Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W maju 2018 r. Elon Musk był zły na media. Nie podobało mu się, że krytycznie piszą o nim i jego biznesach. Zapowiedział wtedy stworzenie platformy, na której ludzie sami ocenią wiarygodność informacji. Minęło kilka lat i Muskowi udało się rozpocząć realizację planu: 26 kwietnia ogłoszono, że za ponad 46 mld dolarów przejmie Twittera.
Z jednej strony Twitter ma ogromny wpływ na dyskurs publiczny, nieustannie spierają się tam rozgorączkowani liderzy opinii. Z drugiej – z powodu trudności ze znalezieniem odpowiedniego modelu biznesowego, platforma była stosunkowo tania: 46 miliardów może wydawać się dużą kwotą, ale jest niczym w porównaniu z wartością Facebooka czy Google'a.
O czym ćwierka Trump
O sile Twittera przekonał się na własnej skórze były prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump, dla którego to medium było głównym kanałem komunikacji z wyborcami. Kiedy po ataku na Kapitol zablokowano mu dostęp do konta z powodu powielania kłamstw wyborczych, zainteresowanie politykiem znacząco spadło. Trump postanowił wtedy zbudować własną aplikację. Co ciekawe, po ogłoszeniu kupna Twittera przez Muska, wartość aplikacji Trumpa spadła o kilkanaście procent. Dlaczego?
Musk od dłuższego czasu narzekał na „cenzurę na Twitterze”. Nie podobało mu się, że niektóre tweety są blokowane lub mają mniejsze zasięgi (tak było np. w przypadku tych zawierających kłamstwa o szczepionkach). Już w 2018 r. obiecywał, że to użytkownicy będą oceniali wiarygodność informacji, nie chcąc przy tym dostrzec, że jeśli nie są do tego przygotowani i nie potrafią odróżnić prawdy od fake newsów, może się to skończyć fatalnie (linczami w Indiach, ludobójstwem w Birmie, manipulacjami wyborczymi w Stanach Zjednoczonych, niewyszczepieniem całej populacji w Polsce itd.).
Wielu podejrzewa, że Musk zlikwiduje budowane mozolnie mechanizmy mające wspierać odbiorców w dotarciu do wiarygodnych informacji. I że Trump ze swoimi kłamstwami wróci na Twittera. Jeśli tak się stanie, jego osobiste „medium twitteropodobne” przestanie być potrzebne – stąd wyprzedaż akcji firmy mającej je stworzyć.
Kaprysy multimiliarderów
Muska i Trumpa poza zamiłowaniem do Twittera łączy coś jeszcze: Peter Thiel. To z nim Musk zarobił pierwsze duże pieniądze (połączyli swoje firmy tworząc PayPal, usługę płatności internetowych). Dzisiaj Thiel, miliarder z Doliny Krzemowej (był też wczesnym inwestorem w Facebooku), jest wspierającym Partię Republikańską libertarianinem, zamieszanym m.in. w aferę Cambridge Analytica, w której użytkownicy Facebooka byli bombardowani materiałami wyborczymi Trumpa.
W 2016 r. Thiel ogłosił swoje poparcie dla Trumpa w wyścigu prezydenckim, przeznaczył też 1,25 mln dolarów na jego kampanię. W lutym br. zrezygnował z funkcji członka zarządu Meta (właścicielki Facebooka), by móc swobodnie angażować się w pomoc popieranym przez Trumpa kandydatom przed mającymi się odbyć w listopadzie wyborami parlamentarnymi w Stanach Zjednoczonych.
Kupno Twittera przez Elona Muska może być więc czymś znacznie więcej niż zachcianką kontrowersyjnego bogacza. Multimiliardera, który udowodnił, że potrafi kompletnie przebudować branże, zdawałoby się, zabetonowane: finansową (dzięki PayPalowi, który pozwolił kompletnie pominąć banki), motoryzacyjną (Tesla jest dziś warta więcej od istniejących od dziesiątek lat koncernów takich jak Volkswagen czy Toyota) czy nawet kosmiczną (NASA używa rakiet Muska).
Czy najbogatszy człowiek (według najnowszych danych "Fobesa", posiadający 282 mld dolarów Musk zostawił daleko w tyle właściciela Amazona, Jeffa Bezosa, którego majątek warty jest „zaledwie” 184 mld) przebuduje teraz całkowicie krajobraz medialny świata? Zobaczymy.
Czytasz w sieci, że „uchodźcy z Ukrainy prześladują Polaków”, że „zbyt obciążą nasze państwo”, a przecież „Rosja nie atakowała cywilów”? Oto mechanizm dezinformacji w mediach społecznościowych.