Religia samodzielnych

W światopoglądzie religijnym nie chodzi o samodzielność, nie chodzi nawet o własną tożsamość czy przynależność do wspólnoty. Chodzi o Prawdę.

30.09.2019

Czyta się kilka minut

 / GETTY IMAGES
/ GETTY IMAGES

Dariusz Kot proponuje, by ludzi, którzy nie są członkami wspólnot religijnych, nazywać „samodzielnymi światopoglądowo” („Życie bez wiary nie jest życiem w ciemno”, „TP” nr 36 oraz na powszech.net/bezwiary). Jego zdaniem to dobra alternatywa dla określeń negatywnych: „ateiści”, „nie-religijni” czy wręcz „nijacy”, jak organizatorzy XI Polskiego Zjazdu Filozoficznego w Lublinie przetłumaczyli angielskie „nones”. Te przyczyniają się bowiem do utrwalania negatywnych stereotypów (na których nieadekwatność Kot trafnie zwraca uwagę) i nie oddają pozytywnej strony postawy dystansu do wspólnot religijnych.

Owa pozytywna strona jawi się w bardzo pociągający sposób. „Nie przyjmujemy wierzeń w gotowych zestawach, przygotowanych hurtowo dla milionów ludzi przez księży czy ideologów – pisze Kot – nie tylko sami wybieramy, ale także sami decydujemy, na jakich zasadach chcemy wybierać”; „Jako dorośli podejmujemy nową i samodzielną decyzję o wyborze obrazu świata, który nam się wydaje najbardziej wiarygodny”.

Samodzielność i zaangażowanie

Nie zamierzam polemizować z Dariuszem Kotem odnośnie do trafności opisu owego „my”, z którym się utożsamia. Namawiam jednak do uwzględnienia wyników badań psychologicznych, które wskazują, jak często ludziom tylko zdaje się, że samodzielnie tworzą swój światopogląd, podczas gdy w rzeczywistości bezwiednie przejmują poglądy dominujące w ich otoczeniu. Oraz do przemyślenia analiz filozoficznych, sugerujących, że wchodzi tu w grę nie tylko przygodna niedoskonałość pojedynczych podmiotów poznających, lecz istotna cecha ludzkiej aparatury poznawczej, która może funkcjonować tylko wewnątrz określonej międzyosobowej wspólnoty, posiadającej właściwą sobie tradycję poszukiwania i rozpoznawania prawdy (m.in. poprzez tworzenie takich, a nie innych kategorii, a także przyjęte sposoby budowania argumentów i wydawania sądów).


Czytaj także: Dariusz Kot: Życie bez wiary nie jest życiem w ciemno


Nie chcę jednak podważać możliwości samodzielności światopoglądowej. Choć bowiem kartezjański projekt absolutnie autonomicznego zbudowania gmachu wiedzy o świecie okazał się mirażem, istnieją mniej lub bardziej krytyczne – a więc mniej lub bardziej samodzielne i dojrzałe – sposoby poznawczego funkcjonowania. W tym odnoszenia się do wspólnoty i tradycji, w której wyrośliśmy i nauczyliśmy się myśleć.

Tym, co w tekście Dariusza Kota budzi moją niezgodę, jest przeciwstawienie światopoglądowej samodzielności religijnemu zaangażowaniu (ujawniające się w semantycznym postulacie uznania terminów „niereligijny” i „samodzielny światopoglądowo” jeśli nie za synonimiczne, to przynajmniej równozakresowe). W tak skonstruowanej wizji obraz człowieka religijnego jest podobnym, uproszczonym w negatywny sposób stereotypem, co obraz ludzi niereligijnych w poglądach, z którymi Kot polemizuje.

Wierzyć po swojemu

Wiem, że stereotyp ten nie powstał z niczego; że istnieją źródła uzasadniające przedstawienie człowieka religijnego jako kogoś, kto bezrefleksyjnie przejął „przygotowany hurtowo zestaw wierzeń”.

Źródła takie można odnaleźć, po pierwsze, w przestrzeni społecznej. W naszym otoczeniu żyje zapewne wielu ludzi religijnych, którzy wierzą po prostu w to, co zostało im wpojone przez religijne autorytety. Ale warto też uświadomić sobie, że badania socjologiczne pokazują, iż ponad 60 proc. polskich katolików uznaje się za wierzących nie tyle wedle wskazań Kościoła, co na swój ­własny sposób – pomijam tu jakość owego ­sposobu; ale przecież nie jakość światopoglądu jest tu przedmiotem sporu, lecz jego (nie)samodzielne stworzenie.

Dariusz Kot mógłby zapewne odpowiedzieć, że owi „wierzący na swój własny sposób” nie są dobrymi wierzącymi, wszak w Kościele istnieje tzw. Urząd Nauczycielski, który formułuje doktrynę i domaga się, by wierni przyjmowali, co „Kościół do wierzenia podaje”. A zatem, że poza społecznym, istnieje jeszcze teologiczne, a więc religijnie ważniejsze źródło obrazu wierzącego jako osoby światopoglądowo niesamodzielnej.

Z takim zarzutem można się zgodzić tylko częściowo. Na przestrzeni dziejów powstała bowiem forma katolicyzmu, która dobrze wyraża się w powyższych sformułowaniach. Tym niemniej można być człowiekiem religijnym, też chrześcijaninem, na sposób, wobec którego powyższe formuły są nieadekwatne. Co więcej, sama tradycja katolicka posiada formy, których nie da się opisać jako przyjęcie do wierzenia gotowego zestawu doktryn i poglądów, utworzonych przez jakąś zewnętrzną wobec podmiotu instancję.

Świat składany od nowa

Po pierwsze, żyjemy w sytuacji pluralizmu informacyjnego. Tylko niewielu ludzi nie jest dziś świadomych, że światopogląd, w którym zostali wychowani, jest tylko jednym z wielu. Innymi słowy: mało kto nie staje przed koniecznością samodzielnego wyboru wiary (choćby był to wybór trwania przy tym, czego został w dzieciństwie nauczony).

Po drugie, jak pokazują filozofowie hermeneuci, rozumienie formuł językowych jest ich interpretacją i zastosowaniem w konkretnych, osobistych, niepowtarzalnych okolicznościach życiowych. Dlatego nawet wiara religijna mająca postać przyjęcia doktryny, „którą Kościół do wierzenia podaje”, na ile próbuje zrozumieć, co do wierzenia podane zostało, na tyle łączy się z samodzielną interpretacją owej przekazanej treści.

Po trzecie zaś – i to jest najważniejsze – jest sposób zaangażowania religijnego, w którym formuły doktrynalne odgrywają drugorzędną rolę. To, co najważniejsze, rozgrywa się na poziomie najbardziej osobistego doświadczenia podmiotu. Owszem, doświadczenie takie posiada wymiar relacji z innymi ludźmi i uczestnictwa we wspólnocie, a więc także posługiwania się spajającymi tę wspólnotę symbolami i pojęciami. Ale w gruncie rzeczy chodzi o osobistą i możliwą tylko do samodzielnego przejścia drogę życia. Jest to droga odkrywania własnej, najgłębszej i niedostępnej dla nikogo innego tożsamości – jak symbolicznie wyrażone zostało w Apokalipsie, gdzie Bóg mówi: „Zwycięzcy dam manny ukrytej i dam mu biały kamyk, a na kamyku wypisane imię nowe, którego nikt nie zna oprócz tego, kto (je) otrzymuje” (Ap 2, 17).

Tak przeżywane zaangażowanie religijne jest przy tym spotkaniem z Tajemnicą. Doktrynalne formuły są w tym ujęciu tylko nieadekwatnymi drogowskazami, a właściwe postępowanie – drogą. Św. Grzegorz z Nyssy pisze o niej: „nieustanne szukanie czegoś więcej od tego, co się rozumie, i niezatrzymywanie się nigdy”. Na drodze tej zatem nieuchronnie i nie raz czekają momenty „kiedy rozpada się świat i trzeba go poskładać od nowa” (by użyć tu określenia, którym Dariusz Kot opisał ludzi samodzielnych światopoglądowo).

Kto się mieści w „my”

Najpoważniejszą pokusą w zaangażowaniu religijnym, o którym piszę wyżej, jest (ponieważ jest ono najgłębiej osobiste) egocentryzm. Albowiem wędrówka po biały kamyk z wypisanym na nim nowym imieniem jest spotkaniem z Rzeczywistością, która podążającego tą drogą nieskończenie przekracza. Na poziomie światopoglądu objawia się to tym, że nie może tu chodzić o budowanie własnego systemu przekonań, lecz o wysiłek rozpoznawania i artykułowania, jaka jest owa Rzeczywistość (jakkolwiek byśmy ją nazwali; imię „Bóg” to tylko jedna z wielu możliwych, zawsze niedoskonałych etykietek). Innymi słowy: nie chodzi o samodzielność, nie chodzi nawet o osobistą tożsamość (ani o przynależność do wspólnoty) – chodzi o Prawdę.

Istotną cechę tak pojmowanej samodzielności światopoglądowej dobrze wyraża jedna z myśli Henryka Elzenberga (wierzącemu, w tym wierzącemu chrześcijaninowi, nie powinno przeszkadzać, że filozof ten nie uczestniczył w żadnej wspólnocie religijnej, był, jak mniemam, niemal wzorcowym przykładem człowieka samodzielnego światopoglądowo w sensie opisanym przez Dariusza Kota). Elzenberg zanotował w lipcu 1939 r.: „W znacznej części tych medytacji spełniłem jeden przynajmniej obowiązek człowieka, który sobie pozwolił na krytycyzm i myśl samodzielną: wcale mocno myślałem przeciwko sobie”. Myśl samodzielna to myśl nie tylko krytyczna wobec zastanych poglądów autorstwa innych ludzi, lecz przede wszystkim myśl zwracająca się „przeciwko sobie” – siebie samą sprawdzająca, badająca siebie i tego, kto ją myśli.

Przywołałem właśnie Elzenberga także po to, aby oddalić ewentualne wrażenie, iż za samodzielnych światopoglądowo zasadniczo uznaję (odwrotnie niż Kot) ludzi religijnych. Chciałbym postawić hipotezę, że – być może – fundamentalne rozróżnienie, dla którego kategoria samodzielności światopoglądowej jest rzeczywiście bardzo ważna, wcale nie przebiega pomiędzy uczestnikami wspólnot/tradycji religijnych a tymi, którzy z takimi wspólnotami się nie utożsamiają – lecz w poprzek tych społecznych podziałów. Być może w „my” ujawniającym się w tekście Dariusza Kota uczestniczy także wielu ludzi religijnych. A nawet – pobożnych katolików. ©℗

Czytaj także: Z jakiego Kościołą odchodzą? - odpowiedź Dariusza Kota na tekst Piotra Sikory

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2019