Prof. Grabowski: 200 tys. Żydów zabitych za sprawą Polaków – może to wręcz ostrożne szacunki

LIST DO REDAKCJI | Autor „Judenjagd” polemizuje z „Tygodnikiem”.

12.05.2023

Czyta się kilka minut

Prof. Jan Grabowski /  / fot. Michał Wozniak / East News
Prof. Jan Grabowski / / fot. Michał Wozniak / East News

W ostatnim numerze „TP” ukazał się artykuł „Dłoń w ogniu” redaktora Michała Okońskiego, będący próbą obrony prof. Barbary Engelking, która padła ofiarą urzędowej nagonki. Broniąc prof. Engelking, red. Okoński zdecydował się równocześnie podać w wątpliwość, w sposób nierzetelny, oparty na insynuacjach i zwykłej ignorancji, kilkadziesiąt lat mojej pracy badawczej. Nie mając innego wyjścia, prosiłbym redakcję „TP” o zamieszczenie poniższych uwag.

We wspomnianym artykule red. Okoński odnosi się wielokrotnie do mnie, do mojej pracy, do moich rzeczywistych i urojonych konfliktów z obecnymi i byłymi kolegami i koleżankami. Okoński pisze w sposób bardzo stanowczy o moich błędach badawczych: „efektem może być wówczas przenoszenie standardów emocjonalnej wymiany na portalu społecznościowym do dyskursu naukowego, a czasami błąd, z którego trudno się wycofać. Coś takiego stało się, mam wrażenie, udziałem Jana Grabowskiego (skądinąd autora pionierskich prac, bez których nasza wiedza o Zagładzie byłaby skromniejsza), który od lat powtarza swoją tyleż niedającą się obronić, co rozpowszechnianą przez światowe media tezę o dwustu tysiącach Żydów, którzy stracili życie za sprawą Polaków. Zapewne fala agresji, z jaką się spotyka autor »Judenjagd«, nie ułatwia mu przyznania, że powołując się na dawne szacunki Datnera, zwyczajnie się zagalopował, ale skutki są opłakane”.

Zacznę od tego, że jeżeli Okoński „ma wrażenie”, że tkwię w błędzie, to nic prostszego, jak do mnie zadzwonić, wysłać maila. Ot, takie proste zabiegi nieobce większości dziennikarzy. Ale bardziej na serio: szacunki strat żydowskich z rąk polskich są rzeczą ważną. Niezwykle ważną, gdyż to dzięki nim jesteśmy w stanie zarysować horyzont ludzkiego cierpienia. Więcej: próby takich szacunków są naszym obowiązkiem jako badaczy Zagłady. Ogłosiłem na ten temat szereg artykułów naukowych w językach konferencyjnych oraz po polsku. Ostatni z tych artykułów ukazał się niecały rok temu w jednym z czołowych międzynarodowych pism naukowych poświęconych badaniom nad Szoa. Gdyby Okoński wyszedł poza zaklęty krąg swoich informatorów (a moich byłych współpracowników i kolegów z Centrum Badań nad Zagładą Żydów), to dowiedziałby się, że moje szacunki ofiar nie są oparte na Datnerze (którego cytuję w kontekście liczby uciekinierów z gett), lecz na własnych badaniach, i są nie tylko trafne, lecz niewykluczone, że wręcz ostrożne, zachowawcze. Okońskiego mogę odesłać do badaczy Zagłady takich jak dr Helena Datner, dr Elżbieta Janicka, prof. Havi Dreifuss czy też do jednego z najwybitniejszych historyków Holokaustu, nestora historyków izraelskich, profesora Yehudy Bauera. Spór o liczby ofiar Zagłady jest bardzo ważny i nie godzi się, żeby dziennikarska dezynwoltura rzucała się cieniem na istotę dotyczących tego zagadnienia badań. Reasumując: nie godzi się moich wieloletnich badań porównywać do „wymian na portalach społecznościowych”, tak jak nieporozumieniem jest określanie moich szacunków jako „niedającą się obronić tezę”.

Ale to nie koniec. Okoński pisze o kulisach mojego odejścia z CBnZŻ. To dla mnie bolesna, bardzo nieprzyjemna sprawa, ale również i tu red. Okoński się myli. W obecnym klimacie politycznym nie chcę o tym pisać więcej, ale mógłbym jedynie doradzić dziennikarzowi „TP” zastosowanie zasady audiatur et altera pars. Telefon? Mail? To w końcu nie takie trudne.

Okoński zastanawia się również, dlaczego ataki władzy koncentrują się na prof. Engelking, a nie na profesorze Janie T. Grossie oraz na mnie, i dochodzi do wniosku, że to może dlatego, iż – w odróżnieniu od warszawskiej badaczki – obaj „mieszkamy na innej półkuli”. Być może z perspektywy red. Okońskiego Berlin, w którym profesor Gross mieszka od ponad sześciu lat, jawi się jako inna półkula, ale ja mieszkam od szeregu lat w Warszawie, o czym świetnie wie wzywająca mnie na przesłuchania ABW, o czym wiedzą szczujący na mnie nastawieni „judeosceptycznie” dziennikarze prasy prawicowej czy też dosyłające mi wezwania organy sądowe. Wiedziałby o tym również red. Okoński, gdyby – przed przystąpieniem do pisania rzeczy napastliwych i przede wszystkim niemądrych – wykonał niewielki wysiłek, jakim jest próba nawiązania kontaktu mailowego czy telefonicznego.

Jan Grabowski, profesor historii University of Ottawa

Od autora:

Wyznaję ze skruchą: przeprowadzek prof. Jana Grabowskiego nie śledzę równie pilnie, jak robi to ABW (skądinąd fakt, że działalność publiczna autora „Judenjagd” stała się przedmiotem zainteresowania takich służb, uważam za bulwersujący, a o tym, co sądzę o zagrożonej wolności badań naukowych, napisałem w swoim tekście wystarczająco wiele słów). Pocieszam się jednak, że była to w artykule „Dłoń w ogniu” kwestia kompletnie marginalna, i chciałem zapewnić Pana Profesora, że „kilkadziesiąt lat jego pracy badawczej” zajmuje mnie znacznie bardziej. Nie mam „zaklętego kręgu informatorów”, staram się raczej czytać kolejne książki i teksty poświęcone Zagładzie oraz stosunkom polsko-żydowskim podczas okupacji niemieckiej. Znam również artykuł prof. Grabowskiego, który „ukazał się niecały rok temu w jednym z czołowych międzynarodowych pism naukowych poświęconych badaniom nad Szoa”, czyli „Estimates of the Losses of Polish Jews in Hiding, 1942-1945: Revisiting Yehuda Bauer’s Observations”, opublikowany na łamach „The Journal of Holocaust Research”. I oczywiście pozostaję przy swojej opinii, że powtarzana również w nim teza (sam Autor używa słowa „hipoteza”) o dwustu tysiącach Żydów, którzy stracili życie za sprawą Polaków, nie daje się udowodnić. Ciekawe zresztą, że przywoływany w tym artykule cytat z prof. Yehudy Bauera jest powołaniem się na ustalenia „liberalnych polskich historyków, socjologów, antropologów”; czy aby tutaj właśnie nie mamy do czynienia z „zaklętym kręgiem”?

W pełni się zgadzam, że próba oszacowania strat żydowskich z rąk polskich jest rzeczą ważną, choć mocno się obawiam, że w gąszczu liczb ginie ludzki los – pisałem o tym choćby na kilka tygodni przed publikacją „Dalej jest noc”. Problem w tym, że w kolejnych publikacjach i wywiadach prof. Grabowskiego znajduję wciąż tę samą metodę: jako punkt wyjścia szacunki Szymona Datnera, następnie przywołanie własnych badań w powiecie Dąbrowa Tarnowska, a później także danych – różniących się zresztą istotnie między sobą – z dziewięciu powiatów opisywanych na kartach „Dalej jest noc”. Dywagacjom naukowca, budzącym – co zrozumiałe – duży rezonans w światowych mediach, towarzyszy aż nadto publicystyki. Także w przypisach do tekstu na łamach „The Journal of Holocaust Research” równie często jak na badaczy Zagłady natrafiam na Mateusza Morawieckiego, Jana Żaryna, IPN i Oko.Press.

Prof. Jan Grabowski zarzuca mi dezynwolturę – tak się składa, że myślę o jego ostatnich publikacjach właśnie jako o pełnych dezynwoltury. Staram się zrozumieć, co ją zrodziło, nie chcę jednak tracić z horyzontu tego, co najistotniejsze. Przed pięcioma laty napisałem: „W debacie o sprawach dotyczących życia i śmierci trzeba być precyzyjnym. Odsądzani często od czci i wiary, oskarżani o uprawianie »pedagogiki wstydu« czy »polityki antyhistorycznej« badacze mogą ulegać pokusie wykrzyczenia swojego protestu przeciwko próbie zrzucenia przez rządzących dziś Polską odpowiedzialności za straszliwe czyny części rodaków w czasie okupacji. Trudno także zachować spokój, gdy np. premier Morawiecki rozmnaża liczbę pomagających Żydom do setek tysięcy. Przystępując do licytacji, nie doprowadzi się jednak do żadnego oczyszczenia. Zresztą: czy kilkadziesiąt tysięcy ofiar czyni tę historię mniej straszliwą, a wynikające z niej nasze dzisiejsze powinności mniej istotne, niż gdyby ofiar było 200 tysięcy?”.

Michał Okoński


Czytaj także:

„Dłoń w ogniu” – komu przeszkadza Barbara Engelking: Manipulacje rządowej propagandy, groźba medialnego wykorzystania, obsesja liczb, załatwianie historią współczesnych sporów… Na badaczy Zagłady czyhają same pułapki.

„Niepoliczalni”: Pisanie tekstu o tym, jak szacować liczbę Żydów, których w czasie wojny zabili Polacy, jest doświadczeniem upiornym. W gąszczu liczb ginie ludzki los.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2023