Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ubiegły tydzień zaczął się od spektakularnej konferencji prasowej w białoruskim Mińsku sędziego Tomasza Szmydta. Informacje, jakie zaczęły się pojawiać w kolejnych dniach, pozwoliły postawić tezę, że sędzia był przez dłuższy czas białoruskim (a może też rosyjskim) szpiegiem i w ostatniej chwili umknął z Polski przed zdemaskowaniem. Zapewne już nie dowiemy się, jakie tajemnice zdradził swoim mocodawcom pracując najpierw w Ministerstwie Sprawiedliwości, dowodzonym przez Zbigniewa Ziobrę, a potem jako dyrektor Wydziału Prawnego w Krajowej Radzie Sądownictwa.
PROTEST ROLNIKÓW, który zaczął się w czwartek od okupacji gmachu Sejmu przez działaczy niemal nieznanego w kraju związku Orka, a którego apogeum był piątkowy marsz protestacyjny przeciw unijnemu Zielonemu Ładowi, okazał się z kolei polityczną manifestacją środowisk związanych z PiS. A także samych polityków tej partii, szukających okazji do darmowej promocji w ramach kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Nikomu z protestujących związkowców najwyraźniej nie przeszkadzało, że tak gardłujący przeciwko Zielonemu Ładowi pisowcy jeszcze niedawno przedstawiali go niemal jako element programu swej partii. Wiele to mówi o naturze współczesnej polityki, nie tylko zresztą polskiej, w której „naszych” przeciwko „tamtym” popiera się bezwarunkowo, choćby nam w twarz kłamali.
Nie ma klimatu dla zmian. Kto wygra na protestach rolników?
Zarówno występ sędziego Szmydta, jak też antyunijny i antyukraiński protest rolników był ewidentnie na rękę Rosji, która właśnie rozpoczęła ofensywę na Charków.
REKONSTRUKCJA RZĄDU Donalda Tuska, o której premier poinformował w piątek, też ma z tymi wydarzeniami pewien związek. Nie tylko dlatego, że dotychczasowy koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak, którego podwładni nie złapali na czas sędziego Szmydta (podobnie jak wcześniej służby w rządzie PiS), został dodatkowo szefem MSWiA. Siemoniak skupił tym samym w swoich rękach ogromną władzę w zakresie bezpieczeństwa wewnętrznego państwa. Miejmy nadzieję, że stabilny charakter nowego ministra uchroni go przed nadużywaniem tej władzy, choć w takich sprawach nigdy nie można mieć stuprocentowej pewności.
Rekonstrukcja rządu Tuska: słuszna merytorycznie, wątpliwa politycznie
Jeśli chodzi o pozostałe zmiany w rządzie, premier Tusk swoimi wyborami personalnymi zdjął nieco z siebie odium kompromitacji, wywołanej odejściem do PE (już po pięciu miesiącach) kluczowych ministrów – nie tylko Borysa Budki, Marcina Kierwińskiego czy Bartłomieja Sienkiewicza, ale i Krzysztofa Hetmana z PSL, który przecież był europosłem do jesieni.
Quo vadis, ministrze Sienkiewicz? Historia politycznego wypalenia
W RESORTACH kultury i aktywów państwowych Tusk zdecydował się postawić na ludzi spoza polityki. Ma to zdecydowanie więcej zalet niż wad. Na pewno Hanna Wróblewska na czele Ministerstwa Kultury jest zaprzeczeniem Bartłomieja Sienkiewicza, delegowanego do tego resortu głównie po to, by zrobić czystki po czasach PiS, zwłaszcza w mediach publicznych i kilku instytucjach kultury. Wróblewska ma świetne stosunki w całym środowisku artystycznym i na pewno lepiej nadaje się do kierowania tak delikatną dziedziną niż Sienkiewicz, który trzymał się z dala od środowisk twórczych. W dodatku nowa minister jest osobą nieco ponad podziałami, bo kierowała takimi instytucjami jak Zachęta czy Muzeum Getta Warszawskiego – zarówno w czasach PO, jak i PiS.
Z kolei nowy minister aktywów Jakub Jaworowski przeszedł do rządu z prywatnej korporacji, jednak piastował stanowisko ministerialne w KPRM jeszcze w czasach poprzednich rządów PO, a przede wszystkim był sekretarzem Rady Gospodarczej przy premierze. Szef tej rady Jan Krzysztof Bielecki miał wtedy, w ostateczności niezrealizowany, projekt niepolitycznego mechanizmu obsadzania władz spółek Skarbu Państwa. Nominacja dla Jaworowskiego jest być może nawiązaniem do tej idei, jak też zapowiedzią, że spółki nie staną się łupem polityków.
WYBORY TUSKA mają też wady. Pokazują, że w takich sferach jak kultura czy zarządzanie spółkami obecny rząd nie ma żadnej agendy programowej, która byłaby realizowana przez przygotowanych do tego nominatów. Premier decyduje się więc puścić sprawę trochę „na żywioł”. Przypomina to sposób funkcjonowania dawnego rządu Tuska, działającego w wielu obszarach według zasady: „jak masz wizję, to idź do lekarza”. Sam premier miał zresztą zapewne świadomość lekkiej groteskowości zaordynowanych zmian, bo skomentował je trawestacją słów ks. Jana Twardowskiego: „śpieszmy się kochać ministrów, tak szybko odchodzą”.
Spór o CPK pokazuje nasze ambicje. Czy możemy mieć ładne rzeczy?
Polityczny wymiar ma inna nominacja, w resorcie rozwoju i technologii, który przypadł w ramach ustaleń koalicyjnych PSL-owi, i w którym Krzysztofa Hetmana zastąpił dotychczasowy szef klubu ludowców Krzysztof Paszyk.
NAD CAŁOŚCIĄ ZMIAN unosi się jedno ważne pytanie, które wiąże rekonstrukcję z kwestiami, o których była mowa na wstępie. Gdy pojawiły się zarzuty, że służby rządu PiS nie dopilnowały działalności szpiegowskiej sędziego Szmydta, spokojnie awansującego w strukturach wymiaru sprawiedliwości, były koordynator ds. służb specjalnych Mariusz Kamiński odwinął się tajemniczym stwierdzeniem, że w rządzie Tuska jest polityk, który miał intensywne kontakty z Rosjanami. Ciekawe, ile w tym prawdy, i czy obecny rząd poważnie przyjrzy się najważniejszym kadrom w państwie pod kątem ich możliwej wieloletniej penetracji i przyszłych zagrożeń z tym związanych.