Człowiek ze światła

Szuka nowych wyzwań, żeby znów czuć ciarki na plecach. Synowi dał na imię Maks, bo chce, by jego dziecko żyło na maksa.

15.11.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Michael Blann / GETTY IMAGES
/ Fot. Michael Blann / GETTY IMAGES

W Jabłonowie mówili mu Tasman, bo gdy łapał go głód, biegał na pole kapusty. Kumpel raz zawołał: „Jesteś w tym polu jak diabeł tasmański”. I już do niego przylgnęło, Tasman.

2001

Pierwszą firmę nazwał Tasman Constructions. Czyszczenie budów z gruzu. Taczka i łopata; po dwunastu godzinach Kamilowi zamazywał się wzrok.

– Ręce zgrabiały i rdzeń kręgowy o mało mi się nie przerwał. Ale to nie przez gruz, to już z głupoty. Olimpiadę urządzaliśmy na budowie. Kto pierścień betonowy podniesie, ciężki, stukilowy. Ja podniosłem, bo jak już postanowię, to nie myślę. Pierwsza zasada: ma być spektakularnie.

2003

Jabłonowo Pomorskie spektakularne nie było. Popegeerowskie miasteczko, bar plajtował, bo ludzie nie mieli za co pić.

– A mnie ciągnęło na Zachód. Czułem, że na Zachodzie będzie spektakularnie.

Miał 24 lata, kiedy wyjechał do Berlina.

– Odprowadzałem mercedesy. Na lawetę.

Ukradł cztery. Przy piątym spotkał go niefart. Niemiec nie mógł spać, stał w oknie.

– Cztery miesiące przesiedziałem, a że w celi mówiło się głównie po polsku, to i możliwości się pojawiły.

Wrócił do Poznania. Kumpel z Berlina dał mu namiar na penera. Pener to złodziej, pracownik POM-u, a POM to Powolny Obchód Miasta – drobni złodzieje, wyciągali radia z samochodów.

– Wtedy zaczęło się spektakularne życie. Mieliśmy z chłopakami zabawną przyśpiewkę: „Ciągle biegam. Jak się coś do łapy przyklei, to sprzedam”. Tak, zarabiałem odpowiednio, pięć tysięcy w tydzień. Wszystko przepuszczałem na dziewczyny i dyskoteki.

O własnym lokalu też pomyślał. Miał go wybudować pod Poznaniem.

– Wymyśliłem, że ma być międzynarodowo. I że będzie świecił szyld „Amsterdam”.

Pomysł nie wypalił, bo skończyły się łatwe pieniądze. W POM-ie ponoć zaczęli znikać ludzie.

– W tym świecie trzeba być na bieżąco. Trzeba obejrzeć wszystkie filmy w kinie, żeby mieć temat do rozmowy. Jak ktoś nie miał charakteru, nie wypowiadał się, to zjeżdżał nisko, stawał się popychadłem i robił za 30 złotych dziennie. Góra mówiła: idź zlać tego czy tamtego, a ja szedłem i lałem za te 30 złotych. Pomyślałem sobie, głupi nie jestem. Pora wyjść z interesu. Spytałem górę, gdzie są chłopaki, bo dwóch wywiało. Góra na to, że wybrała dla nich nowe życie.

2004

Kamil wrócił na prywatną budowę, cegły nosił. Uwijał się tak szybko, że trzech murarzy nie nadążało ich kłaść. To wtedy podpatrzył go prezes.

– Miał wszystko, o czym marzy człowiek: mercedesa, złoty zegarek i telefon z rozsuwaną klapką. Powiedział: „Ty, Tasman, jesteś jak ciężarówka. Dom mi wybudujesz”. A ja, że nie mam ludzi i pieniędzy na rozruch. Na to on, że dostanę pieniądze i zatrudnię ludzi. „Sukces jest jak Pan Bóg”, powiedział. Jak uwierzysz, będzie łatwiej.

Kamil wybudował mu dom i poczuł pieniądze. Uwierzył, że jest do większych rzeczy stworzony.

– Do bardziej spektakularnych.

Zainwestował w firmę wszystko, co miał, i wszystko, co mógł zdobyć na kredyt. Malowanie, tynkowanie, gładzie gipsowe. Dostał kontrakt: podwykonawstwo przy budowie magazynu pod Poznaniem.

Zatrudnił ludzi, wylewali podłogę.

– I znów pech. Wykonawca nie podpisał odbioru. W sądzie przegrałem i firmę trzeba było położyć. U mnie szybko decyzje zapadają: albo mi się podoba, albo nie. Ja cały czas byłem ambitny, podpatrywałem innych. Mieli biznesy i mercedesy, życie po prostu mieli. Ja też chciałem.

2006

Zapłacił za pierwszy tatuaż, tribal. A potem za drugi, tao.

– Żeby jak najszybciej odzyskać równowagę. Wtedy już byłem rozchwiany, leciałem, gdzie wiatr zawieje. Trafiłem do betonu.

Chodził z taczką, uciągał beton. Pół doby bez przerwy, kręgosłup cierpiał.

Do hotelu robotniczego wracał brudny i półprzytomny. Mył się i od razu głowa w poduszkę. Czasem przesypiał dzień i noc. W pokoju mieszkało ich dziesięciu. Słabo się znali. Albo odsypiali, albo uciągali beton.

– Chciałem, żeby firma na mnie liczyła.

Przez kolejne miesiące czekał, aż ktoś powie: „Tasman, podejdź, bez ciebie nie damy rady”. Nic takiego nie usłyszał, więc zaczął się rozglądać za nową pracą.

– W świecie przestępczym też działałem, dopóki czułem się potrzebny. Tam nie trzeba być pięknym. Dopóki znosiłem złote jaja, mieli dla mnie uznanie.

2007

Był w rozsypce, a że lubił słuchać, wyjechał za namową majstra do Hiszpanii, zbierać truskawki. W polu zamiast zrywać, zagadywał: „Jak masz na imię?”, „Skąd jesteś?”, „Czy mnie lubisz?”. Nie znał obcych języków i nie potrafił spytać o więcej. Ale za to, co zebrał, to oddawał każdemu, kto go polubił.

– Słabo mi szła praca. Kazali się wynosić.

Potem jeszcze sprzątał stację benzynową, bez umowy. Rozlany olej silnikowy i papierki po lodach.

– Dam sobie rękę uciąć: dostałem szansę, bo pokazałem im pieczątkę z regonem mojej polskiej firmy. Pomyśleli, że jak mam firmę, to jestem porządny człowiek.

Po tygodniu okazał się niepotrzebny. Z wakacji wrócił etatowy pracownik. A on wrócił do Poznania. Któregoś dnia wybrał się do galerii handlowej. W butiku dwie przyjaciółki przymierzały bluzki. Zaczepił ładniejszą, bo odwagi mu nigdy nie brakowało: „Zajefajnie ci we wszystkim”.

– Rozmawialiśmy. Potem odwiozłem ją autobusem do domu. Szał! Spotykaliśmy się z Julitą przez trochę ponad miesiąc. To dzięki niej poznałem moją obecną partnerkę, Agnieszkę. Pomyślałem, że choćby świat miał się zawalić, to z nią będę.
Zabiegał o Agnieszkę pół roku. Dzwonił, pisał esemesy.

– Mówiłem do niej godzinami, wolę mówić, niż słuchać.

Tamtego, szczęśliwego dla Kamila dnia Agnieszka pojechała do Olsztyna. Zależało jej na spotkaniu z innym mężczyzną. Ten, z nieznanych jej powodów, nie odbierał telefonu.

– Więc zadzwoniła do mnie. Spytała, czy może przyjechać. Odpowiedziałem, że bardzo chętnie. W życiu trzeba umieć korzystać z okazji.

Umawiali się na randki, a po dwóch miesiącach Kamil zamieszkał u Agnieszki w Warszawie. Ona jest biologiem, pracuje w firmie farmaceutycznej. On miał zmiażdżony dysk. Pomogła mu przyśpieszyć operację.

– Na nogi postawił mnie kumpel Agnieszki, lekarz. Ja mu z wdzięczności glazurę położyłem. Trochę mi pomagał, więc mogliśmy porozmawiać. Fascynowało go, że tak szybko można zarobić w budownictwie. Zaproponował mi spółkę. To otworzyliśmy, ale padła. Ludzi brałem z łapanki, oni robili popelinę, a zleceniodawca nie zapłacił.

Budowlańcy domagali się jednak wypłat. Postawni, barczyści. Kamil opowiada, że łopaty w ich rękach jak modelina.

– Pieniędzy nie miałem, to mnie skrępowali i pobili. O, tu mam wypis ze szpitala. Potem straszyli, że poparzą kwasem. A ja co? Poker face. W końcu rozeszło się po kościach, bo to nie byli ludzie ambitni. Takim złość szybciej mija. Takich można wpuścić w optymizm. Co to znaczy? Szukasz słów-kluczy, mówisz dla przykładu: „Dziś nie wyszło, ale jutro będzie nowa budowa”.

2008

Uczył się nowych słów-kluczy: „wszechmoc”, „siła”, „samowystarczalność”. Na kursie NLP u Mariusza Szuby.

– Mariusz poukładał mi w głowie. Sprezentował narzędzia, które pozwalają motywować własne „ja”. Kiedy jest mi źle, cofam się do przeszłości, do tego, co mi w życiu wyszło. I wracam z dobrymi fluidami do teraźniejszości. Najchętniej przypominam sobie słowa prezesa: „Tasman, robisz jak ciężarówka”.

Kiedy rozmawialiśmy, mrużył oczy. Łapał się koniuszkami palców za prawe ucho. Wspominał zajęcia u Szuby, na których dyskutowali o serialu „Gwiezdne wrota”.

– Jestem fanem fantasy, a Mariusz opowiadał tak kolorowo. Siedział za mną kolega i złapał mnie za ucho. Odtąd, kiedy chwytam się za ucho, jest mi błogo. Nie wytłumaczę tego. To trzeba pójść na kurs i dostać całą filozofię. Można tak sobie w głowie poprzestawiać, że staniesz się zupełnie innym człowiekiem.

Kamil znowu uwierzył w siebie. Mówi, że muw z tych dobrych emocji w głowie świdrowało. Za namową Agnieszki postanowił się sprawdzić w usługach psychoterapeutycznych.

– To się wzięło z kursów NLP. Skończyłem tylko samochodówkę, ale miałem szał w mózgu. Pomyślałem: przecież mnóstwo ludzi potrzebuje wsparcia. I ja im to wsparcie dam, ja ich zmienię.

Wydrukował tysiąc pięćset jaskrawożółtych ulotek: numer telefonu i emotikony: „Jest ci? Zadzwoń. Będzie. Pomoc psychoterapeutyczna”.

Odezwała się Magda, fryzjerka. 23 lata, od roku mieszkała w Warszawie. Szef ponoć oszukiwał przy wypłatach, a w domu na Magdzie wyżywał się facet. Wysłała Kamilowi esemesa: „Na ile możesz mi pomóc?”.

– Odpowiedziałem, że mogę pokazać, jak poprawić życie i finanse.

Spotkali się cztery razy w parku Morskie Oko, bo Kamil nie wynajął gabinetu. Po czwartym spotkaniu rzuciła pracę i faceta.
– Nie zwierzała mi się więcej, bo to mnie już nie interesowało. Wolałem mówić, pokazywać techniki. Opowiedziałem jej, co człowiek ma w głowie i jak może to wykorzystać. Bo ważne jest tylko przekonanie. Nie to, jak jest naprawdę.

Kilka miesięcy później telefon milczał, psychoterapia w parku Morskie Oko nie przynosiła dochodu. Kamil jednak już wiedział, że chce zmieniać ludzi. Agnieszka mu podpowiedziała, żeby zajął się doradztwem biznesowym.

– Jej przyjaciel rozwijał sklep komputerowy, więc skojarzyła mnie z nim na przetarcie. Współpracowaliśmy przez miesiąc. Zbudowałem zespół, bo przecież mam kontakty. Cały czas poznaję ludzi, na ulicy, na przystanku. Podchodzę i zagaduję: firma jest perspektywiczna, rozwija się, chcesz pracować?

Kamil przyprowadził cztery osoby.

– Przyjaciel Agnieszki zrezygnował z naszych usług.

2009

Kamilowi zaświtał nowy pomysł – szkoła języków obcych. Zamówił cztery billboardy: „Angielski, niemiecki, hiszpański, włoski. Nauczymy cię języka w dziesięć dni”.

– Ludzie nie chcieli uwierzyć, że mogą się tak szybko nauczyć języka. Nic to, założyłem damską firmę budowlaną.
Dał ogłoszenie: „Zatrudnię panie do budowy domów”. W ciągu trzech dni odebrał czternaście telefonów. Zatrudnił pięć kobiet: najmłodsza – 21 lat, najstarsza – 43.

– One kopały, zbroiły i murowały. Ja nadzorowałem. Dziewczyny nie zapijają, pracują sumiennie i do tego dbają o porządek na budowie. Nikt mi w życiu lepiej nie murował. Mówię: jak pracować, to tylko z dziewczynami.

2010

Za każdym razem, kiedy czuł się stłamszony niepowodzeniami, wracał na budowę. Odkuwał się i zaraz potem dopadał go „szał, przymus zrobienia czegoś spektakularnego”.

W Zalesiu pod Warszawą wyreżyserował film pornograficzny w odcinkach. Sam w nim nie zagrał na prośbę Agnieszki. Właśnie urodził im się syn, Maks. Imię wybrał Kamil: – Chcę, by moje dziecko żyło na maksa.

Film szału Kamila nie osłabił. Znów zaryzykował wszystkie pieniądze. Festiwal pornograficzny w Sopocie miał być dziełem jego życia. Dokładała się nawet Agnieszka. Kamil wynajął klub i opłacił bilety lotnicze czterem amerykańskim aktorkom. Miały pobić jakiś rekord. Wszystko się układało, znany polski raper wziął zaliczkę za koncert.

„To przez ten szał, na pewno” – uznał Kamil na dwa tygodnie do godziny zero. Nie pomyślał o reklamie, nie pomyślał o dystrybucji biletów.

– Zbyt dużo kroków podjąłem, by się wycofać, by przemyśleć sprawę jeszcze raz.

2012

– Mój idol Albert Einstein wymyślał swoje teorie i nic innego się nie liczyło. Ja przede wszystkim chcę być dobrym ojcem. Lubię włączyć tiwi i pobawić się z synem. Podrzucanki i łaskotki. Maks ma 16 miesięcy. Oglądamy TVN24, najchętniej Jarka Kuźniara. On też jest moim autorytetem. I Janusz Palikot. Wierzy w ludzi tak jak ja. Wiary mi nigdy nie brakowało. Bieda w domu była, chodziliśmy z braćmi jak te dzieci rozpusty, a zobacz, gdzie jestem! Plany mam! Posłuchaj mnie szybko, bo właśnie jedziemy z Agnieszką do Ikei. Wiesz, że co dziesiąty Europejczyk został poczęty w łóżku z Ikei? Chcę mieć duży murowany dom; 230 metrów, z wysokim ogrodzeniem, przy jeziorze. Wszystko musi być duże: cztery sypialnie, ubikacja, schowek na dmuchane materace i salon ze skosami. Meble, koniecznie rodzinne, od Ikea Family. Telewizor, 50 cali, system HD, żeby można było z rodziną normalnie obejrzeć film. Stawiam na usytuowanie z Maca. To jest gwarancja jakości. Mam iPada i mogę całym domem sterować. Wygoda. Załączam, idę spać i czuję się w miarę bezpiecznie. Samochód, koniecznie duży rodzinny van. Żeby można było się zapiąć i bez stresu pojechać w podróż. Każdy rozsądny facet, jeśli ma rodzinę, to musi mieć duży rodzinny samochód. Co jeszcze? Trójka dzieci i psy, które biegałyby po ogrodzie. Na tarasie mógłbym jeść śniadania z Agnieszką. Możesz mi jeszcze życzyć stu tysięcy na koncie, żebym nie musiał się stresować. I więcej zleceń niż mogę przerobić.

Agnieszka i Kamil mieszkają w trzech pokojach, w nowym budownictwie. Wychowują syna, przygarnęli psa i dwa koty. Kamil opowiadał mi swoje historie przed dwoma laty. Sprawdziłem – są prawdziwe.

– Najszczęśliwszy dzień? Kiedy wylewałem posadzki przemysłowe i majster wpuścił mnie na maszynę, najpierw ręczną, a potem samojezdną. Zabrakło chłopaka, to majster stwierdził: „Tasman dobrze robi, to pojedzie”. Dostałem pierwszy zespół. To był mój sukces. Majster uznał, że się znam, że potrafię robić. Ciarki przeszły mnie po plecach. Ten stan nie trwał jednak długo. Szukam nowych wyzwań, żeby znów poczuć ciarki.

2014

Kamil zadzwonił. Spytał, czy bym nie zainwestował w jego nowy biznes: nielegalne walki w klatkach.

– U mnie się nieco pozmieniało. Wypadek samochodowy miałem. Z samochodu placek, wyrzuciło mnie z drogi. Przeleżałem w usztywnieniu cztery miesiące, ale chodzę. (...) Maks rośnie. (...) Palikot? Coś ty, gdzie on teraz jest?! (...) Skoro puszczasz ten artykuł, to napisz tak: „Jest Kamil, ma 35 lat i spore doświadczenie. Gdyby ktoś chciał zainwestować, to Kamil ma mnóstwo pomysłów do zrealizowania”. Albo nie pisz tak. Jestem zmęczony. Wiesz, za każdym razem, kiedy myślę o samobójstwie, staje za mną anioł. Mówi: „Tasman, do przodu!”. Śmierć mnie pasjonuje, śmierć jest spektakularna. Zaplanowałem, że umrę po siedemdziesiątce, a wcześniej przeżyję życie na maksa.

Spytałem Kamila, czy widział „Człowieka z marmuru”.

– Jestem ze światła. Światło to niewyczerpalna energia, jasność. Nie ma granic i przed niczym się nie zatrzyma.

Imiona bohaterów zostały zmienione.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2014