Barany księdza Piotra

W „pustelni” pusto: kontrowersyjny ks. Piotr Natanek traci zastępy swoich rycerzy.

28.05.2012

Czyta się kilka minut

W lepszych czasach: Grzechynia, sierpień 2011 r. / Fot. Tomasz Wiech
W lepszych czasach: Grzechynia, sierpień 2011 r. / Fot. Tomasz Wiech

Na parkingu mały, czarny piesek. Podbiega do każdego gościa, łasi się przyjaźnie. Dziś zbytnio się jednak nie nabiega: na wysypanym żwirem placyku ledwie 10 samochodów.

Z mercedesa wysiadają trzy kobiety i mała dziewczynka – i jak na komendę piszczą: „O, piesek księdza!”. Po czym jedna z nich (wygląda jak przedwojenna guwernantka: spódnica, biała bluzka, włosy spięte w kok; wiek: jakieś 60 lat) rozgląda się wokół i mówi nieco ściszonym głosem: „Już się bałam, że nikogo nie będzie...”.

Mieszkają w Bielsku-Białej. Do Grzechyni przyjeżdżają od ponad roku – prawie w każdą niedzielę.

Dlaczego? – Wymodliłam tu uzdrowienie fizyczne i duchowe – mówi jedna z młodszych kobiet. Na imię ma Alicja, z zawodu jest psycholożką (wiek: jakieś 40 lat). Na czym to uzdrowienie polegało? Dzięki rekolekcjom odbytym u ks. Piotra pozbyła się bólów kręgosłupa. A uzdrowienie duchowe? „O tym to już może porozmawiamy po Mszy – dobrze?”.

– Przyjeżdżamy tutaj, bo tu z nami podczas Mszy modlą się wszyscy święci – dopowiada starsza z kobiet.

Jest 13 maja. Do głównego, niedzielnego nabożeństwa pozostało kilkanaście minut, można więc nieco rozejrzeć się po „pustelni”. Składa się ona z kilku baszt (na każdej widnieje nazwa: Pruska, Podolska, Wołyńska, Smoleńska, Flagowa) oraz kompleksu budynków. Ich styl? Nieokreślony, przypadkowy – jakby budowniczym co rusz przychodziła do głowy nowa inspiracja: tu ściany proste, strzeliste, tam przeciwnie – nieco skośne, powyginane; tu krużganek, tam mały daszek; tu okna kwadratowe, tam – zwieńczone łukiem.

Na głównym dziedzińcu – żywego ducha. Z tyłu budynków, na sporym placyku – jedynie kury, kaczki.

Za płotem trzy olbrzymie posągi: Boga Ojca, Chrystusa Króla i Matki Bożej. Pod nimi rozległa łąka – pasą się na niej trzy krowy.

Może wybrałem „nieodpowiedni” dzień? Przecież to chyba właśnie na tej łące gromadzili się podczas nabożeństw członkowie duchowej armii ks. Natanka: Rycerze Chrystusa Króla...

– Tak, to tutaj, ale od 4-5 miesięcy ludzi przyjeżdża jak na lekarstwo – mówi pan Kazimierz, sąsiad (mieszka 50 metrów od pustelni). – Autokary i samochody zniknęły nagle – dosłownie z dnia na dzień. A przecież jeszcze rok temu to wszystko tu było zastawione – wskazuje na znajdujące się nieopodal parkingi i polne dróżki. – Ostatnio widziałem wieczorem procesję majową – ile tam mogło być osób: dwanaście?

Skąd ta zmiana? Zdaniem pana Kazimierza powodem była reakcja krakowskiej kurii na działalność kontrowersyjnego kapłana.

***

Przypomnijmy: metropolita krakowski ukarał w lipcu 2011 r. ks. Natanka (jest m.in. jednym z propagatorów ruchu dążącego do intronizacji Chrystusa na Króla Polski; w swoim nauczaniu powołuje się na prywatne objawienia) karą suspensy za „ostentacyjnie okazywane nieposłuszeństwo”. W styczniu 2012 r. Rada Stała Konferencji Episkopatu Polski ogłosiła, że sprawowane przez niego Msze są świętokradzkie, a udzielane rozgrzeszenia – nieważne. W lutym 2012 r. kard. Dziwisz poszedł dalej: ostrzegł „natanistów”, że z powodu nieposłuszeństwa może ich wykluczyć z Kościoła.

Ks. Natanek nie pozostał dłużny: w jednym z kazań nazwał kardynała masonem i oświadczył, że od tej chwili „będzie działał na bocznych torach, jak abp Lefebvre”.

Widać jednak, że słowo kardynała ma znaczenie – zwłaszcza dla mieszkańców Grzechyni.

– Tam ze wsi to już prawie nikt nie chodzi – mówi pan Józef, murarz. Choć zastrzega, że większość grzechynian przestała odwiedzać ks. Natanka już dwa lata wcześniej. Powód? Na Mszy zawsze któryś ze starszych mężczyzn zbierał do własnego kapelusza pieniądze na ofiarę – taka tradycja. Aż tu pewnego dnia Jantuś, ojciec księdza, mówi nagle, że teraz to on będzie zbierał pieniądze – i nie do kapelusza, tylko do koszyczka, tak jak się należy. I ludzie zaczęli gadać: „Jak to – syn odprawia, a ojciec pieniądze zbiera?”.

Poza tym – ks. Piotr ma niedobry stosunek do dzieci. Pan Józef ma dwóch synów, którzy są ministrantami. Za nic by ich jednak „na górę” nie posłał. Dlaczego? Bo jak ks. Natanek robił rekolekcje („Panie, po cztery stówki brał od dziecka za tydzień”), to wozem te dzieciaki do lasu woził, żeby kamienie na święte figury zbierały. I klął po nich jak szewc. A jak któreś dziecko jakieś przewinienie popełniło, to kara była jedna: zero jedzenia.

Pan Józef dobrze pamięta: dwie dziewczynki to nawet po wsi chodziły i o chleb prosiły.

***

Dochodzi dziesiąta: Msza zacznie się za chwilę. Liczę osoby wchodzące do kaplicy: 26.

– Niezbyt wiele dziś modlących... – zagaduję cicho stojącego obok mężczyznę.

– Większość przeniosła się do internetu – mówi otwarcie. Czy wie ile? Nie, nie jest w stanie powiedzieć. Zresztą już zaczyna się Msza – nie może dłużej rozmawiać.

Do rozmowy włącza się starsza kobieta. – Jak to – niewiele? Nas jest, proszę pana, coraz więcej i więcej!

Do kaplicy wkracza ks. Natanek. Wita przybyłych i mówi, że dzisiejsze nabożeństwo będzie w szczególny sposób skierowane do Rycerzy Chrystusa Króla. „Żebyśmy wiedzieli, na czym stoimy, jaki jest nasz charakter i czemu służymy”. Jego zdaniem, „wielu rycerzy nie zdaje sobie bowiem sprawy, w jakiej bitwie uczestniczy, komu służy i co jest ich nadrzędnym celem”.

Gorzej – w wielu z nich odzywa się pycha (głos kapłana jest coraz bardziej wzburzony). On to po góralsku nazywa „tyłkowatość”. Tę „tyłkowatość” było widać choćby podczas ostatniego „odbijania Europy” (to pielgrzymki do europejskich krajów, podczas których rycerze Chrystusa Króla prowadzą akcje „ewangelizacyjne”).

Ks. Natanek: – Przecież w Trewirze i Paryżu Bóg dał nam wszystko za darmo – można było tonami rozdawać dewocjonalia. Ale nie ruszysz, bo moi rycerze jak wścieknięci od paru dni tylko „mi, mi!” i „my chcemy!”. A potem – siup do kolejki, bo oni chcą szatę zobaczyć [chodzi o przechowywaną w Trewirze tunikę, czczoną jako relikwie szaty Jezusa]. A to jest wojna – tu trzeba organizacji!

Po chwili (już krzycząc): – Nie chcę takich rycerzy! Przecież część z was zachowuje się w kościele gorzej niż bydło! Moja krowa jest mądrzejsza od was...! Barany!!!

W kaplicy cisza, jak makiem zasiał.

Czy takie słowa nie rażą? – Słowa jak słowa – mówi po skończonej Mszy Alicja, która miała jeszcze opowiedzieć o swoim uzdrowieniu duchowym.

Na to nie ma już jednak szans: nagle podchodzi do nas jeden z mężczyzn, który uczestniczył we Mszy: – Dlaczego pan zadaje tyle pytań? Z gazety?! Oj, to tylko z księdzem!

Woła głośno: – Księże Piotrze, pan z gazety!

Ks. Natanek ze stężałą twarzą: – Boguś, wiesz, co masz robić...

Boguś zdecydowanym krokiem prowadzi mnie do wyjścia. Otwiera bramę i mówi: – Będę się za pana modlić!

Patrzę szybko w górę. Na bramie widnieje napis: „Któż jak Bóg?”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz oraz tłumacz z języka niemieckiego i angielskiego. Absolwent Filologii Germańskiej na UAM w Poznaniu. Studiował również dziennikarstwo na UJ. Z Tygodnikiem Powszechnym związany od 2007 roku. Swoje teksty publikował ponadto w "Newsweeku" oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2012