Ile wspólnego z rzeczywistą pracą dziennikarza ma film „Civil War”

To smutne, że reżyser, który wziął sobie za cel ratowanie honoru dziennikarzy, nie potrafił znaleźć sposobu na to, by pokazać, że jest to trudny zawód, szczególnie w trakcie wojny, a jeszcze trudniejszy, gdy toczy się ona w twoim domu.

29.04.2024

Czyta się kilka minut

Kirsten Dunst, Wagner Moura i Stephen McKinley Henderson w filmie „Civil War”, reż. Alex Garland, 2023 r. // Fot. Murray Close / Materiały prasowe A24

„Za każdym razem, kiedy przetrwałam wojnę, myślałam, że wysyłam ostrzeżenie do domu: nie róbcie tego. Ale oto jesteśmy znowu” – mówi doświadczona fotoreporterka wojenna Lee, w którą wciela się Kirsten Dunst. Tym razem nie musiała jechać daleko, by relacjonować kolejny konflikt. Toczy się on w jej rodzinnych Stanach Zjednoczonych.

Film „Civil War” w reżyserii Alexa Garlanda, twórcy m.in. „Ex Machiny”, ma dwojakie zadanie: ostrzec przed wojną domową, ale przede wszystkim podkreślić, jak ważną rolę odgrywają dziennikarze w spolaryzowanym świecie.

„Kiedy mówiłem ludziom, szczególnie z branży filmowej, że chcę zrobić film, którego bohaterami są dziennikarze, mówili mi: nie rób tego, wszyscy nienawidzą dziennikarzy. To mnie przeraziło, bo dziennikarze są jak lekarze – potrzebujesz ich. Nie chcesz złych ani niegodnych zaufania lekarzy tylko takich, którzy zajmą się problemami wymagającymi rozwiązania” – mówił Garland kanałowi Q with Power.

Wywiad z prezydentem 

Od pierwszej prezydentury Donalda Trumpa, a szczególnie ataku na Kapitol z 6 stycznia 2021 r., wizja nowej wojny domowej, która mogłaby wybuchnąć w Stanach Zjednoczonych, stała się realna jak nigdy. Zwracała na to uwagę m.in. profesorka Uniwersytetu Kalifornii Barbara F. Walter w książce „How Civil Wars Start”. Pisała w niej, że Stany Zjednoczone są takim konfliktem zagrożone: „Widziałam, jak rozpoczynają się wojny domowe, i znam oznaki, które ludzie przegapiają. Widzę, że te oznaki pojawiają się tutaj w zaskakująco szybkim tempie”.

Przy okazji tegorocznych wyborów prezydenckich, po których Donald Trump może triumfalnie powrócić, obawy o przyszłość kraju znowu narastają.

Garland dociera do masowego odbiorcy i mówi to samo: wojna jest straszna i trzeba uniknąć jej za wszelką cenę. Akcja filmu toczy się w niedalekiej przyszłości. Wiemy o niej względnie niewiele, bo Garland chce unikać takich porównań i bieżącej publicystyki. Prawdopodobną przyczyną wojny była uzurpacja władzy przez prezydenta (postaci Trumpoidowej), który rozpoczął trzecią kadencję. Głowa państwa (Nick Offerman) podjęła też kontrowersyjne decyzje typu rozwiązanie FBI.

W rezultacie powstają Siły Zachodnie Teksasu i Kalifornii. To dobrze zorganizowane ugrupowanie, wyglądające jak regularna armia, które prze w stronę Waszyngtonu, gdzie ukrywa się prezydent. To właśnie do niego chcą dotrzeć dziennikarze, by przeprowadzić z nim ostatni wywiad przed jego upadkiem, i prawdopodobną śmiercią.

Adres URL dla Zdalne wideo

W wywiadach reżyser powtarza, że wybrał Stany Zjednoczone na miejsce akcji, bo to kraj, który wciąż ma kluczowe znaczenie dla porządku światowego, ale do podobnych procesów – głównie polaryzacji społecznej – dochodzi w wielu innych zakątkach globu, jak choćby w Wielkiej Brytanii, skąd pochodzi Garland.

Sceny wojny domowej są straszne. W „Civil War” nie brakuje przemocy, często zupełnie bezsensownej, z którą tak kojarzy się wojna. Na przykład wtedy, gdy ludzie strzelają do siebie na polu wśród dekoracji świątecznych, a żołnierz w mundurze z rozbrajającą szczerością przyznaje, że strzelają, bo ktoś strzela do nich. Kim jednak jest ta osoba, nie ma pojęcia, ale też wcale go to nie interesuje.

Ponadto w filmie widzimy zniszczone miasta, spalone kolumny samochodów, uchodźców wewnętrznych, samosądy, zamachowców samobójców i oczywiście intensywne starcia.

Narzędzia pracy dziennikarza

Przez to, że świat przedstawiony w „Civil War” jest niedopowiedziany, momentami trudno zrozumieć, o co chodzi. Choćby jakim cudem liberalna Kalifornia i konserwatywny Teksas stali się sojusznikami? A także dlaczego Nowy Jork stanął po stronie autokratycznego prezydenta? Jakie są motywy walczących stron i co spowodowało, że sięgnięto po broń? Co się stało z amerykańską armią, że tak łatwo ulega secesjonistom? Wreszcie, co takiego zrobiła głowa państwa, że jeden z bohaterów porównuje go do dyktatorów takich jak Nicolae Ceaușescu? Z powodu tych wszystkich niedopowiedzeń zamiast thrillera politycznego otrzymujemy coś bardziej na kształt postapokaliptycznego filmu drogi.

Ale większym problemem z produkcją Garlanda jest jego opowieść o dziennikarstwie, ponieważ nie udaje mu się przedstawić, dlaczego reporterzy są tak ważni. Pierwsze pytanie, które pojawia się po obejrzeniu filmu: po co komu te zdjęcia? Poza jedną z pierwszych scen, gdzie Lee w hotelu narzeka, że przez kolejne odcięcie prądu nie udało jej się wysłać zdjęć, nie ma w całym filmie ani jednego momentu, by próbowała coś komuś przekazać. Może byłoby to bardziej uzasadnione, gdybyśmy wiedzieli, że pracuje nad długoterminowymi projektami, ale w trakcie filmu dowiadujemy się, że jest w agencji newsowej Reutera, co zazwyczaj oznacza jak najszybsze wysłanie zebranego materiału. Ponadto w kraju nie ma zasięgu i dostęp do internetu jest bardzo ograniczony. Kto więc te zdjęcia miałby oglądać i w jakim celu? Niestety w filmie nie znajdziemy odpowiedzi na te pytania.

Mimo że bohaterowie jeżdżą dżipem, nie znajduje się w nim miejsce na talerz satelitarny, który stał się dużo bardziej dostępny od powstania Starlinku, a największe agencje korzystają z niego od lat. Nie mają też apteczki ani chyba przeszkolenia z medycyny taktycznej, co też jest standardem dla korespondentów wojennych, więc z rozbrajającą bezradnością pozwalają się jednemu bohaterowi wykrwawić na śmierć.

Najbardziej zaskakująca jest rola towarzysza agencyjnego Joela (Wagner Moura), który jest dziennikarzem uzależnionym od adrenaliny, czyli tak zwanym war junkie. To on ma przeprowadzić wywiad z prezydentem i nawet zastanawia się nad pytaniami do niego. Problem jednak w tym, że przez cały film, gdy bohaterowie trafiają do wielu pobocznych miejsc (co też zastanawia, skoro spieszą się do Waszyngtonu, nim prezydent wyda ostatnie tchnienie), Joel nie ma ze sobą notesu i długopisu ani dyktafonu. Zamiast więc zbierać materiały, jest kimś na kształt kierowcy dla całego zespołu i ochroniarza początkującej fotografki Jessie (Cailee Spaeny).

W rezultacie postać Joela staje się groteskowa, w zasadzie zostaje sprowadzony do roli turysty wojennego, który mówi, że jest dziennikarzem, ale tylko przygląda się trwającym starciom, podchodząc jak najbliżej się da (udział dziennikarzy w szturmach to też rzecz zdarzająca się rzadko). Podobnie jest z czwartym bohaterem, dziennikarzem „New York Timesa” Sammym (Stephen McKinley Henderson), który również nic nie pisze, ale za to daje mądre rady i ratuje z opresji, gdy trzeba.

To smutne, że Garland, który wziął sobie za cel ratowanie honoru dziennikarzy, nie potrafił znaleźć sposobu na to, by pokazać, że jest to trudny zawód, szczególnie w trakcie wojny, a jeszcze trudniejszy, gdy toczy się ona w twoim domu.

Co jeszcze jest trudne w tym zawodzie? Zachowanie bezstronności, walka z uciążliwą biurokracją wojskową, która często robi wszystko, by ograniczyć dostęp, a przede wszystkim presja czasu. W dobie internetu (który jednak jakoś działa w uniwersum Garlanda) stała się ona odczuwalna jak nigdy.

Dziennikarze spieszą się, by wypuścić materiały, bo szybko tracą one swoją aktualność albo wyprzedza ich konkurencja. Dlatego gdy zbierze się materiał, trzeba do niego usiąść i jak najszybciej wysłać. Zresztą szukanie dostępu do internetu też jest jedną z rzeczy, o którą musi zadbać ktoś z dziennikarskiego zespołu. Pisanie i robienie zdjęć do szuflady nie jest dziennikarstwem.

Nie oczekuję, że w „Civil War” bohaterowie przez ponad połtórej godziny będą siedzieć przy komputerach, ale dałoby to przynajmniej wyobrażenie, na czym ich zawód polega. W końcu film, choć dzieje się w przyszłości, silił się na bycie bliskim rzeczywistości. Nie ma tu jednak ani refleksji nad fotografią (a przecież nawet imię głównej bohaterki jest nawiązaniem do Lee Miller, korespondentki wojennej podczas II wojny światowej), jej rolą ani dziennikarstwa w ogóle.

Zamiast tego rasowi dziennikarze okazują się zagubionymi podróżnikami, którzy nie potrafią znaleźć internetu, wysłać materiału, udzielić pierwszej pomocy ani dobrze wykonywać swojej pracy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej