Czasem musimy się pilnować

W seminarium można zobaczyć, jak klerycy mieszkają i jak spędzają czas. Aby porozmawiać o ich prawdziwych problemach, trzeba jednak wyjść poza seminaryjne mury.

21.05.2013

Czyta się kilka minut

Sutanna kleryka, seminarium archidiecezjalne w Krakowie / Fot. Grażyna Makara
Sutanna kleryka, seminarium archidiecezjalne w Krakowie / Fot. Grażyna Makara

Stereotyp głosi, że klerycy są zniewieściali, nieporadni i zestresowani. Że żyją w cieplarnianych warunkach i nie mają pojęcia o świecie. Jacy są naprawdę?

W „TP” nr 19 opublikowaliśmy raport o polskich seminariach Błażeja Strzelczyka, a bp Grzegorz Ryś mówił, że krzywdzące opinie o klerykach biorą się najczęściej z niewiedzy. „Kto ich bliżej pozna – zapewniał wskazując na tych z nich, którzy prowadzą wakacyjne rekolekcje i pracują z rówieśnikami na Przystanku Jezus – przestaje traktować ich jak »ulizanych gości«”.

W tym numerze ciąg dalszy opowieści o klerykach.


Wychodzimy z seminarium. Dawid łapie trochę świeżego powietrza. – Jak się tak siedzi w jednym miejscu non stop, to człowiek traci perspektywę. Zauważyłem, że czasem idę na wyjście, ale nie mam nic do załatwienia. Wiesz, zawsze coś tam kupię, ale nie po to wychodzę. Jadę do centrum handlowego, żeby na ludzi popatrzeć. Wymazać z pamięci te wszystkie twarze, które widzę dzień w dzień – mówi w drodze do knajpy.

Czwarty rok seminarium. 24 lata. Zadbany. Włosy starannie przystrzyżone, ze współczesnym sznytem. Krótsze po bokach, dłuższe na górze, zaczesane na prawo. Bez sutanny. Ciemne buty, dżinsy, koszula w kratkę rozpięta pod szyją. Ale grzecznie. Dwa guziki.

W knajpie wybieramy najmniej widoczny stolik. Schowany przy zapleczu. Zamawiamy karafkę wina i dwa kieliszki.

– Gdybyś napisał moje prawdziwe imię, nazwisko i miasto, miałbym przewalone – zaczyna.

WINO Z KUBKA

– W seminarium się nie pije? – pytam.

– Pije. Ale nie można. Księża przecież piją. Generalnie to nie ma w tym nic złego, dopóki się nie zataczają na plebanii. Zresztą przykładów nie trzeba daleko szukać. Kiedy biskup rozwala się na latarni samochodem, to robi się głośno, ale picia w Kościele jest dużo.

– A w seminarium pijecie?

– Staramy się jakoś grzecznie. Chłopaki czasem przynoszą butelkę wina z wyjścia i już jak jest silentium, to czasem siadamy i pijemy. Przede wszystkim po północy. Mniejsza szansa, że prefekt wejdzie do pokoju.

– Ukradkiem pijecie.

– No tak.

– Jak wejdzie prefekt, to co?

– Jak przyłapie na piciu, wylatujesz.

– W czym pijecie to wino?

– W kubkach.

– A coś mocniejszego też pijecie?

– Ja nie. Rzadko. Ale są chłopaki, którzy czasem przywiozą coś z domu. Jakieś nalewki. Do herbaty sobie dolewamy i można nawet w ciągu dnia się napić takiej z prądem.

– Myślisz, że alkohol w seminarium to problem? Przełożeni wiedzą?

– Wiedzą, wiedzą. Czasem zdarza się, że ktoś na jakiejś konferencji albo rekolekcjach o tym mówi. Żeby nie pić. Jak byłem na początku seminarium, jakoś na pierwszym roku, to nie bardzo wiedziałem, że chłopaki ze starszych roczników piją. Z roku na rok to się zmieniało. Ale mówię ci: to nie jest tak, że pije się non stop. Dzień w dzień. Ja nie mam z tym problemu. To raczej taka próba wprowadzania normalności.

Zuzanna Radzik, teolożka i publicystka „Tygodnika Powszechnego”, która studiowała z klerykami, mówi o różnicach między seminariami zakonnymi a diecezjalnymi. – Może to nie jest najlepszy przykład, ale da się to zauważyć nawet w podejściu do alkoholu. Gdy studiowałam z jezuitami, alkohol nie był tematem tabu. Było czymś naturalnym, że po zajęciach idziemy do pubu. Ale gdy chodziłam na zajęcia z klerykami diecezjalnymi, doznałam wstrząsu. Pięćdziesięciu chłopa z koloratkami pod szyją, a jeśli bez, to na pewno z koloratkami mentalnymi, którzy czują się wśród zwykłych studentów nieswojo. O swobodnym wyjściu do pubu nie mogło być mowy.

ATMOSFERA ZAUFANIA

Dawid mówi, że gdy spotyka się z ludźmi podczas wakacji albo wyjazdów do domu, zawsze jest w centrum zainteresowania. – Ludzie pytają, dlaczego poszedłem do seminarium, jak tam wygląda życie – opowiada.

Każdy, kto pyta o seminarium, musi się jednak liczyć z tym, że raczej nie usłyszy prawdy. Gdy umówiłem się z nimi po raz pierwszy, okazało się, że nie są to przeciętni mężczyźni. Coś w nich siedzi. Mają intrygujące życie i ciekawe doświadczenia. Ale nie chcą się nimi dzielić.

Chłopaki mówią przede wszystkim to, co chcą usłyszeć przełożeni. Bo seminarium to sześć lat ciągłej kontroli. Mają świadomość, że każdy ich ruch, każde słowo, każda decyzja, będzie poddana ocenie.

– Dlaczego nie mówicie prawdy? – pytam Dawida.

– To nie jest nieprawda. Nie można szkodzić. Ja też mam teraz lekkie wyrzuty sumienia. Ale w tym pierwszym tekście gadałeś z chłopakami w seminarium?

– Tak.

– No widzisz. Jestem pewien, że oni byli wybrani przez rektora. To nie jest zakłamanie. Tak jest naprawdę. Każdy pokazuje siebie w najlepszym świetle. Rzeczywiście jest tak, jak oni mówili. Ale sam rozumiesz: klerycy są nieufni, muszą się czasem pilnować. Ty też nie będziesz opowiadał pod nazwiskiem złych rzeczy o swojej dziewczynie albo pracy. Normalne.

Jezuita i psychoterapeuta ks. Jacek Prusak przed wstąpieniem do zakonu spędził dwa lata w seminarium diecezjalnym. Zwraca uwagę, że problem braku otwartości wśród kleryków może wynikać z asymetryczności relacji w stosunku do przełożonych. Klerycy mają dwóch formatorów – rektora i ojca duchownego. – Ten drugi nie bierze udziału w dyskusji nad zdatnością kleryka do dalszej formacji. Z doświadczenia wynika, że klerycy najczęściej u niego szukają pierwszej pomocy – przekonuje ks. Prusak.

Klerycy mogą mieć większe kłopoty ze szczerością w relacji z rektorem, który podejmuje decyzję o ich przyszłości. – Tu mogą się upiększać albo minimalizować naturę swoich problemów. Tego zjawiska nie da się wyeliminować administracyjnie. Potrzebne jest stwarzanie atmosfery wzajemnego zaufania – dodaje ks. Prusak.

KOBIETA I SEKS

Karafka z winem jest już do połowy pusta. Dawid mówi spokojnie. Mało gestykuluje. Co jakiś czas rozgląda się po sali. Ruch jest niewielki, ale gdy ktoś przechodzi obok naszego stolika, Dawid przerywa. To go rozprasza.

Przy stoliku obok, tuż za moimi plecami, usiedli dziewczyna i chłopak. Para. Dawid ścisza głos.

– Byłeś z kobietą przed seminarium?

– Co to za pytanie?

– Jak każde inne.

– Nie pamiętam, kto to powiedział, rektor, czy ojciec duchowny: „Gdybym miał do tego kościoła wprowadzić wszystkie kobiety, w których się w całym życiu zakochałem, to nie starczyłoby miejsca”. To normalne, że się człowiek zakochuje, pytanie, co z tym zakochaniem robi.

– Miałeś dziewczynę przed seminarium?

– Byłem rok na studiach. W Warszawie. Nie miałem dziewczyny na stałe. Całowałem się gdzieś przelotnie.

– Chłopaki mają podobne doświadczenie?

– Nie gadamy o tym często. W sumie mało mnie to interesuje, jak to było u innych. Jedni mają doświadczenie, inni nawet nigdy nie widzieli kobiety nago.

– Dziewczyna to pokusa?

– No tak. Wybrałem już jakąś drogę i chcę nią iść. Jest w Piśmie Świętym fragment, że już samo pożądliwe spojrzenie na kobietę jest grzechem.

– Chłopaki, gdy myślą o byciu księdzem, dopuszczają możliwość romansów?

– Kurdę, nie wiem, mam nadzieję, że nie. To byłoby głupie, gdyby tak myśleli. Ja tak nie myślę.

– Mówi się w seminarium o kobietach?

– Tak. Może nie tyle, ile byśmy chcieli, ale generalnie na konferencjach czy rekolekcjach księża o tym wspominają. Ja widzę seminarium tak, jak o nim mówi biskup Ryś. Że to jeszcze nie jest powołanie, tylko rozeznawanie powołania. W każdej chwili mogę z niego wyjść.

– Gdy rozmawiam czasem z klerykami o kobietach, mówią, że to jest wybór między dobrem a złem. Myślę, że wybór między dobrem a złem jest generalnie prosty. Problem zaczyna się wtedy, gdy masz wybór między dobrem a dobrem. A tu masz właśnie taki wybór. Kobieta, żona, rodzina, dziecko to przecież nie zło – mówię.

– Dokładnie tak. Dlatego ja mam zawsze furtkę i wiem, że te sześć lat to nie jest decyzja, tylko rozważanie decyzji.

– Nie masz wrażenia, że dziewczyny, zwłaszcza te związane z Kościołem, np. z oazy, widzą w klerykach idealny materiał na męża?

– Zdarzały się historie, że dziewczyny wyciągały chłopaków z seminariów. Nigdy w życiu bym jednak dla dziewczyny nie wystąpił z seminarium. Myślę, że mam już to przepracowane.

– A jak teraz wyglądają twoje kontakty z kobietami?

– Spotykam się z wieloma ludźmi. Nie odczuwam, żeby interesowały się mną kobiety. To jest raczej związane z tym, że jestem klerykiem. Ludzi chyba to interesuje. Po równo kobiety i mężczyzn.

Ks. Jacek Prusak: – Kleryk nie może powiedzieć, że zna samotność albo że już ją poznał i sobie z nią poradził. On będzie jej doświadczał całe życie. Samotność może wynikać z poczucia niezrozumienia ze strony otoczenia. Księża albo klerycy mogą się źle czuć w jakimś miejscu. Samotność nie musi wynikać z braku kobiety, ale np. z powodu przełożonych. Ważniejszym pytaniem jest to, w jaki sposób kleryk radzi sobie z poczuciem izolacji i czy umie je odróżnić od samotności – twierdzi.

Zuzanna Radzik twierdzi, że zainteresowanie kobiet klerykami jest zrozumiałe. Jednak potrzebna jest duża uwaga z obu stron, by nie przekroczyć granicy. – To jest podświadome. Kleryk to facet stworzony, by słuchać. To na kobiety działa. Kobietom może się wydawać, że są to ludzie dojrzalsi, że wybrali już jakąś drogę, więc panuje coś w rodzaju swobody. „Przecież nic nie może się stać”. Relację kobiety i kleryka czy księdza obie strony mogą przestać traktować jako relację damsko-męską. A to jest błąd. Właśnie złudna swoboda jest tym, co zwodzi ludzi na manowce.

KOSZARY, NIE AKADEMIK

Zamawiamy drugą karafkę wina i wodę mineralną. Dawid wlewa do kieliszka kilka kropel wina i dolewa do środka wodę.

Pytam, czy w seminarium można zwariować?

– Normalny dwudziestokilkulatek wybiera, kiedy chce być sam, a kiedy z kumplami. Normalny człowiek to w ogóle wybiera sobie kumpli. A tu? Wkurzysz się na wykładowcę, to możesz mieć pewność, że spotkasz go w drodze na obiad i kolację. Nie masz wyboru, z kim chcesz mieszkać. Wybrać grupę znajomych z 15 facetów na roku to też nie jest taka prosta sprawa.

– Nie wkurza cię, że klerycy mają przygotowaną odpowiedź na wszystko?

– Wiesz, z czego to wynika. Nikt nie chce wylecieć z seminarium.

– Czyli to jest raczej wina systemu i przełożonych niż wasza?

– Nie wiem, jak to interpretować. Ale też nie widzę w tym czegoś bardzo złego. Żyjemy tak, jak chcemy. Nikt nikogo do seminarium nie zmusza. Tu trzeba być silnym. Słabi odpadają. A siła jest w Panu Bogu. Co jak co, ale Bóg to raczej jest w seminarium. Dużo się tu nauczyłem. To wspólnota bardzo różnych ludzi. Mamy swoje pasje i myślę, że tu mam prawdziwych przyjaciół. Kleryka zrozumie tylko kleryk i drugi ksiądz. Nikt więcej.

Ks. Jacek Prusak: – System koszarowy w seminariach ma słabe i mocne strony. „Koszary” stwarzają większą możliwość konformizmu niż samodzielności. Z drugiej strony seminarium jest pomyślane jako pustynia. To nie akademik. Kleryk musi odczuć, że żyje trochę w innej przestrzeni społecznej. To przede wszystkim ośrodek formacji.

PSYCHIKA

Hermetyczne środowisko bardzo różnych mężczyzn, których przełożeni chcą uformować, nie zawsze jest dobrym miejscem dla indywidualności. Tu silna osobowość – paradoksalnie – może przegrać.

Ks. Prusak: – Badania psychologiczne kleryków są bardzo potrzebne. Dzięki nim da się wykluczyć osoby, które mogą mieć zaburzenia psychiczne bądź deficyty emocjonalne. Problem badań psychologicznych w seminariach polega na tym, że w większości przypadków są przeprowadzane na początku formacji. Potem nie ma weryfikacji. Natomiast pomoc psychologiczna udzielana jest wyłącznie tym klerykom, którzy mają kryzysy. Warto się zastanowić, czy klerycy nie potrzebują pewnego rodzaju warsztatów psychologicznych, które pozwolą im na poznanie siebie i będą pomocne również w przyszłej pracy.

SAMOTNOŚĆ I STRACH

– Po dobrym dniu wracasz do pokoju, w którym nikt na ciebie nie czeka. Nikt cię nie wysłucha, nie pogratuluje. Nie boisz się samotności? ­– pytam Dawida

– To złe słowo. Nie patrzę na to tak jak ty, wyłącznie po ludzku – jest jeszcze Bóg.

– Bóg cię nie poklepie plecach.

– Ale wysłucha mojej modlitwy. Może rzeczywiście samotność jest dramatyczna, ale myślę, że dobra formacja i praca nad sobą wszystko wyprostuje.

– Co będzie, gdy pójdziesz na parafię?

– Te sześć lat pomaga. Dużo uczy. Ja w to wierzę. Przełożeni mówią, że dobrze mieć jakąś pasję, w którą się będzie uciekało. Ja gram w piłkę. Chłopaki chodzą po górach, inni słuchają muzyki. Każdy sam przeżywa swoją samotność i każdy ma na to jakiś pomysł.

Kończmy, wieczór się zbliża, za chwilę nieszpory.

Ks. Jacek Prusak: – Pytanie o samotność jest zindywidualizowane, bo jest ona jedną ze stron ludzkiej egzystencji. Nie da się powiedzieć, czym jest samotność, bo jej różnych odcieni doświadcza się przez całe życie. Nie jest łatwa także umiejętność opisania samotności – zwłaszcza dla mężczyzn.

SUMIENIE I DOKTRYNA

Zuzanna Radzik: – Prowadziłam zajęcia z klerykami jezuickimi. Pamiętam, z jaką pasją pytali mnie o klauzulę sumienia. Mieli wątpliwości, wahali się. To był dla nich problem, jak pogodzić doktrynę Kościoła ze swoimi poglądami i pomysłami na świat. Było to pasjonujące, że dostrzegali niespójność. Myślę, że wśród nich pojawiały się też pytania o to, dlaczego antykoncepcja jest zła itd. Miałam poczucie, że interesuje ich świat. Natomiast klerycy z diecezji byli jacyś nieufni, tak jakby bali się pytać.

– Dużo w seminariach kleryków BMW? – pytam Dawida.

– Bierny, mierny, ale wierny? To zależy, jak to rozumiesz – odpowiada.

– Nie macie nic do powiedzenia światu poza poranną modlitwą. Nie wyróżniacie się. Podczas gdy wy sześć lat siedzicie w jednym miejscu, wasi rówieśnicy jeżdżą po świecie, zakładają firmy, studiują kilka kierunków. Słyszałeś o katolickich inicjatywach robionych przez ludzi świeckich? Magazyn „Dywiz”, magazyn „Kontakt”, projekt FejsBóg, Teologia z prądem, kilkadziesiąt profili na Facebooku, wymieniać można długo. Nigdzie was tam nie ma.

– Kiedyś Szymon Hołownia powiedział, że ksiądz jest od tego, żeby „robić” Jezusa. My jesteśmy w seminarium, by przygotować się do pracy w parafiach. Ty mieszkasz w dużym mieście. Twoje problemy, nawet te związane z Kościołem, różnią się od tych, które mają ludzie w małych parafiach.

– Jakie problemy mają ludzie w parafiach, w których będziesz pracował?

– Tego jeszcze nie wiem, ale myślę, że ludzie zmagają się z codziennością. W małych parafiach nie mówi się o tym, czy Kościół ma być otwarty, czy ma być oblężoną twierdzą. Ludzi to nie obchodzi. Oni chcą słuchać o Bogu, chcą księdza, który ładnie śpiewa na Mszy i dobrze prowadzi nabożeństwa.

– Dlaczego zatem w dużych miastach tłumy są u dominikanów czy jezuitów?

– Nie chcę być księdzem tylko dlatego, żeby być gwiazdą. Chcę być dobrym księdzem, który pośredniczy w sakramentach, słucha ludzi, pomaga im. Dla mnie ważne jest to, żeby pracować z młodzieżą.

– I będziesz im podpisywał zeszyciki do bierzmowania, które weryfikują, czy byli na Mszy?

– A jest w tym coś złego?

– Bierzmowanie to sakrament dojrzałości chrześcijańskiej.

– Jakoś trzeba zweryfikować, czy ludzie przystępujący do bierzmowania chodzą do kościoła.

– Dawid, oni nie chodzą do kościoła! Oni stoją za kościelną bramą i palą, a gdy się kończy Msza, idą do zakrystii i biorą podpis. To jest, twoim zdaniem, spełnianie obowiązku?

– To jak sprawdzić, czy są gotowi do bierzmowania?

– Ty mnie o to pytasz? Biskup Edward Dajczak rok temu w Łodzi mówił, że już lepiej, gdyby ksiądz zebrał tych gimnazjalistów spod kościoła, zrobił im herbatę w salce katechetycznej i przez pięć minut mówił o tym, co to jest liturgia.

– Pamiętaj, że ci młodzi ludzie wynoszą swoją wiarę z domów. To nie jest tak, że tu ważny jest tylko ksiądz. Najważniejszy jest Bóg, a nie to, że ksiądz jest charyzmatyczny albo lubiany przez młodzież. Jeżdżę na Przystanek Jezus i widzę, że ci ludzie tam nie potrzebują, żeby im mówić o teologii albo się wymądrzać. Oni mają satysfakcję przede wszystkim z tego, że są wysłuchiwani. Pokazujemy tam, że kleryk, ksiądz, katolik to normalny człowiek.

– Jaką widzisz dziś rolę dla Kościoła w Polsce?

– To ma być Kościół ubogi. Tak jak o tym mówi papież Franciszek...

– Ciebie pytam, a nie papieża.

– Papież jest głową Kościoła i ja się z nim zgadzam. Nie tylko dlatego, że jest szefem. Zgadzam się, bo to dla mnie prawda. Chodzi o Kościół ludzi ubogich, pomagający potrzebującym, coś w rodzaju oazy, w której da się znaleźć Pana Boga.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2013