Będzie, jak jest

Prawdziwa walka toczy się tu za kulisami, gdzie kryją się oligarchowie, a nie na arenie, gdzie występują politycy. Jak wygląda Ukraina przed wyborami parlamentarnymi?

22.10.2012

Czyta się kilka minut

Opinia międzynarodowa odetchnęła, gdy na początku października demokracja obroniła się w Gruzji – gdzie wybory parlamentarne przegrał obóz prezydenta Micheila Saakaszwilego. Tymczasem wciąż niewiadome są losy słabnącej demokracji na Ukrainie. Oba kraje, Gruzja i Ukraina, kiedyś szły łeb w łeb w procesie demokratyzacji i zbliżania z Europą. Mimo przegranej wojny z Rosją oraz wątpliwości co do stylu rządzenia Saakaszwilego, Gruzja kontynuuje kurs na Zachód. Ukraina błądzi i marnuje szansę za szansą.

Niestety, wybory parlamentarne, które odbędą się tu w niedzielę 28 października, nie przyniosą żadnej zmiany – nawet jeśli opozycja zdołałaby je wygrać. Dlatego ostatnie tygodnie nie przebiegały w atmosferze, jakby miała się decydować przyszłość. Ukraińcy zdaje się zrozumieli, że niewiele się dla nich zmieni – i nieszczególnie ich to obchodzi... Słabe reakcje na wyroki dla Julii Tymoszenko i Jurija Łucenki, spokojne przyjęcie „ustawy językowej”, legalizującej de facto rosyjski w życiu publicznym, obojętność na walkę mediów z ograniczaniem ich wolności: wszystko to pokazuje, że Ukraińcy politykę sobie odpuścili.

Winda jako argument

Ma to przyczyny i doraźne, i strukturalne.

Przyczyna doraźna – to system państwa i ordynacja wyborcza. Prezydent Wiktor Janukowycz już wcześniej zapewnił sobie przewagę nad parlamentem, przywracając dawną „prezydencką” konstytucję; parlament zszedł na drugi plan. Poza tym, w tym roku – z powodu zmienionej ordynacji – część deputowanych zostanie wybrana w okręgach jednomandatowych. Ponieważ partyjny tort już podzielono i wielkich niespodzianek wobec sondaży nie będzie, główna walka toczy się w tych okręgach. A tu kampania dostosowuje się do oczekiwań lokalnych społeczności. Kandydaci składają obietnice tak, by trafić w gusta mieszkańców np. dzielnicy Kijowa: obiecują lepszą komunikację z centrum, place zabaw, parki. „Przypadkowo” teraz w wielu blokach odnawiane są klatki schodowe, wymieniane windy i chodniki.

Równocześnie wielkie tematy, na miarę prawie 50-milionowego narodu, zeszły na drugi plan. Kraj żył zresztą ostatnio czym innym: oto w stołecznym supermarkecie bandyta-złodziej zastrzelił kilku ochroniarzy i uciekł. Zbrodnia i poszukiwania sprawcy zdominowały gazety i programy informacyjne. W kraju rozgorzała dyskusja o posiadaniu broni, jakości firm ochroniarskich i prawie regulującym ich działalność. Nagranie strzelaniny pokazywano na wszystkich kanałach, a list gończy za bandytą rozwieszono w całym kraju. Doszło do tego, że pojawiły się podejrzenia, iż cała sprawa jest kolejnym politycznym spektaklem, mającym odwrócić uwagę społeczeństwa od wyborów.

Stabilność przed wolnością

Kampania wyborcza nie przypomina batalii sprzed lat. Brak też wielkich wodzów: i po stronie opozycji, i władzy. Janukowycz kreuje się na arbitra i pławi w luksusach swej rezydencji w Międzygórzu. Tymoszenko siedzi w więzieniu. Wiktor Juszczenko, który próbuje się reaktywować w polityce, sam sprowadził się do roli kieszonkowego wodza.

Wchodzący na ich miejsce liderzy opozycji mają może przyszłość, ale na razie są słabi, jak młody i wymoczkowaty Arsenij Jaceniuk. Z kolei Ołeksandr Turczynow, polityk mądry i doświadczony, nie ma cech przywódcy. Po stronie władzy zaś mamy mieszankę urzędników sowieckiego sznytu z biznesmenami. Przykładem premier Mykoła Azarow czy Andrij Klujew: to nie politycy, którzy siłę czerpią z kontaktu z narodem. Nieco wyróżnia się na tym tle partia UDAR Witalija Kliczki i nacjonalistyczna Swoboda Olega Tiahnyboka, ale one nie zmienią trendu. Inni, jak odwieczny wódz komunistów Petro Symonenko, też nie mają nic do powiedzenia. Natalia Korolewska z jej partią (ni to opozycją, ni to ulubienicą kontrolowanych przez władze mediów) to już tylko tło.

Jednak taka sytuacja Ukraińcom odpowiada. Z badań Centrum Razumkowa wynika, że najbardziej cenią polityków nieradykalnych, lekko prorosyjskich, gwarantujących stabilność nawet kosztem wolności. W dodatku, wybory nie wywołują polaryzacji – niezbędnej do przesileń. Partie opozycyjne mogą dostać tyle mandatów, że nie uznają za konieczne wyprowadzać zwolenników na ulice – co zresztą mogłoby się spotkać z umiarkowanym odzewem.

Przed komisją wyborczą, kontrolowaną przez władze, stoi więc łamigłówka: tak obliczyć wynik, by wszystkich zadowolić, ale zabezpieczyć rządy obecnej koalicji, na czele z prezydencką Partią Regionów. W przypadku okręgów jednomandatowych może to być trudne, bo startuje tu sporo „wolnych elektronów”: działaczy społecznych, przedsiębiorców, fantastów. Do tego dochodzą lokalni i międzynarodowi obserwatorzy, którzy mogą napsuć władzy krwi, wskazując na uchybienia. A te mogą się pojawić; co czwarty Ukrainiec nie wie, że jest mieszana ordynacja, i że otrzyma dwie kartki. Już samo to może prowadzić do nieporozumień.

W garści oligarchów

Ale głębszą przyczyną przygnębiającego stanu rzeczy jest dominujący na Ukrainie system oligarchiczny. Nie złamała go Pomarańczowa Rewolucja, nie przeszkadzają mu zmiany konstytucji i ordynacji. Grupa ludzi kontrolujących najważniejsze gałęzie gospodarki, media i w efekcie partie trwa – niezależnie od doraźnych koniunktur.

To dlatego zachodni obserwatorzy gubią się w meandrach ukraińskiej polityki, a polscy adwokaci Ukrainy są narażeni na ciągłe rozczarowania. Nie rozumiemy tych powiązań, nie wiemy, co naprawdę stoi za jakimiś decyzjami. Weźmy Piotra Poroszenkę, magnata na rynku słodyczy: Polacy poznali go, gdy był przybocznym Juszczenki na Majdanie – zapominając, że wcześniej był założycielem Partii Regionów. Dziś jest ministrem. Z kolei Anatolij Kinach, kiedyś z obozu pomarańczowych, polityk wpływowy wśród przemysłowców, dziś jest lojalnym deputowanym Partii Regionów. W ubiegłym tygodniu Kinach, który osiem lat temu był na Majdanie, ostro skrytykował organizację pozarządową OPORA („finansowaną z zagranicy”, jak podkreślił) za to, że rzekomo dąży do nieuznania wyborów. OPORA, wyjaśnijmy, monitoruje kampanię i wybory; przez Zachód uznana jest za wiarygodną.

Takich przykładów jest więcej. Dla oligarchów podziały polityczne są dekoracją, trybutem, jaki płaci się opinii międzynarodowej za uznanie ich państwa i możliwości robienia interesów. Wiktor Pinczuk – potentat przemysłowy i zięć eksprezydenta Leonida Kuczmy – również poparł Partię Regionów, choć wystawił też swych kandydatów w okręgach jednomandatowych i promuje ich w swej telewizji. Pinczuk otworzył w tym miesiącu zakład metalurgiczny w Dniepropietrowsku; zainwestował weń 700 mln dolarów. Dla efektu zatrudnił holenderskiego artystę, który zaprojektował nigdy niegasnące słońce o średnicy 63 metrów. Wznosi się nad kombinatem, widoczne z drugiego końca miasta.

Jeszcze kilkanaście miesięcy temu, gdy ku zaskoczeniu wszystkich obecna władza wszczęła postępowanie wobec Kuczmy w sprawie zabójstwa dziennikarza Georgija Gongadzego, eksperci komentowali to jako nacisk na jego zięcia. Najwyraźniej nieporozumienia wyjaśniono, skoro Pinczuk popiera władzę i nie boi się inwestować takich pieniędzy w kraju.

***

Ten system utrzyma się, niezależnie od wyniku wyborów. Zresztą, dla przyszłości ukraińskiej polityki większe znaczenie od wyborów mogą mieć niedawne perypetie oligarchów Rinata Achmetowa i Dmitrija Firtasza ze służbami podatkowymi... To tam, za kulisami, toczy się prawdziwa walka, a nie na arenie, gdzie występują politycy, o których poglądach nie można powiedzieć nic wiarygodnego.

Czy ten system da się zmienić? Jakąś próbą była Pomarańczowa Rewolucja – Achmetow ze strachu wyjechał wtedy za granicę, a Pinczuk wziął na chwilę rozbrat z polityką – ale ugrzęzła w personalnych sporach, za którymi... też stały wielkie pieniądze. Dziś po stronie opozycji są politycy (i biznesmeni), którzy pojmują, że warunkiem rozwoju i zbliżenia z Europą jest przejrzystość życia politycznego i gospodarczego. Ale dla osłabionej szykanami i skłóconej opozycji nawet wygrana oznaczać mogłaby porażkę...

System mogliby zmienić sami oligarchowie – gdyby uznali, że im się to opłaci. Na razie na to za wcześnie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2012