Zwykła pełnia życia

„Droga nieba jest pusta (...) pokryta pyłem” – głosi starożytna mądrość. Posypanie głowy popiołem na początku Wielkiego Postu może być symbolicznym aktem wejścia na ten nieskończony szlak.

04.03.2019

Czyta się kilka minut

 / RJ SANGOSTI / GETTY IMAGES
/ RJ SANGOSTI / GETTY IMAGES

Środa Popielcowa to dla wierzącego dzień graniczny, w którym w walce postu z karnawałem szala zwycięstwa powinna przechylić się na stronę tego pierwszego. Radosny w duchowym wymiarze okres Bożego Narodzenia dawno już minął. Teraz nawet pączki zjedzone, koniec czasu zabawy, pora na wielkopostną ascezę.

Bywa, że zmiana funkcjonowania w świecie, którą wyraża pochylenie głowy i przyjęcie na nią popiołu, określana jest – i rozumiana – jako umartwienie. Jawi się bowiem jako przeciwna głęboko w nas zakorzenionym nawykom, kształtującym nasze sposoby pojmowania, co to znaczy żyć pełnią życia. Ta pełnia – tak się nam zdaje – ujawnia się raczej w karnawale, a nie w wielkopostnych ograniczeniach, ku którym kieruje popielcowa środa – jeden z dwóch dni w roku, gdy jeść do syta można tylko raz. Ograniczenie konsumpcji, wycofanie się z walki o społeczną pozycję i uznanie – nie są to działania ani popularne, ani propagowane w dzisiejszej kulturze. Bronimy się więc przed wejściem w ów czas liturgicznie zaznaczony ciemnym, fioletowym kolorem.

Czyż jednak nie odbieramy trochę podobnie podstaw nauki Jezusa: Jego „biada” skierowanych przeciw bogatym, sytym i tym, którzy się cieszą (por. Łk 6, 24-26), a także Jego błogosławieństw ubogich i cichych (por. Mt 5, 3-4)? Lecz przecież błogosławieństwa Jezusa – w których Mistrz nie formułuje wobec nas żadnych wymagań, tylko po prostu mówi, jak jest – ujawniają, gdzie naprawdę jest spełnienie i szczęście.

Może więc Środa Popielcowa wcale nie mówi: „Nie wolno!”, ale ogłasza: „Błogosławieni!”? „Błogosławieni ubodzy w duchu, błogosławieni cisi, albowiem ich jest ziemia i ich jest królestwo”. Jeśli tak, to znacznie lepszą metaforą wyrażającą otwierające się teraz możliwości jest nie „umartwienie”, lecz określenie o przeciwnym znaczeniu: „powrót do życia”.

By w ten sposób zobaczyć – i przeżyć – otwierający się właśnie moment, warto dać się poprowadzić tradycji, która geograficznie jest bardzo odległa od Objawienia Izraela. Ale przecież w prologu Ewangelii Jana czytamy, że boskie Światło „oświeca każdego człowieka” (J 1, 9). Boskie Światło, czyli Logos, który – jak mawiali niektórzy Ojcowie Kościoła – rozsiany jest po całej ziemi. Jego odblask jest widoczny także w starożytnym chińskim tekście, nazywanym „Tao te king” – „Księga Drogi i Cnoty”. Chińscy chrześcijanie rozpoznali tu światło jedynego Logosu i przekładając na swój język księgi Nowego Testamentu, wybrali właśnie termin „Tao” jako najlepszy przekład greckiego terminu, który my oddajemy jako „Słowo”.

Podążając za radami Lao Tsy (legendarnego autora „Tao te king”) możemy przejść granicę między karnawałem a postem łagodnie, pogodnie, ale jednocześnie w sposób radykalny – tj. sięgający korzeni.

Nie za dużo

Na początek Lao Tsy radzi: „Nie spoglądaj na to, co rozbudza pragnienia, a nie będziesz miał w umyśle chaosu”. Tak, potrzebna jest asceza spojrzenia, asceza wszystkich zmysłów, gdyż wiele rzeczy i zjawisk jest tak ściśle powiązanych z naszymi biologicznymi potrzebami i związanym z nimi mózgowym układem nagrody, iż każdy normalny człowiek, który rzeczy te widzi, słyszy, smakuje, wącha czy dotyka, zostaje przez nie pobudzony i ku nim pociągnięty. Pragniemy je zdobyć, a zdobyte używać i zachować. Co jednak – można zapytać – w tym złego, skoro są one powiązane z naszymi naturalnymi potrzebami? Dlaczego z dążeniem do zdobycia czegoś naturalnie wartego pożądania ma się wiązać chaos?

Otóż rzeczy, o których tu mowa, jest wiele. Jak zaś na innym miejscu zauważa Lao Tsy, „mnogość wprowadza zamęt” – zdobycie wielości upragnionych rzeczy wymaga rozmaitych aktywności, wielu działań często trudnych do pogodzenia, nierzadko niemożliwych do podjęcia jednocześnie, wzajemnie będących dla siebie przeszkodą, utrudnieniem. Wielość pragnień rozprasza nas i rozrywa.

„Czy potrafisz pozostać tam, gdzie dusza jest u siebie? Trwać w jedności? Być całym?” – pyta nieco retorycznie Lao Tsy, bo wie, że ludzie uwikłani w realizację wielu pragnień nie są zadowoleni z tego, kim – teraz właśnie – są, co – teraz właśnie – mają; że chcą być (choć trochę) kimś innym, mieć (choć trochę) więcej lub co innego, niż mają.

Karnawałowa feeria barw, dźwięków i zapachów, jaka wypełnia większość przestrzeni naszej cywilizacji, nie cieszy się więc poważaniem mędrca: „Pięć kolorów / oślepia nasze oczy. Pięć dźwięków / ogłusza nasze uszy. Pięć smaków / znieczula nasz język. // Wyścig, gonitwa, polowanie / wpędzają ludzi w szaleństwo. / Chęć zdobycia bogactwa / zakłada ludziom pęta. Mądra dusza / spogląda wewnętrznym, / nie zewnętrznym okiem, puszczając tamto, / zatrzymując to”. Owo „to” warte zatrzymania znajduje się od zawsze wewnątrz każdej i każdego z nas – w pewnym sensie nie wymaga więc zachodu.

Nie dostrzegamy „tego”, bo chcemy mieć „tamto”. Problem jednak nie tylko w zdobyciu upragnionego „tamtego”. Niepewna jest i nietrwała natura świata. Dlatego Lao Tsy ostrzega: „Napełnij miskę po brzegi, a przeleje się. Długo ostrząc nóż, wkrótce go stępisz. Nikt nie ochroni domu pełnego złota i nefrytu. Bogactwo, pozycja i duma są swoim własnym zniszczeniem”.

Choć Lao Tsy pisał dawno temu i w innej kulturze, jego intuicja wydaje się trafnie opisywać także nasze społeczne uwarunkowania: posiadanie zbyt dużo nie tylko wzbudza w posiadaczu niepokój, czy ktoś nam posiadanego nie będzie chciał odebrać; bardzo często wzbudza rzeczywistą zazdrość i niechęć bliźnich, skłania ich ku hipokryzji, ku udawaniu przyjaźni; innymi słowy: wcale nie sprzyja dobrym międzyludzkim relacjom. Co ważne – „zbyt dużo” nie jest obiektywnie, raz na zawsze i dla wszystkich ustaloną sumą. Różne są miski i różne noże. Jedne trzeba ostrzyć dłużej, inne krócej. Jedne miski pomieszczą więcej, inne mniej. Każda i każdy ma swoją własną miarę.

Warto więc znać swoją miarę. Jednak nadmiar rzeczy, w które obrastamy i które zaczynamy uważać za niezbędne, bez których nie potrafimy wyobrazić sobie własnego szczęścia, w których dostrzegamy własną wartość, a nawet tożsamość – taki nadmiar przesłania nam nas samych. By poznać własną miarę, trzeba zaś zobaczyć siebie. Dlatego przydatne jest, a czasami wręcz konieczne, wycofanie się z wyścigu po rzeczy tego świata. Jak dostrzegł jeden z najważniejszych komentatorów „Tao te king”, Wang Bi: „Im drzewo jest większe – tj. im więcej ma – tym dalej mu do jego korzeni. (...) Podobnie, im więcej się ma, tym jest się dalej od tego, czym autentycznie się jest”.


Posłuchaj: Popielec, żeby znaki nabrały sensu - rozmowa z ks. Adamem Bonieckim w Podkaście Powszechnym


Potrzebny jest więc powrót do korzeni. „Powrót do korzeni / to pokój. / Pokój: przyjąć, co być musi, / wiedzieć, co przetrwa. / W tej wiedzy jest mądrość. / Bez niej – chaos, ruina”. Powyższy werset wskazuje, że nie chodzi tu bynajmniej o wyrzeczenie dla wyrzeczenia, ani o manichejską nienawiść do rzeczywistości. Celem jest mądrość, zdolność rozróżniania tego, co – choć wydaje się ważne i niezbędne – jest efemeryczne, od tego, co trwałe, więc godne zachodu. Jeśli bowiem pragniemy trwałego szczęścia i spełnienia, to uzależnianie się od tego, co przemijające, nieuchronnie prowadzi do „chaosu i ruiny” – „dużo zgromadzisz – wiele utracisz”, mówi „Księga Drogi i Cnoty”. Nie trzeba wiele: „Wystarczy wiedzieć, / ile wystarczy”.

Mądrość ma jeszcze drugą stronę – zdolność przyjęcia tego, co być musi. Mądra akceptacja tego, że „pewne rzeczy po prostu są”, oraz oparcie się na tym, co trwałe, daje pokój. Jeśli to jest powrotem do korzeni, właśnie od tego trzeba zacząć podążanie Drogą. Jeśli tak, to podstawową wielkopostną ascezą powinno być po prostu ćwiczenie kontemplacyjnego przyjmowania wszystkiego, czego spośród dziejącej się wokół nas rzeczywistości nie możemy uniknąć.

Bez walki

W podążaniu Drogą nie chodzi jednak tylko o wolność od posiadania rzeczy. Równie wciągające, oddzielające od własnej istoty, rozpraszające i rozrywające jest dążenie do pozycji społecznej, władzy i uznania. One także sprowadzają na człowieka podobne nieszczęście: „Kto wspiął się na palce – długo nie ustoi”, dlatego właśnie „zaszczyty i hańba równie wzbudzają strach. / Człowiek z pozycją cierpi, / lękając się o siebie”. Jak więc istnieje błogosławieństwo ubogich w duchu, tak też jest i drugie: ludzi cichych.

Jeśli poczucie własnej wartości odnajdujemy „u korzenia” swojego jestestwa, nie musimy go szukać w spojrzeniach innych. Zamiast więc walczyć o pozycję, uznanie i władzę, a potem lękać się utraty tamtych zdobyczy, można zmierzać ku innemu sposobowi funkcjonowania: „Mieć i nie posiadać; działać i nie zawłaszczać; wykonać pracę i zostawić ją: ponieważ tylko puszczając zatrzymujesz”. Bo w postępowaniu Drogą Nieba nie chodzi wcale o marazm czy bierność. Błogosławieństwo cichych dotyczy ludzi pełnych energii i zaangażowanych w rozmaite sprawy tego świata.

Ważny jest jednak sposób zaangażowania i jego ćwiczeniem powinna być wielko­postna asceza. Chodzi o zaangażowanie skupione na samym działaniu, bez przywiązania do jego późniejszych rezultatów – które z różnych, niezależnych od nas przyczyn mogą być takie lub inne – a zwłaszcza bez próby wykorzystania tego działania do zewnętrznego wobec niego, a egoistycznego celu – zbudowania własnej społecznej pozycji, dominacji nad rzeczywistością (czy jakimś jej fragmentem).

W tym kontekście Lao Tsy stawia nam ważne pytanie: „Czy potrafisz skupić swą energię, miękko, łagodnie, a więc nauczyć się być dzieckiem?”. Taoistyczny mędrzec otwiera tu przed nami nową przestrzeń znaczeniową tak drogiej Jezusowi figury dziecka. Dziecięcy organizm, choć słabszy od dorosłego, ma nad tym drugim przewagę elastyczności i możliwości wielo­kierunkowego rozwoju. Dziecko skupia się też często na tym, co właśnie robi, tak że dłuższa czasowa perspektywa znika z jego pola świadomości. Obraz dziecka jest w tym aspekcie cenną wskazówką właściwego sposobu działania.

Brak przywiązania, o który w nim chodzi, to skupienie energii na zadaniu, które w danym momencie przed nami stoi, na samym procesie jego wykonywania. Ale to także miękkość, elastyczność, otwartość na zmiany sytuacji, z chwili na chwilę. Gdy bierzemy udział we właściwym naszej cywilizacji dorosłym „wyścigu szczurów”, gdy chcemy chronić zdobytą w trudzie pozycję, napinamy się i usztywniamy: popadamy w rutynę, nasze poglądy kostnieją. A przecież „żywy człowiek / jest miękki i wrażliwy. / Zwłoki są twarde i sztywne. (...) // Twardość i sztywność / towarzyszą śmierci. / Miękkość i delikatność / towarzyszą życiu”.

Powrót do podstawy

Wielkopostne błogosławieństwa ubogich w duchu i cichych, których znakiem jest popiół przyjęty na głowę, dotyczą tych, którzy potrafią znaleźć właściwą odpowiedź na pytanie: „Co jest ci bliższe? / Twoje imię czy ty sam? / Co jest cenniejsze: / życie czy to, co masz?”. Błogosławieni są ci, którzy wiedzą, że „małe jest korzeniem wielkiego, / niskie jest podstawą wysokiego”, ci, którzy „zachowują ziarno, a nie łupinę”. Będąc „jak topniejący śnieg”, którego nie da się zamknąć w dłoni, wymykają się oni cywilizacyjnym mechanizmom manipulacji, takim jak reklama czy polityczna propaganda. Jednocześnie nie ma w nich wrogości wobec świata i społeczeństwa, w którym żyją, są „naturalni jak nieociosane drewno, / otwarci jak doliny”. To ci, „którzy nie rywalizują, a więc nie mają rywali”, ci „którzy nie walczą, więc nie można ich pokonać”.

Uważni na to, co małe, „wracają do tego, co ludzie przeoczyli”, niewiele potrzebują, by smakować życie. Pozostają bowiem w jedności z Drogą i doświadczyli prawdy, iż „jeśli posmakujesz Drogi, / jest bez specjalnego smaku i barwy; / nie wydaje się czymś szczególnym, / i nie brzmi wyjątkowo. / A jednak nigdy nie masz jej dość”.

Albowiem sposób życia, o który chodzi w „Księdze Drogi i Cnoty”, nie jest wymogiem, normą czy przykazaniem. Jest raczej otwartą możliwością zjednoczenia się z Podstawą rzeczywistości, którą Chińczycy nazwali Tao, a którą chrześcijanie określają mianem Bożego Logosu i Bożego Ducha. W obu tradycjach ważna jest świadomość, że nazwy to tylko nazwy, ludzkie, niedoskonałe etykietki, ewentualnie drogo­wskazy. Że prawdziwe imię tej rzeczywistości jest – jak mówi św. Paweł – „ponad wszelkie imię” (por. Flp 2, 9), a więc że – jak przestrzega Lao Tsy – „imię, które możesz wypowiedzieć, nie jest prawdziwym imieniem”.

Bezimienna i wymykająca się naszym określeniom – wcale nie znaczy daleka. Wręcz przeciwnie: ponieważ dystans jest warunkiem możliwości nazywania, bezimienność Drogi wypływa z jej absolutnej bliskości i wszechobecności. Jak to wyrażają Listy do Kolosan i do Efezjan, „jest arche” – czyli zasadą i podstawą, która „napełnia wszystko, na wszelki sposób”. Jak mówi „Tao te king”: „w tym nienazwanym zaczynają się niebo i ziemia”.

To właśnie Tao, Logos, Arche rzeczywistości jest wzorcem błogosławionych cichych i ubogich w duchu, Ona (On) jak woda „płynie do niskich i pogardzanych miejsc / i tak dociera wszędzie”. Taka właśnie jest Boża Rzeczywistość, Woda życia – jak mówi o niej Jezus w Ewangelii Jana. „Nic na świecie / nie jest tak miękkie i tak słabe jak woda. / Nic innego niż woda nie potrafi zetrzeć w pył / tego, co twarde i mocne / i pozostać niezmienione. / Miękkie pokonuje twarde, / słabe pokonuje mocne” – mówi Lao Tsy. Jego uosobieniem jest Sługa JHWH z proroctwa Izajasza, który „nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da słyszeć krzyku swego na dworze; nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku” (Iz 42, 2). Z nikim o nic nie musi walczyć, niczego nie musi zdobywać: „W nienazwanym, bezkształtnym / nie ma pragnień. / W braku pragnień jest spokój. / W spokoju spoczywa wszystko, co pod niebiem”. ©℗

Fragmenty „Tao te king” pochodzą albo z przekładu z języka chińskiego Anny Iwony Wójcik, albo z parafrazy tej księgi autorstwa Urszuli K. Le Guin (w przekładzie Barbary Jarząbskiej-Ziewiec), albo są moimi parafrazami sformułowanymi na podstawie tamtych wersji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2019