Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tego nie kwestionuje nikt – Kaczyński kocha zwierzęta. To przejawia się nie tylko w słabości do kotów. Już w połowie lat 90. miał jasne zdanie o łowiectwie: „Nienawidzę polowań i kompletnie nie jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy znajdują przyjemność w zabijaniu zwierząt i przypatrywaniu się, jak one zdychają”. Deklarował także: „Moja bratanica regularnie uczestniczy we wszelkich manifestacjach antyfutrzarskich”.
W 2017 r. wystąpił w filmie nagranym przez Fundację Viva!, która walczyła o wprowadzenie zakazu hodowli zwierząt na futra. „Zakaz hodowli zwierząt futerkowych w Polsce to kwestia stosunku do zwierząt, serca dla zwierząt, litości dla zwierząt, które każdy porządny człowiek powinien w sobie mieć” – mówił.
Kiedy w minionym tygodniu rozeszła się wieść, że Kaczyński zgłosi radykalną ustawę, która ma ograniczyć pastwienie się nad zwierzętami, pojawiły się z miejsca wątpliwości. Czy prezes doprowadzi ten projekt do końca, skoro już raz przegrał rozgrywkę o zwierzęta z ojcem Rydzykiem?
Pół dekalogu dla zwierząt
Kaczyński doznał wzmożenia humanitarnego po tym, gdy Onet wyemitował reportaż Janusza Schwertnera „Krwawy biznes futerkowców”, przygotowany we współpracy z organizacją Otwarte Klatki. Wprowadziła ona swego współpracownika, Ukraińca Żenię, do farmy norek Wojciecha Wójcika, brata lidera branży Szczepana Wójcika. Nagrania są wstrząsające. Norki stłoczone i przetrzymywane w potwornych warunkach. Zagryzane przez psy i zjadające się nawzajem.
To było widowiskowe zaprzeczenie wszelkich tez, że ten biznes dba o dobrostan zwierząt. Wcześniej Szczepan Wójcik zasłynął stwierdzeniem, że jego norki mają lepsze warunki niż ludzie.
W odpowiedzi Kaczyński zwołał ekspresową konferencję prasową. Nie wspominając ani słowem o norkach i Żeni zapowiedział – oczywiście w numerycznym stylu PiS – „piątkę dla zwierząt”. Chodzi o wprowadzenie zakazu hodowli zwierząt na futra, z wyjątkiem królika, zakaz wykorzystywania zwierząt w celach rozrywkowych (w tym w działalności cyrków), ograniczenie uboju rytualnego, zakaz trzymania zwierząt na uwięzi w sposób stały, a także wzmocnienie roli państwa i organizacji społecznych w nadzorze nad traktowaniem zwierząt, w tym zmiany w przepisach o schroniskach.
Osobista klęska prezesa PiS
Nie przypadkiem ogłaszając swą prozwierzęcą krucjatę, nie wspomniał o reportażu poświęconym Wójcikom i ich norkom. Tak się składa, że Szczepan Wójcik to jeden z faworytów o. Tadeusza Rydzyka. Publiczne nawiązanie przez prezesa do patologii na rodzinnej farmie Wójcików byłoby zatem otwartym uderzeniem w sojusz PiS z redemptorystą. Ale nie tylko. Ponad wszystko byłoby to przyznaniem się przez Kaczyńskiego do osobistej klęski. Bo już w poprzedniej kadencji zapowiadał zaostrzenie przepisów o ochronie zwierząt – dlatego wystąpił wówczas w spocie Vivy!.
Projekt PiS z 2017 r. był rewolucyjny – zakazywał m.in. trzymania psów na uwięzi, hodowli zwierząt futerkowych oraz uboju rytualnego. Zaostrzone miały być kary za znęcanie się nad zwierzętami. Obrońcy zwierząt byli przeszczęśliwi – w końcu poparł ich sam prezes PiS, który w tym czasie kiwnięciem palca przejmował instytucje i uchwalał ustawy w jeden dzień.
Tyle że Kaczyński przegrał z Rydzykiem. Ojciec dyrektor bardzo mocno wsparł Wójcików i lobbując wśród posłów i ministrów PiS, po cichu zablokował zaostrzenie przepisów.
Okazało się, że prawa zwierząt to jeden z niewielu obszarów, w których prezes nie panuje nad własną partią – bo panuje nad nią ojciec dyrektor. Jesienią 2018 r. PiS wycofał się z wprowadzenia tych przepisów. – Utrzymujemy w Polsce hodowlę zwierząt futerkowych – oznajmił ówczesny i obecny minister rolnictwa Krzysztof Ardanowski, bliski o. Rydzykowi i życzliwy hodowcom. – Prezes upomniał mnie bardzo mocno, ale mam inne zdanie. Człowiek ma prawo hodować i wykorzystywać zwierzęta. Co za różnica, czy to zabijanie norek, świni czy krowy?
Ardanowski wrzucił też parę obietnic, by Kaczyński wyszedł z twarzą z tej porażki. – Bardzo zaostrzę kryteria kontroli ferm. Łajdak, lump, który źle traktuje zwierzęta, nie będzie mógł ich dalej hodować.
Polowanie na Czabańskiego
W tamtym czasie Kaczyński nie mógł sobie pozwolić na wojnę z Rydzykiem i hodowcami. Miał wiele otwartych frontów z opozycją i rozmaitymi środowiskami społecznymi i zawodowymi. Poza tym jesienią 2018 r. ruszał dwuletni serial poczwórnych wyborów i liczyły się w nich głosy, których dysponentem jest ojciec Rydzyk.
Ta sytuacja pokazuje, że prezes potrafi się wyzbyć najgłębiej w nim tkwiących przekonań, jeśli tego wymaga sytuacja polityczna. Tolerował wszak w PiS potężne lobby myśliwskie, na czele z ministrem środowiska Janem Szyszką. Blokował jedynie co bardziej brawurowe pomysły Szyszki – zatrzymał odstrzał łosi, zakazał udziału dzieci w łowach i szkolenia psów na żywej zwierzynie.
Urszula Zajączkowska, Adam Robiński i Łukasz Lamża - poetka i botaniczka, dziennikarz i krajoznawca oraz naukowiec i filozof rozmawiają w Podkaście Powszechnym o tym, kim są dla nas zwierzęta, współmieszkańcy naszej planety.
Teraz jest inaczej. Serial wyborczy się skończył, więc Kaczyński może sobie pozwolić na starcie z toruńską rozgłośnią. Ale w partii brak entuzjazmu. Na konferencji u boku Kaczyńskiego stanął tylko szef młodzieżówki PiS Michał Moskal. A po konferencji schowali się Ardanowski, wiceminister rolnictwa i poseł PiS Szymon Giżyński oraz szef resortu środowiska Michał Woś. Delikatnie wsparł Kaczyńskiego tylko premier Mateusz Morawiecki.
To nie przypadek. Każdy w PiS ma w głowie historię Krzysztofa Czabańskiego, sprawdzonego druha Kaczyńskiego jeszcze z czasów Porozumienia Centrum. W poprzedniej kadencji Sejmu stał się on twarzą wspomnianego projektu zaostrzenia przepisów. Walczył o niego coraz bardziej osamotniony i osaczony przez o. Rydzyka oraz ludzi związanych z branżą futrzarską.
– W pewnym momencie zrobili ze mnie potwora. Nie tylko potwora dla polskiej wsi, ale potwora w ogóle – wspominał Czabański w filmie Onetu. – Nie robiło to na mnie specjalnego wrażenia, bo jak się działa publicznie, to trzeba mieć twardą skórę. Wrażenie robiło jednak to, że – jak donosiły media – posługiwano się firmami od czarnego PR-u.
Zapłacił za to wysoką cenę – w 2019 r. nie dostał się do Sejmu. Kandydował z Torunia, Rydzykowej stolicy.
Sojusz cementowany milionami
Kaczyński może sobie pozwolić na krucjatę, bo akurat jemu o. Rydzyk realnie nie zagrozi. Ich relacje są burzliwe i mocno pragmatyczne. Wszak w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” 29 kwietnia 1998 r. Kaczyński tak mówił o Radiu Maryja: „Nie mam wątpliwości co do tego, że po naszej stronie działają aktywnie rosyjskie służby specjalne. Radio Maryja jest dziś głęboko antyzachodnie, niechętnie nastawione do hierarchii kościelnej, prorosyjskie, wcale nie nieżyczliwe PRL”.
To nie był jednorazowy eksces. Kaczyński uważał o. Rydzyka za postać co najmniej szemraną, o wyraźnych prorosyjskich afiliacjach. Ich trwający od półtorej dekady sojusz jest czysto pragmatyczny, w tej chwili cementowany milionami, które płyną z rządowych instytucji do dzieł ojca dyrektora. Kaczyński może w takiej sytuacji i w tym momencie pozwolić sobie na zwarcie.
Ale tylko on. Nikt w PiS nie chce podzielić losu Czabańskiego. Co więcej, od lat wielu polityków zabiega o względy ojca dyrektora i nie zamierza dziś zwracać się przeciw niemu. Chodzi zwłaszcza o Zbigniewa Ziobrę i jego ludzi, którzy od dekady współzawodniczą z PiS w pielgrzymkach do Torunia. Nie jest zatem pewne, że Kaczyński zdoła przekonać własny klub do zaostrzenia przepisów. Oczywiście zwiększenie ochrony zwierząt poprze spora część opozycji. Ale Kaczyński nie może dać gwarancji, że ustawa wejdzie w życie.
Hodowcy gotowi na wojnę
Chodzi nie tylko o to, że za futrzarzami stoi o. Rydzyk, który jest w stanie zakończyć niemal każdą prawicową karierę w Polsce. Chodzi też o to, że hodowcy to ludzie bardzo majętni, którzy wiedzą, jak zarządzać groszem, by bronić swych interesów przed porywem serca Kaczyńskiego.
Szczepan Wójcik – z zachowaniem wszelkich proporcji – działa na takiej samej zasadzie, jak wszyscy główni rozgrywający na prawicy: tworzy własne media, wierząc, że potrzebuje własnej tuby propagandowej. Tak kiedyś robił Kaczyński, zanim spacyfikował i podporządkował sobie TVP i Polskie Radio. Oczywiście własne media są istotą działalności o. Ryzyka. W media sporo milionów wlał też założyciel SKOK-ów Grzegorz Bierecki.
Tomasz Targański: Kolejne etapy kulturowej ewolucji człowieka wiązały się ze zmianą naszego stosunku do zwierząt.
Wójcik kontroluje wpływowy prawicowy portal wSensie.pl, a także serwis swiatrolnika.info, który wbrew pozorom wcale nie opowiada wyłącznie o orce, sianiu i gazowaniu norek. To internetowe media, dzięki którym Wójcik i związani z nim hodowcy mogą wpływać na część konserwatywnej i wiejskiej opinii publicznej – i na polityków.
Z mediami Wójcika współpracują zresztą wzięci konserwatywni publicyści, którzy podzielają jego poglądy. Teraz, gdy Kaczyński pokazał „piątkę”, z miejsca przystąpili do ataku, zarzucając prezesowi odchylenie lewicowo-liberalne. Na wSensie.pl i swiecierolnika.info bryluje teraz Konfederacja, która broni futrzarzy, wietrząc w tym polityczną szansę. Pojawiły się także teksty o nepotyzmie w PiS. A Wójcik grzmi: „PiS wbił nóż w plecy polskiemu rolnictwu”.
Wyćwiczeni podczas starcia w 2017-18 hodowcy są dobrze przygotowani na kolejną wojnę.
Autor jest dziennikarzem Onet.pl, stale współpracuje z „TP”.