Brazylijski Euromajdan

Chcemy powiedzieć Ukraińcom: „Jesteśmy z wami” – mówią potomkowie dawnych emigrantów. W Brazylii pół miliona obywateli ma ukraińskie korzenie.

28.02.2015

Czyta się kilka minut

W kościele greckokatolickim w Prudentópolis, 2014 r. / Fot. Marcio Pimenta
W kościele greckokatolickim w Prudentópolis, 2014 r. / Fot. Marcio Pimenta

Luty 2014 r. W Kijowie krwawi Majdan. Wtedy wychodzą po raz pierwszy na plac Ukrainy, po mszy za ojczyznę w kościele São Josafat.

Marzec 2014 r. Rosja zaczyna okupację Krymu. Organizują drugą zbiórkę funduszy dla rewolucji. Są ukraińskie flagi z czarną wstążką i ambasador. Transmisję nadaje „O Globo”, największa telewizja w Brazylii.

Sierpień 2014 r. Wigilia Dnia Niepodległości Ukrainy. Osiemset osób je uroczystą kolację. Światła gasną. Muzyk Taras Kurczyk śpiewa ukraiński hymn. Na drugi dzień śpiewa po ukraińsku „What a Wonderful World”. Płoną dziesiątki zapalniczek.

Vera: – Nieludzkie, co się tam działo.

Andreiv: – Czekaliśmy na to od dawna.

Meroslava: – Putin jest gorszy od Stalina.


Ziemia (nie)obiecana


Mieszkają w „brazylijskiej Ukrainie”, czyli w stanie Parana na południu kraju – podobnie jak większość z półmilionowej populacji potomków emigrantów. Andreiv w Kurytybie, Vera i Meroslava w Prudentópolis. W tym 50-tysięcznym mieście aż 75 proc. mieszkańców ma ukraińskich pradziadków. Byli to ubodzy wieśniacy, którzy przyjechali ze wschodniej Galicji. Opuścili ten region imperium austro-węgierskiego pod koniec XIX w., poszukując ziemi.

Brazylia właśnie zniosła niewolnictwo, jako ostatni kraj na kontynencie. Desperacko szukała rąk do pracy, głównie wśród polskich, ukraińskich i niemieckich rolników. Miała być ziemia obiecana, finansowe wsparcie państwa. Ale czekały na nich tylko gliniasta ziemia, lasy i choroby. „Jeśli ktoś poprosiłby mnie, bym opisał jednym słowem, co Brazylia oznacza dla naszych imigrantów, powiedziałbym: grób” – pisał Iosef Oleskiv, którego wysłano w 1895 r., aby zbadał warunki życia rodaków na obczyźnie.

– Zaraz na początku podarowali naszym przodkom, którzy tu przybyli, teren pod cmentarz. Umierały nas dziesiątki – opowiada Meroslava Krevei. Siedzimy w Museu do Milênio w Prudentópolis, które z zewnątrz przypomina żółty bunkier, w środku pełen dokumentów, map, żelazek, wrzecion i młockarek. Coś jak ukraiński skansen, bardzo swojski. Nad nami, na płaskim dachu, stoi Taras Szewczenko.

To tutaj, na placu Ukrainy przed muzeum, gromadzili się potomkowie emigrantów, by wyrazić solidarność z dawną ojczyzną.

Meroslava, emerytowana nauczycielka, wolontariacko zarządza instytucją. Siwe włosy pociągnięte fioletem. Nieładne, ale wygodne sandały. – Na Ukrainie byłam dwa razy. Tuż po odzyskaniu niepodległości w 1991 r. i dziesięć lat temu, na konferencji poświęconej ikonom – ciągnie. – Z tego, co czytam, Putin to potwór. Bardzo inteligentny i dominujący. Kocha tylko tych Rosjan, których ma wokół siebie. Reszty ludzi nie szanuje.

Szefowa muzeum to jedna z kilku kobiet, które dbają o ukraińską kulturę w mieście. Podobnie jak Madalena Lodovci, przewodnicząca Stowarzyszenia Nauczycieli Ukraińskiego w Brazylii, wzięła udział w manifestacjach. Z Madaleną spotykamy się w dziale socjalnym urzędu miasta. Ma na sobie czarną bluzkę w kolorowe kwiaty. Zaznacza, że w wyborach na prezydenta Brazylii jesienią 2014 r. nie zagłosowała na Dilmę Rousseff.

– Dlaczego? Bo kiedy Putin przyjechał w czerwcu do Brazylii, centralna reprezentacja Ukraińców w kraju wystosowała do Dilmy prośbę o poparcie dla rewolucji. Ale pani prezydent ją zignorowała. Cała społeczność ukraińska głosowała przeciwko niej, bo doszliśmy do wniosku, że nie dba o nasze interesy – opowiada nauczycielka po czterdziestce.

Rousseff obawiała się, że ucierpią interesy Brazylii – razem z Chinami, Indiami, RPA i Rosją, Brazylia tworzy grupę ekonomiczną zwaną BRICS.


Życie diaspory


Vera Lucia Daciuk jest przygotowana. Czeka przed domem, macha do nas zachęcająco. Włosy ułożone, pisanki na stole też. Bardzo kolorowe, na bielutkim obrusie.

– Byłam już w radiu i w telewizji, w gazetach pisali o mnie. Nawet medal urzędu miasta dostałam – wstaje, przynosi medal i z dumą pokazuje. – Zabieram nazwę Prudentópolis do innych miast, a nawet krajów! Na ostatnią konferencję rzemiosła przyjechali przedstawiciele z ponad pięćdziesięciu. Pokazywałam krok po kroku, jak się robi pisanki. Byli oczarowani.

Vera mówi po ukraińsku, podobnie jak jej mąż, który pracuje na pobliskiej stacji benzynowej. Zaczęła malować pisanki na dwugodzinnych warsztatach i nigdy nie skończyła. Robi to już 21 lat. – To praca na pół etatu, bo rano jestem gospodynią – uśmiecha się.

– Nie oglądam zbyt dużo telewizji. Ale to, co widziałam, wydało mi się naprawdę nieludzkie. Po co ta cała wojna? – mówi, czyszcząc pisankę z mieszanki czarnego wosku i atramentu. Dołożyła się w kościele na pomoc humanitarną, za koniec wojny modli się na każdej mszy. – Bardzo im współczuję. Ukraińcy są naszymi braćmi – dopowiada.

Dziś jednak do kościoła nie idzie. Jest poniedziałek, msza jest o godzinie 19. Mąż wraca z pracy i musi podać mu kolację. Ale chodzą co niedzielę, razem z córkami. Podobnie jak większość ludzi z miasteczka. – Całe życie diaspory ukraińskiej toczy się wokół kościoła. Z niego emanuje: kulturalne, polityczne, a nawet sportowe życie – tłumaczy Meroslava.

Przed złotym ikonostasem w poniedziałek wieczorem w kościele São Josafat stawia się nie mniej ludzi młodych, starszych i rodzin z dziećmi niż na niedzielne nabożeństwo o szóstej rano.

Przed wejściem do kościoła stolik, a na nim ukraińskie książeczki do nabożeństwa.

Dla dzieci, które nie mogą chodzić na lekcje ukraińskiego – te mieszkające na wsiach, w tzw. interiorze, mają kłopot z dojazdem – to poza domem jedyne miejsce, gdzie mówią jak ich przodkowie. Ale ukraiński, którego używają, różni się od współczesnej wersji języka. Przekonują się o tym na własnej skórze ci nieliczni młodzi, którzy jadą na studia na Ukrainę.

Przykościelne szkółki sobotnie, gdzie dzieci uczą się języka i religii, też brały udział w demonstracjach solidarności z Ukrainą.

W Brazylii jest w sumie 230 kościołów greckokatolickich, z tego w samej tylko gminie Prudentópolis aż 42. W mieście z kościołem współpracuje grupa folklorystyczna „Vesselka” (jedna z 25 w kraju) i gazeta „Pratsia”, wydawana od 1912 r. Jej redaktorem jest ksiądz Tarciso Zaluski.

– Od kilku lat wydajemy ją po ukraińsku i portugalsku, wcześniej tylko po ukraińsku. Dwa razy w miesiącu. Są wiadomości kulturalne, religijne, rolnicze i z Ukrainy – opowiada starszy ksiądz. Pokazuje jedno z wydań: na okładce Radosław Sikorski i informacja, że Putin proponował Polsce podział Ukrainy, ale Polska odmówiła.


Z dala od kraju


Ojca Tarciso polityka zbytnio nie interesuje. Vera przy malowaniu pisanek też przyznaje, że choć współodczuwa z rodakami, nie śledzi na bieżąco wydarzeń na Ukrainie.

Choć mają niebieskie oczy i jasne włosy, choć w jadłodajniach na lunch podają tu pierogi, a w wielu wioskach w okolicy ukraiński to wciąż pierwszy język, którego uczą się dzieci – to większość już od dawna nie żyje polityką kraju przodków. W manifestacjach wzięło tu udział kilkaset osób, w Kurutybie, stolicy regionu – podobnie.

– Dla mnie to ważny moment i chcę dokładnie wiedzieć, co się dzieje – mówi Andreiv Choma, 31-letni prawnik. Siedzimy w New York Cafe w Kurytybie. Rudowłosy Andreiv wyraźnie dusi się pod różowym krawatem.

– Ale dla większości tutejszych potomków Ukraińców, powiedzmy dla jakichś 70 proc., nie jest to ważne, bo nie było ważne przez ostatnie sto lat – mówi Andreiv. – Inaczej niż w Kanadzie, gdzie studiowałem przez dwa lata. Byłem tam, gdy zaczął się Majdan. Na ulicach wszystko było niebiesko-żółte. Szaleństwo. Kanadyjscy Ukraińcy bardziej identyfikują się ze swoją ojczyzną. Ale też są bardziej zamknięci, żenią się na ogół tylko wewnątrz diaspory. Tutaj to pieśń przeszłości.

Andreiv mówi, że nie ma zamiaru zwracać uwagi na pochodzenie przyszłej żony. I to pomimo że prowadzi grupę choreograficzną w rodzinnej miejscowości Mallet, co niedzielę jest na greckokatolickiej mszy i zgłębia historię pierwszych imigrantów. – Wiem, że nasze skromne demonstracje to bardziej gest niż realna pomoc. Chcieliśmy powiedzieć Ukraińcom: Jesteśmy z wami.

Popija kawę i ciągnie: – Dla starszego pokolenia zlokalizowanie Ukrainy na mapie bywa kłopotliwe, bo przez tyle dziesięcioleci jej nie było. Babuszki i didusie przekazują nam romantyczną wizję Ukrainy. Ja byłem zaskoczony, jak bardzo współczesny to kraj. My, młodsi, jesteśmy ciekawi, jak on wygląda. Chcemy tam pojechać i zobaczyć ludzi, którzy noszą t-shirty, a nie haftowane koszule. ©


JAK ZAKOŃCZYĆ WOJNĘ: GŁOSY Z UKRAINY
Jak Ukraińcy patrzą dziś na swój kraj? W pierwszą rocznicę masakry na Majdanie i rozpoczęcia rosyjskiej agresji – najpierw na Krymie, potem w Donbasie – pięcioro autorów z Ukrainy co tydzień dyskutuje o sytuacji w ich ojczyźnie; ich debaty publikujemy w lutym i marcu na stronie internetowej „Tygodnika”.

Pytania zadaje artystka Jewgenija Biełorusiec, a spierają się: Borys Chersoński (lekarz i poeta z Odessy), Roman Dubasewycz (kulturoznawca ze Lwowa), Ołena Stepowa (blogerka z Łuhańska, który dziś jest pod rosyjską kontrolą), Sasza Dworieckaja (z organizacji Wostok SOS) i Iwan Jakowina (rosyjski dziennikarz, który uciekł z Moskwy i mieszka we Lwowie).

Głosy z Ukrainy to projekt dziennikarski prowadzony przez grupę niemieckich dziennikarzy „n-ost” (http://n-ost.org/voices_from_ukraine). Teksty publikują równocześnie: niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (na www.faz.net), rosyjski niezależny magazyn www.colta.ru, angielski portal Transitions Online (tol.org) oraz „Tygodnik”.
Czytaj: www.tygodnikpowszechny.pl/glosy-z-ukrainy

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Niezależna reporterka, zakochana w Ameryce Łacińskiej i lesie. Publikuje na łamach m.in. Tygodnika Powszechnego, Przekroju i Wysokich Obcasów. Autorka książki o alternatywnych szkołach w Polsce "Szkoły, do których chce się chodzić" (2021). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2015