Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
PATRYCJA BUKALSKA: Zajmujecie się prawami człowieka i społecznym wykluczeniem, pracujecie z uchodźcami. W Polsce, Czechach i na Węgrzech widać wzrost niechęci i strachu przed nimi. Dlaczego, mimo braku osobistych kontaktów, postrzega się tu uchodźców jako zagrożenie?
ZUZANA SCHREIBEROVÁ: Korzeni szukałabym w etnicznie monogamicznym czeskim społeczeństwie. Po Holokauście czeskich Żydów i wypędzeniu Niemców po II wojnie światowej poza Romami nie było w Czechach żadnej wyraźniejszej mniejszości etnicznej. Zamknięcie w czasach komunizmu jedynie to wzmocniło. Paradoksem jest, że w latach 90. XX w. Czesi przyjęli bez najmniejszych problemów przynajmniej 3500 uchodźców z byłej Jugosławii i ponad tysiąc muzułmanów z Kosowa.
Wtedy poglądy Czechów były inne?
ZS: Retoryka władz była wtedy zupełnie inna. Václav Havel, który był wówczas prezydentem, apelował do społeczeństwa o zrozumienie dla uchodźców. Przeciwnie czyni obecny prezydent Zeman: on dał uchodźcom do zrozumienia, że nikt ich tu nie zapraszał, że są zorganizowaną inwazją, a granic powinno strzec wojsko. Temat uchodźców podjęła też grupa politycznych oportunistów, z przedsiębiorcą japońsko-czeskiego pochodzenia Tomio Okamurą na czele. Uznali, że to sposób, by tanio zyskać głosy wyborców.
Ale negatywne stanowisko zajęła też większość partii politycznego mainstreamu?
ZS: Tak i paradoksalnie stracili przez to głosy, np. socjaldemokracja w wyborach miała bardzo słaby wynik. Za to populistyczna SPD Okamury zyskała. Trzeba też wspomnieć o roli mediów: w związku z tematem migracji doszło do boomu dezinformujących stron internetowych, które często mają związki z Rosją. Ale niechętna uchodźcom narracja została przyjęta też przez główne media. Np. redaktorzy popularnej prywatnej stacji TV Prima na początku kryzysu uchodźczego otrzymali instrukcję, że mają ich przedstawiać głównie w negatywnym świetle.
W latach 90. w Czechach i na Słowacji też nie brakowało populistycznej retoryki, tyle że była skierowana przeciw Romom. Teraz tematem są muzułmanie, ale mechanizm jest chyba podobny?
JAN DÍTKO: Zasadnicza różnica jest taka, że w przeciwieństwie do muzułmanów, Romowie w Czechach istnieją, istnieją też prawdziwe problemy. Musimy cofnąć się do czasów wypędzenia Niemców sudeckich i zasiedlenia terenów przygranicznych m.in. Romami ze Słowacji: niewykwalifikowanymi, czasem analfabetami. Pracowali w tamtejszym przemyśle ciężkim na najniższych stanowiskach. Po restrukturyzacji przemysłu na początku lat 90. Romowie jako pierwsi stracili pracę, a nowej już w tamtych regionach nie znaleźli. W Czechach są problematyczne obszary, tzw. romskie getta czy miejsca zamieszkane przez społecznie wykluczonych. Ich korzenie sięgają jednak segregacyjnej polityki z czasów socjalizmu. Takie podejście odpowiada gminom: „problem” jest skoncentrowany w jednym miejscu, na które jest skierowana restrykcyjna polityka, przez większość społeczeństwa postrzegana pozytywnie.
A zatem przypadki romski i islamski są różne?
JD: Muzułmanów i Romów łączy to, że stosunek do nich służy budowie negatywnej tożsamości Czechów: to ci, którzy są „innymi”, którzy „nie pasują do nas”, na podstawie uprzedzeń uosabiają wszystko, czym my nie jesteśmy. Obie grupy, Romowie i muzułmanie, są wykorzystywane przez polityków jako mgła, która skrywa przed nami problemy, za które ci politycy ponoszą odpowiedzialność. W przypadku Romów chodzi o strukturalne społeczne pokrzywdzenie regionu, natomiast strach przed muzułmanami jest odbiciem obaw ludzi ubogich: długów, egzekucji komorniczych, utraty pracy. Dlatego postrzegają uchodźców, którzy mieliby otrzymywać zasiłki czy „zająć miejsca pracy”, jako zagrożenie dla własnej niepewnej pozycji.
W ramach projektu „Przerażeni obywatele” pomagaliście nauczycielom radzić sobie z uprzedzeniami, jakie uczniowie mogli żywić wobec uchodźców i imigrantów. Skąd ten pomysł?
ZS: Chodziło o niewielki projekt, który jednak miał, jak sądzę, znaczny społeczny oddźwięk. Dostaliśmy mały grant od Czesko-Niemieckiego Funduszu Przyszłości, w ramach którego m.in. organizowaliśmy debaty z udziałem wolontariuszy, którzy pomagali uchodźcom. Ale naszą główną aktywnością były spacery, z wiodącym tematem uchodźców w czasach nazizmu. Udało nam się trafić w zainteresowanie szkół, zwłaszcza tych spoza Pragi. One często wybierały nasz „spacer” jako alternatywę wobec zwiedzania praskich zabytków.
Jak wyglądał taki spacer?
ZS: Odwiedzaliśmy miejsca związane z uchodźcami w latach 30. XX w. Opowiadaliśmy historie uciekinierów: niemieckich antyfaszystów, czeskich uchodźców z Sudetów, uchodźców żydowskich. W czasie spaceru można było korzystać z tabletów, na których przygotowaliśmy filmy, historyczne dokumenty, komiksy, literaturę piękną. Czytaliśmy wspólnie artykuły z tamtego czasu, np. o „prowokacjach” niemieckich uchodźców. Było to ciekawe, bo było tu widać podobieństwa z obecnym kryzysem. Nie staraliśmy się tych paraleli akcentować, sami spacerowicze je zauważali. Artykuły z ówczesnej prasy skłaniały też do dyskusji o obiektywności mediów i jak zwracać uwagę na manipulacje. Pod koniec uczniowie uświadamiali sobie, że imigracja i kwestia uchodźców nie jest zjawiskiem tylko współczesnym, że doświadczali tego także nasi przodkowie, i że w czasie kryzysu gospodarczego oraz braku stabilizacji zawsze się szuka kozła ofiarnego.
W spacerach wzięło udział 484 uczniów i 52 pedagogów. Przez to, że spacer łączył się czasem ze szkolną wycieczką, udało nam się dotrzeć do wielu różnych szkół.
Dlaczego to dla Was ważne?
ZS: We wszystkich dokumentach ministerstwa edukacji wspomina się o tym, jak ważne są programy wspierające tolerancję w społeczeństwie. Ale wielu nauczycieli nie wie, jak podjąć ten temat. Często po prostu brakuje im czasu. Takie organizacje jak nasza pomagają nauczycielom. Problem w tym, że podobnymi programami interesują się gimnazja, ale nie trafiają one do szkół zawodowych. Tymczasem partie populistyczne tam mają wielkie poparcie.
Ale część poglądów uczniowie wynoszą chyba z domu?
ZS: W obecnej atmosferze wielu rodziców sprzeciwia się udziałowi ich dzieci w programach o uchodźcach czy imigrantach. My jednak nie przychodzimy z ideologią. Wspieramy tylko krytyczne myślenie i uczciwą dyskusję oraz uczymy, jak pracować z informacjami. ©℗
CZYTAJ TAKŻE:
- Marcin Żyła: Oto mechanizm, którego ofiarami stało się kilka milionów Polaków. Znany od dawna, przećwiczony na nowo, znów udowodnił politykom swoją użyteczność.
- MIKOŁAJ WINIEWSKI, psycholog społeczny: Zarządzanie strachem to psucie społeczeństwa. Jest nieodpowiedzialne. Złe emocje dużo prościej wywołać, niż okiełznać.
- Ks. Adam Boniecki: Nie podoba nam się manipulacja strachem. Metodę: zasiać strach i jako „jedyny obrońca” zgarnąć władzę, uznajemy za niegodziwą.