Najdroższe leki świata. Czy Polacy mają dostęp do najnowocześniejszej medycyny?

Do Czech nam wciąż daleko – ale w ostatnich latach sytuacja polskich pacjentów znacznie się polepszyła.

16.05.2024

Czyta się kilka minut

Otwarcie nowego oddzialu kardiologii i chorób wewnętrznych w szpitalu im. Ludwika Rydygiera. Kraków, 28 marca 2024 r. // Fot. Marek Lasyk / Reporter
Otwarcie nowego oddzialu kardiologii i chorób wewnętrznych w szpitalu im. Ludwika Rydygiera. Kraków, 28 marca 2024 r. // Fot. Marek Lasyk / Reporter

Innowacyjne firmy farmaceutyczne po raz trzeci zaprezentowały raport „Access GAP”, analizujący poziom dostępności do nowoczesnych terapii w krajach Grupy Wyszehradzkiej. Gdy w 2022 roku pokazano go po raz pierwszy, pomysłodawcy podkreślali, że oprócz raportów dla całej Unii, zestawiających obok siebie kraje o bardzo wyraźnym poziomie zamożności i zupełnie różnych systemach ochrony zdrowia, warto mieć narzędzie do obserwacji krajów regionu, które łączy podobny poziom PKB, a więc i nakładów na zdrowie, ale też podobny, bo wynikający po prostu z historii, etap rozwoju społecznego, politycznego i kulturowego.

Najdroższe terapie świata

Leki innowacyjne, nowoczesne terapie – to trzeba podkreślić na wstępie – są bardzo drogie. Koszt najdroższych leków świata (terapii genowych przede wszystkim) szokuje, bo ceny zaczynają się od ponad miliona dolarów, a sky is the limit: terapia genowa w dystrofii mięśniowej (choroba Duchenne’a) kosztuje blisko 4 miliony dolarów. Nie wszystkie leki, oczywiście, kosztują miliony (terapie genowe są specyficzne, bo podaje się je tylko raz, stąd też tak spektakularna cena), ale wysoki koszt to ich bez wątpienia wspólny mianownik.

Kora zbiera na lek

Polska miała przez wiele lat problem z finansowaniem innowacyjnych terapii, zwłaszcza w chorobach rzadkich i onkologicznych. W jednych i drugich lekarze rozkładali bezradnie ręce, mówiąc pacjentom, że co prawda na świecie i w Europie stosuje się skuteczne terapie, ale leki są bardzo drogie, a państwo ich nie finansuje. Gdy dekadę temu na raka jajnika zachorowała uwielbiana przez fanów piosenkarka, nierefundowany lek otrzymywała m.in. dzięki środkom zebranym w drodze zbiórki publicznej. „Ludzie mówią: »Kory nie stać na taki lek?«. Ja wtedy odpowiadam: Owszem, stać mnie na taki lek, ale teoretycznie mogłabym go brać do końca życia, więc absolutnie nie mam takich pieniędzy. Starczyłoby mi, żeby stosować go kilka miesięcy i musiałabym sprzedać to, to i to. (...) To jest sytuacja patowa. Od trzech miesięcy powinnam brać lek, którego nie biorę” – mówiła Kora w jednym z wywiadów.

Dawka leku, o którym mowa, kosztowała wówczas ok. 24 tysięcy złotych, a artystka sfinansowała go częściowo ze środków własnych, częściowo ze zbiórki. I ta historia okazała się przełomem dla pacjentek z konkretnym nowotworem, a raczej jego mutacją – w 2016 roku Ministerstwo Zdrowia podjęło decyzję o refundacji. Kora zmarła dwa lata później. Jej dziedzictwem są nie tylko żyjące wciąż utwory Maanamu, ale również zwrócenie uwagi na problem refundacji nowoczesnych terapii onkologicznych.

Pogoń za Czechami

Na owoce trzeba było jednak czekać, choć sprawy wyraźnie przyspieszały. Pod koniec 2018 roku podjęto ważną, historyczną, decyzję o refundacji pierwszego leku w SMA  (genetyczna choroba, której najcięższa postać prowadziła często do śmierci pacjenta nawet przed ukończeniem dwóch lat). Wkrótce potem za politykę lekową zaczął odpowiadać Maciej Miłkowski i – jak twierdzą teraz eksperci – można już mówić o „erze przed Miłkowskim” i „erze Miłkowskiego”.

Gdy w 2022 roku Związek Innowacyjnych Firm Farmaceutycznych INFARMA przedstawił po raz pierwszy swój „Access GAP”, Polska plasowała się na czwartym, ostatnim, miejscu z wynikiem 42 punktów na 100 (kraje są oceniane według jednakowych wskaźników, a w raporcie uwzględniana jest zarówno liczba cząsteczek, czyli leków, jakie są finansowane ze środków publicznych, jak i czas oczekiwania na refundację od momentu rejestracji leku, czas, jaki upływa między decyzją refundacyjną a faktyczną dostępnością dla pacjentów oraz dla jakiej części populacji chorych jest on dostępny). Na przeciwległym biegunie znajdowały się Czechy – i tu trudno mówić o niespodziance, bo ten kraj jest wyraźnym liderem w bloku dawnych państw komunistycznych, jeśli chodzi o ochronę zdrowia, i wyraźnie skraca dystans dzielący go od krajów „starej” UE.

Rok później mogliśmy już mówić o sukcesie, do czego walnie przyczyniły się decyzje o objęciu finansowaniem wszystkich leków stosowanych w SMA (również terapii genowej), co sprawiło, że nasz program leczenia tej genetycznej choroby stał się wręcz modelowy nie tylko w skali Europy, ale też świata. Polska z wynikiem 53 punków wyraźnie wyprzedziła Węgry, ale na Słowację, nie mówiąc o Czechach, to ciągle było za mało. Dlatego też trzecim miejscem musimy się zadowolić i w tym roku – dodatkowe 5 punktów nie przyniosło zmiany pozycji, choć Słowacja ma już „tylko” 3 punkty więcej. Musimy się też oglądać za siebie – Węgry zanotowały odbicie aż o 12 punktów i tracą do Polski zaledwie dwa. Niczego, przynajmniej na razie, nie muszą obawiać się Czechy, które z dorobkiem 69 punktów uciekły wyszehradzkiemu peletonowi i mogą się zastanawiać, jak wysoko uplasują się w najnowszej edycji ogólnoeuropejskego raportu, który zostanie przedstawiony za kilka tygodni.

Luka w finansowaniu

Choć w ochronie zdrowia ważne są nie tylko pieniądze, to nie ma żadnej wątpliwości, że sukces Czech nie jest żadnym przypadkiem. Nasz południowy sąsiad wydaje na ochronę zdrowia ze środków publicznych już niemal 8 proc. PKB, a łącznie – 9,1 proc., co plasuje ten kraj niemal na równi z krajami OECD pod względem wydatków łącznych (9,2 proc.) i powyżej tej średniej, oscylującej wokół 7,5 proc., jeśli chodzi o wydatki publiczne. Dane dla Polski z tego samego raportu OECD z 2023 roku – 6,7 proc. wydatków łącznych i niespełna 5 proc. wydatków publicznych. I jeśli gdzieś mamy szukać źródeł tej luki – to ta różnica jest niewątpliwie właściwym tropem.

Maciej Miłkowski, jedyny wiceminister z rządów PiS, który przetrwał w rządzie Donalda Tuska, najprawdopodobniej pod koniec maja zakończy swoją misję w resorcie zdrowia. Ktokolwiek zostanie jego następcą, będzie mieć bardzo twardy orzech do zgryzienia – bo pieniędzy w systemie wcale nie przybywa, a wiele wskazuje, że obecna ekipa w zdrowiu będzie stawiać przede wszystkim na zmiany organizacyjne w obszarze świadczeń zdrowotnych (szpitale, opieka ambulatoryjna). To może się przełożyć na brak takiego wzrostu nakładów na leki, który umożliwiałby podejmowanie kolejnych przełomowych decyzji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce medycznej. Studiowała nauki polityczne i socjologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1997 roku rozpoczęła przygodę z dziennikarstwem, która trwa do dziś. Pracowała m.in. w „Życiu”, Polskiej Agencji Prasowej i… więcej