Chwila prawdy

Okazuje się, że turecki cud gospodarczy i polityczny ostatnich lat, którym chwalił się premier Erdoğan, miał niejedną ciemną stronę. Oskarżenia o korupcję uderzają dziś także w premiera.

17.03.2014

Czyta się kilka minut

Demonstracja tureckich prawników; w rękach trzymają bochenki chleba i gazety ze zdjęciem rozpaczającej Gulsum Elvan, matki 15-letniego Berkina, kolejnej śmiertelnej ofiary starć z policją. Chłopiec został postrzelony, gdy wyszedł z domu kupić chleb. / Fot. Burhan Ozbilici / AP / EAST NEWS
Demonstracja tureckich prawników; w rękach trzymają bochenki chleba i gazety ze zdjęciem rozpaczającej Gulsum Elvan, matki 15-letniego Berkina, kolejnej śmiertelnej ofiary starć z policją. Chłopiec został postrzelony, gdy wyszedł z domu kupić chleb. / Fot. Burhan Ozbilici / AP / EAST NEWS

W dzień po pogrzebie 15-letniego Berkina Elvana – ósmej ofiary śmiertelnej ubiegłorocznych demonstracji w Stambule – na łamach anglojęzycznego dziennika „Hürriyet Daily News” ukazały się jednocześnie analizy i komentarze trojga znanych dziennikarzy. Wszyscy są zgodni w ocenie: w Turcji źle się dzieje. Autorzy nie kryją zaniepokojenia coraz większą arogancją władz, lekceważeniem przez nie nastrojów i opinii publicznej, demagogią przywódców rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) i ich poczuciem bezkarności.

„SPRAWA WEWNĘTRZNA”

Z tej trójki, komentator Murat Yetkin przypomina więc szefowi dyplomacji Ahmetowi Davutoğlu, jak niestosowna była jego wypowiedź po spotkaniu z sekretarzem generalnym ONZ Ban Ki Munem: minister nie rozmawiał z nim o śmierci Berkina Elvana, bo „jest to wewnętrzna sprawa Turcji”. Skoro tak, pyta Yetkin, to dlaczego premier Erdoğan publicznie leje łzy nad śmiercią demonstrantów w Egipcie? Przecież to wewnętrzna sprawa Egiptu... Z kolei Barkin Yinanç zauważa, że choć w Turcji nigdy nie było pełnej wolności prasy, to za rządów AKP przekroczono wszelkie granice ingerencji w pracę mediów. Zaś Semih Idiz ostrzega: Turcja popada w stan całkowitego chaosu. Im silniejsza wyjdzie AKP z wyborów lokalnych, które odbędą się w niedzielę 30 marca, tym będzie gorzej.

Turcy to widzą. W minionym tygodniu, w dniu pogrzebu Elvana – zmarł po 269 dniach w stanie śpiączki – w całym kraju doszło do demonstracji, tłumionych jeszcze bardziej bezwzględnie niż w czerwcu 2013 r. czy też ostatnio w lutym, po wejściu w życie ustawy o kontroli nad internetem. Rząd i AKP oskarżano o doprowadzenie do śmierci chłopca, który był ofiarą tym bardziej tragiczną, że przypadkową: został trafiony w głowę pojemnikiem z gazem łzawiącym, gdy szedł do sklepu po chleb.

„Premier Erdoğan mówi o religii za każdym razem, gdy otwiera usta – powiedział w telewizji CNN Türk ojciec zmarłego chłopca, Sami Elvan. – Jeżeli ma sumienie, musi sprawić, by znaleziono zabójcę mego syna”.

JAK UKRYĆ 30 MILIONÓW

Nic jednak nie wskazuje na to, by Erdoğan był gotów wziąć sobie te słowa do serca. Z jego ust nie tylko nie padły żadne wyrazy żalu. Przeciwnie: w trzy dni po pogrzebie premier oświadczył, że Berkin był związany z jakąś, niewymienioną oczywiście z nazwy, grupą terrorystyczną! Ta wypowiedź utrzymana jest w typowym dla premiera „kontrofensywnym” stylu. Sam Erdoğan jest bowiem w nie lada opałach.

Problemy zaczęły się w połowie grudnia 2013 r., gdy prokuratura oskarżyła o korupcję grono ludzi z otoczenia najwyższych władz, w tym synów trzech prominentnych ministrów: spraw wewnętrznych, spraw europejskich i gospodarki. W rezultacie do dymisji podali się czterej ministrowie (także szef resortu środowiska i urbanistyki, związany niegdyś z rządową agencją budownictwa, podejrzewaną o działania korupcyjne), premier zaś zdymisjonował wysokich rangą przedstawicieli prokuratury i policji, twierdząc, że oskarżenia są elementem walki z jego rządem.

Stać za nią miał Fethullah Gülen, turecki duchowny muzułmański mieszkający na stałe w USA. Gülen, przez lata sojusznik AKP, miał się zwrócić przeciw Erdoğanowi, gdy rząd zapowiedział zamknięcie sieci dochodowych szkół prowadzonych przez niego w Turcji. Premier utrzymuje, że również w policji i prokuraturze Gülen ma swoich ludzi, stąd konieczność gruntownego oczyszczenia obu tych instytucji. Czystki trwają.

Prawdziwy jednak – choć nie wiadomo przez kogo wymierzony – cios padł parę tygodni później: do wiadomości publicznej przedostała się treść podsłuchanej rozmowy premiera z jego synem Bilalem. Obaj zastanawiali się, jak skutecznie ukryć 30 mln dolarów. Nagranie pojawiło się w internecie, sprawy zatem nie udało się wyciszyć. Erdoğan utrzymywał więc jedynie, że nie jest to zapis rozmowy, lecz udany montaż. Ale nie zaprzeczał, że nagrany głos jest jego głosem.

PAŃSTWO TO JA

Jeszcze gorzej rzecz wygląda w świetle dokumentów ujawnionych przez WikiLeaks. Wynika z nich, że Erdoğan trzyma zgromadzone pieniądze na ośmiu tajnych kontach w Szwajcarii. W dodatku już wiele lat temu wątpliwości co do czystości rąk premiera wyrażał ambasador USA w Ankarze Eric Edelman. W zamieszczonej przez WikiLeaks depeszy z 2004 r. powoływał się na informację z poufnego źródła, według którego premier skorzystał finansowo na prywatyzacji państwowej firmy naftowej TÜPRAS, przejętej przez konsorcjum z udziałem Rosjan. Rozmówca ambasadora przyznawał, że sam również coś z tego uszczknął.

Jak reaguje dziś Erdoğan? Jak zwykle: odpiera zarzuty, oskarżając przeciwników o zamiar dokonania zamachu stanu i odebrania mu władzy. Kemal Kiliçdaroğlu, przywódca opozycyjnej Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), odpowiada krótko: „Jaki zamach? Nikt nie planuje zamachu. Zadaliśmy pytania i czekamy na odpowiedzi. Czy to spiskowcy umieścili 4,5 mln dolarów w pudełkach po butach, które znaleziono w domu szefa banku Süleymana Aslana [dyrektora państwowego Halkbanku – red.]? Czy może czterech ministrów spiskowało przeciw rządowi?”. Lider opozycji nie bez ironii prosił o podanie, ile naprawdę skradziono z kasy państwowej, skoro, jak przypomniał, podawana kwota 247 mld lir tureckich (ok. 110 mld dolarów) jest, zdaniem rządu, przesadzona.

Gdy w latach 90. Recep Tayyip Erdoğan był burmistrzem Stambułu, przeciwnicy mieli wprawdzie sporo zastrzeżeń do jego poczynań w mieście, ale podejrzenia o malwersacje finansowe należały do rzadkości. Te pojawiły się z chwilą, gdy AKP, która objęła władzę w 2002 r., umocniła się u steru rządów. Można by powiedzieć, że boom gospodarczy, który dla premiera jest jednym z największych, jeśli nie największym powodem do dumy, zaczął służyć również przedstawicielom partii rządzącej.

Olbrzymie przedsięwzięcia budowlane, które w ostatnich latach zrealizowano, zaczęto realizować czy planowano – oddany do użytku jesienią ubiegłego roku tunel kolei miejskiej pod Bosforem, plan zbudowania trzeciego mostu łączącego brzegi cieśniny i wykopania równoległego do niej wielkiego kanału, a nade wszystko projekt trzeciego stambulskiego lotniska, które ma być największe na świecie – stanowiły, jak w wielu krajach zresztą, znakomitą po temu okazję.

WRAŻLIWI NA KRYTYKĘ

Turecki cud gospodarczy, a poniekąd i polityczny, ma więc niejedną ciemną stronę. Poczucie sukcesu, jakim było wyprowadzenie Turcji ze stanu permanentnej słabości gospodarki (wysokiej inflacji, bezrobocia, braku efektywności), w połączeniu z siłą AKP, która trzy razy z rzędu wygrała wybory parlamentarne, a oprócz tego prezydenckie, zrodziły nieznaną wcześniej arogancję władzy.

Wspomniana ustawa o kontroli nad internetem to jeden z jej przejawów; w internecie najłatwiej jest krytykować władze czy zwoływać się na demonstracje. A na tym pewnie się nie skończy, skoro sam prezydent Abdullah Gül, choć ustawę podpisał niechętnie, nie wyklucza zamknięcia Facebooka i YouTube’a.

Przedstawiciele partii rządzącej na wszelką krytykę odpowiadają dziś językiem inwektyw, bo wyrażanie najmniejszych wątpliwości wobec działania rządu jest niemal zabronione. Wszyscy, którzy go krytykują, nie są demokratami, jak zauważył ostatnio sam premier. Jeżeli posądzają rządzących o korupcję, to ze złej woli – po to, by storpedować wspaniałe inwestycje, zahamować rozwój Turcji albo też, jak kto woli, proces pokojowy rozpoczęty wobec Kurdów. Szczególnie wzburzyły Turków słowa Egemena Bağisa, zdymisjonowanego w grudniu ministra do spraw europejskich: według niego ci, którzy opłakują śmierć Berkina Elvana, to „nekrofile”.

W niedzielę 23 marca, na tydzień przed wyborami lokalnymi, premier ma zwrócić się do narodu w miejscu kolejnej stambulskiej inwestycji: wielkiego założenia, przeznaczonego na wiece i manifestacje. Tereny te, w dzielnicy Yenikapi nad brzegiem Morza Marmara, zajmują 700 tys. m2 i mogą pomieścić 1,5 mln ludzi. Na obecność tylu liczy Erdoğan, który – jak donosi dziennik „Hürriyet” – ma przemówić z gigantycznej mównicy. Skojarzenia z Zeppelinfeld w Norymberdze są nieodparte...

***

Wybory to oczywiście temat numer jeden – i nawet sprawa Krymu, dla Turcji ważna emocjonalnie z uwagi na sytuację Tatarów Krymskich, zeszła teraz na dalszy plan. Będą to bowiem najważniejsze wybory lokalne od 20 lat, o znaczeniu na pewno ponadlokalnym.

Przypomnijmy, że wybory lokalne z marca 1994 r. były pierwszym wielkim sukcesem islamskiej partii Refah (Partii Dobrobytu), której spadkobierczynią jest AKP – i utorowały islamistom drogę do władzy w kraju. Czy obecne będą stanowić początek ich końca? I czy będą uczciwe? Grupa deputowanych do Parlamentu Europejskiego domaga się, by Unia wysłała do Turcji misję obserwacyjną. Skoro władze tureckie zwalczają wszelkie przejawy krytyki, ograniczając swobodę wypowiedzi, jest to ich zdaniem konieczne. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2014