Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie tylko że pojechałem, ale z nosem przy ziemi tropiłem Jego świeże i stare ślady. Budynek zamknięty, żadnych turystów. Miejscowych też nie, jako że była niedziela, więc trzydziestu z trzydziestu pięciu mieszkańców Szetejń przebywało pewnie na mszy w Świętobrości.
Obwąchałem park, wyschłe sadzawki, pustą przestrzeń po rodzinnym domu, dęby pamiątkowe. Wszystko uważnie, ale szybko, bo przyjechałem tam dla rzeki. Odwiedzając ją po latach mówił, że jest mniejsza. Zeszliśmy zboczem w dół, ku linii drzew, gęstych krzaków i trzcin. Wkrótce odłączyła się ścieżka i powiodła nas na brzeg.
Była pełna i głęboka. Tyle dostrzegłem, resztę już u Niego przeczytałem, nie widziałem więc wody, ale płynny czas. Tak skutecznie oplótł ją swoimi wierszami; zapuścił w jej toń sieci słów, że nie sposób zobaczyć rzeki innej niż przez niego opisana. Wtedy ją zauważyłem. Wisiała przywiązana grubą liną do konara olchy rosnącej na brzegu. Prymitywna huśtawka, kawał drąga do siadania okrakiem. Zwisała nad taflą wody bez najmniejszego drgnienia, niczym wahadło nieruchomego zegara. Z brzegu nie sposób było na niej usiąść ani nawet sięgnąć po nią, bo też nie do huśtania służyła. Od drąga zwisał cieńszy kawał sznurka, aby można było wciągnąć ją na wyższe piętro brzegu, stanąć w zagłębieniu korzenia olchy, chwycić oburącz kij, pozwolić, aby wahadło wyniosło cię ponad lustro wody, a w najwyższym punkcie wypuścić je z rąk i spaść z wysokości kilku metrów w środek rzeki.
Miałem takie samo urządzenie dawno, kiedyś, nad Jasieniczanką, i teraz znów chciałem to poczuć. Wahałem się jednak – było wysoko, nie znałem dobrze dna ani swojego ciała. Dylematy przerwał mi dźwięk motocykla z drugiego brzegu. Tam mieszkali Litwini – mówił o nim Miłosz. Teraz żyją na obu, więc po chwili dźwięk przeniósł się na naszą stronę. Minęli nas na dychawicznej WFM-ce bez rejestracji. Dwóch nastoletnich chłopaków w kąpielówkach. Przegazowali silnik przed wyłączeniem, oparli motor o drzewo, zrzucili buty i jeden po drugim skoczyli z wahadła do wody.
Tak, oni mogli być wolni od jego słów. To ich rzeka, ich wahadło, ich krótki czas na przecięcie jej nurtu. Wkrótce jednak także ją stracą, razem z bezwiednym przeżyciem beztroskiej kąpieli. Zmysły każą ich umysłom zapamiętać to przyjemne doświadczenie, które odtąd przez resztę życia będzie domagało się wypowiedzenia. Kto wie, może jednemu się uda i znów na brzegu tej rzeki, „gdzieś tam daleko poeta się rodzi”. ©
CZYTAJ TAKŻE: