Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
11 listopada jako ustawowe święto państwowe obchodzony był jednak w II Rzeczypospolitej tylko dwa razy, w latach 1937 i 1938. Potem była wojna. W Polsce Ludowej ten dzień przestał być świętem narodowym – aż do przywrócenia mu, w 1989 r., tego charakteru. No i od tej pory znów mamy Święto Niepodległości 11 listopada.
Piękne jest to, że u swoich początków Święto nie było zdominowane przez wspomnienie utraty statusu niezależnego państwa i wspomnienie tych, którzy do tego doprowadzili lub wprost się do tego przyczynili. Radość z odzyskania statusu własnej państwowości była stanem dominującym i punktem odniesienia. Myślę, że nad podobnym stanem ducha powinniśmy pracować dzisiaj.
Ale im dalej od jego początków, tym silniej odzywały się straszliwe spory o święto. Odzyskany status niezależnego państwa stawał się źródłem kontrowersji, licytacją realnych zasług – co można ostatecznie zrozumieć i wybaczyć – ale też agresywnej mitomanii, wyniszczającej oraz prowadzącej do wielkich strat energii. Jak to w tępej walce o władzę dla władzy.
MARSZ PRZEZ MANOWCE
TOMASZ P. TERLIKOWSKI: Dla wielu jest on okazją do manifestowania patriotyzmu. Jednak u fundamentów myślenia organizatorów marszu narodowców leżą poglądy nie do pogodzenia z chrześcijaństwem.
Święto narodowe w roku 2022 obchodzimy w cieniu niebywałej inflacji i – co znacznie gorsze – w cieniu wojny toczącej się tuż za naszymi granicami. Nasz wpływ na jedno i drugie zjawisko jest znikomy. Inflacja sprawia, że nasze konsumenckie nawyki, ledwie i bynajmniej nie powszechnie nabyte, będą musiały wyhamować. Takie doświadczenia już mieliśmy. Wychodziliśmy z nich nawet mentalnie zdrowsi i odrobinę mądrzejsi. Tak może być i tym razem. Oczywiście, nie zajmuję się tutaj ekonomicznymi kompetencjami rządzących ani wyobraźnią prezesa NBP.
Co innego wojna. Mnóstwo przewidywań upoważnia do konkluzji, że po prostu nie wiadomo, jaki będzie jej finał. Polskie zaangażowanie w pomoc Ukrainie jest na tyle duże, że nie sposób nie myśleć o konsekwencjach, jakie obmyśla dla nas strona, której nie wspieramy. Żyjemy niby normalnie, ale przecież każdy dzień upływa nam w wielkim cieniu. Jedni modlą się o sprawiedliwy pokój, inni chcą się do niego przyczynić i się angażują, jeszcze inni wreszcie chcą żyć tak, jakby nic się nie działo – ale tak się nie da. Wojna się toczy i prawdę o niej – jak to z wojną bywa – dopiero poznamy. ©℗