zgodną z matrycą”. Z jednej strony, jak każdej krakowskiej mieszczce tamtych czasów, trudno jej sobie wyobrazić, że za Plantami istnieje jakiś świat (wizyty u stryja, który osiedlił się za ich granicą, to niemal wyprawy na antypody). Narzeczony (choć artysta) ma jej zapewnić stabilność związaną ze społecznym statusem mężatki. Kocha go czy nie kocha? To pytanie do końca pozostanie otwarte.

Jednocześnie kryje się w tej dziewczynie jakiś demon. Spontaniczności? Determinacji? Samodzielności? Wolności? Feminizmu? Coś sprawia, że Małgorzata nie pogrąża się we łzach, nie idzie do klasztoru, ale postanawia zabić wiarołomnego narzeczonego (nawet nie kochanka, bo do cnoty długo przywiązywać będzie wielką wagę). Coś sprawia, że kiedy grozi jej gwałt ze strony Kozaków, morduje ich wszystkich – także tych, którzy przestali już stanowić zagrożenie. Idąc za głosem miejscowego chłopa: „Rżnij i nie miej litości”.

Doprawdy, choć zabrzmi to jak bluźnierstwo, Małgorzata to postać bardziej skomplikowana i bardziej kolorowa niż wszystkie bohaterki kobiece Sienkiewicza, z Hajduczkiem, czyli panną Basią z Jeziorkowskich Wołodyjowską włącznie. A jeśli już wpisywać ją w jakiś schemat, bliższa jest Elektrze, Xenie, Burzy i innym komiksowym superbohaterkom. Z jednym wyraźnym rysem: dojrzewającego w niej szybko bezkompromisowego patriotyzmu. Kiedy weteran powstania styczniowego opowiada Małgorzacie historię Anny Pustowójtówny, która w 1863 r. walczyła pod pseudonimem Michał Smok, dziewczyna nie wie jeszcze, że wkrótce sama włoży mundur i zetnie włosy „na rekruta”. Ba, o przydział do wojska będzie się wykłócać z samym Piłsudskim.


Kasztanka nie od Sienkiewicza


Skojarzenia z autorem „Trylogii” nie są w przypadku tej książki bezzasadne. Sienkiewiczowi spodobałby się zapewne ton powieści. Wszak pełna jest wyrazistych bohaterów (Monsieur Pierre Świerzawski, erotoman budzący zdumienie cudacznym strojem i nieszablonowym zachowaniem). Humor miesza się tu ze wzruszeniem (piękna scena z Żydem, który ofiarowuje Małgorzacie fonograf z „Mazurkiem Dąbrowskiego”, oczywista aluzja do Mickiewiczowskiego Jankiela). Niektóre bon moty mogą wejść do powszechnego obiegu (choćby zdanie „A szafy nie naprawiać!”, którym Małgorzata ostrzega na przyszłość pokonanych w walce przeciwników).

Sienkiewicz jest zresztą jednym z pierwszoplanowych bohaterów książki. Dodajmy: bohaterem negatywnym. Bo też wielki „pan Henryk”, któremu naród ścielił się do nóg, w 1914 r. wielu Polaków rozczarował. Kiedy do Oblęgorka przybyli ułani Beliny-Prażmowskiego po błogosławieństwo Sienkiewicza, ten nawet do nich nie wyszedł (wkrótce wyjechał do Szwajcarii). Honor rodziny próbowała ratować córka noblisty, ofiarowując wojsku swojego ulubionego wierzchowca. Prezent nie został przyjęty. Piłsudski wjedzie do Kielc na Kasztance podarowanej przez Ludwika Popiela.

Wydarzenia te wspomniane są w książce kilkakrotnie. Powieść jest zresztą niezwykle precyzyjna, jeśli chodzi o tło historyczne. Próbowałam złapać autorów na jakiejkolwiek nieścisłości, sprawdzając np., czy główna bohaterka w 1914 r. rzeczywiście mogła kupić w Krakowie buty Baty. Mogła. Czy znano tu nazwisko Józefa Kiełbasy, uratowanego z katastrofy Titanica? Znano. Czy porównanie talentu krawieckiego Małgorzaty do Balenciagi nie jest aby anachronizmem? Nie, wielki kreator mody w tym właśnie czasie debiutował... Ważne, że lekcja historii, którą daje ta powieść, wolna jest od nachalności i dydaktyzmu. Kolejne wiadomości chłoniemy jakby przez skórę. Sama dla siebie odkryłam podczas lektury fascynującą postać ojca Kolumbina Tomaszewskiego – „kieleckiego księdza Robaka”.

To samo dotyczy geografii. Wraz z Małgorzatą wędrujemy przez konkretne wsie i miasteczka, zaglądamy do szlacheckich dworów i obskurnych oberż. Wraz z nią przyglądamy się barokowej figurce Matki Boskiej na Wężach, do dziś wyznaczającej centrum miejscowości Stawy na Ponidziu. Zwiedzamy pałac w Sancygniowie, którego właściciele nie wiedzą jeszcze, że za 30 lat zostanie zrujnowany przez wojska sowieckie. Dziwimy się, jak małe i jak bardzo wiejskie są w 1914 r. Kielce...

Kulminacyjnym momentem powieści jest msza legionowa, którą przed katedrą kielecką odprawia ojciec Kosma Lenczowski, kapelan strzelców. Wybuch polskości w mieście, które przed chwilą było jeszcze głęboką rosyjską prowincją. Ale wiemy przecież, że to jeszcze nie koniec. Wielka Wojna dopiero się zaczyna...

Dochodząc do ostatniej strony, odnosimy wrażenie, że nie jest to koniec przygód Małgorzaty Szczerbińskiej. Czy z takim temperamentem mogłaby po prostu wrócić do Krakowa i wyjść za mąż? Można mieć nadzieję, że „ciąg dalszy nastąpi”.


Wojciech Lubawski, Tomasz Natkaniec „Małgorzata idzie na wojnę”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2014.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2014