Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Powstanie warszawskie zakończyło się przecież militarną, polityczną i materialną – jeśli zważyć na zniszczenie stolicy – klęską. Heroizm młodych uczestników walk pozwolił podtrzymywać opór przez 63 dni, ale nie był w stanie zmienić decyzji dotyczących przyszłości kraju, podejmowanych nad głowami Polaków przez przywódców mocarstw zachodnich i ZSRR. Śmierć poniosło ponad
20 tys. powstańców i próbujących iść im z pomocą żołnierzy armii Berlinga, a do tego doliczyć trzeba 180 tys. cywilów. „Ci co wydali pierwszy rozkaz do walki / niech policzą teraz nasze trupy. / Niech pójdą przez ulice / których nie ma / przez miasto / którego nie ma / niech liczą przez tygodnie przez miesiące / niech liczą aż do śmierci / nasze trupy” – pisała po latach Anna Świrszczyńska i jedyne, co można dodać do jej wiersza, to długa lista nazwisk tych, których jednak udało się policzyć, dostępna na stronie Muzeum Powstania Warszawskiego.
Co więc obchodziliśmy 1 sierpnia? Ile o dylematach dowódców powstania i krwawym żniwie ich decyzji wiedzą ci, którzy na największym polskim portalu zamieszczali w ubiegłym tygodniu galerię zdjęć… najpiękniejszych uczestniczek tamtego zrywu? A ci, którzy wieczorem 1 sierpnia zebrali się na placu Piłsudskiego, by radośnie śpiewać, że „każdy chłopak chce być ranny”, bo „sanitariuszki morowe panny”?
Czytaj także: Powstańcy'44: Dodatek specjalny "Tygodnika Powszechnego" na 75. rocznicę Powstania Warszawskiego
Z każdą kolejną rocznicą coraz mniej jest świadków i towarzyszącej im powagi, coraz więcej za to ludyczności: koncertów, biegów, w tym roku odbyła się nawet parada łodzi na Wiśle. Nadużywa się, a w związku z tym dewaluuje związane z tamtym czasem symbole, choćby kotwicę Polski Walczącej. Jakość patriotyzmu narodowców, odpalających w trakcie swego marszu świece dymne i skandujących kibicowskie hasła, budzi zrozumiały niepokój.
A przecież nie warto narzekać. Człowiek, który wiele zrobił dla utrwalenia pamięci o powstaniu, dyrektor poświęconego mu muzeum Jan Ołdakowski, mówił w jednym z wywiadów, że to, co się dzieje 1 sierpnia, jest jak flash mob: „Stają koło siebie ludzie, którzy w ogóle się nie znają – wszystko ich różni: poglądy, strój, kompetencje. Ale w tym jednym momencie stają razem i mają poczucie wspólnoty”.
Tak, rocznica powstania warszawskiego to jeden z niewielu dni, w których poczucie wspólnoty jest wyczuwalne – nawet jeśli będziemy się spierać o jego sens, próbując podważyć unoszące się nad nim dziedzictwo romantyzmu i tradycji insurekcyjnej, i nawet jeśli będziemy dyskutować o formach jego upamiętniania. Podobnie jak powszechne są szacunek i wdzięczność dla samych powstańców.
Co zaś najistotniejsze: ci spośród bohaterów i świadków tamtych dni, którzy wciąż jeszcze mogą być obecni na uroczystościach, kiedy w końcu politycy oddadzą im mikrofon, mówią o bardzo prostych rzeczach. Odwadze, heroizmie, miłości ojczyzny, owszem, ale także o radości z odzyskanej wolności (wspólne śpiewanie także może być formą jej wyrażania), pomaganiu słabszym, sile przyjaźni i szacunku do drugiego człowieka, o tolerancji. „O tym pamiętajcie, że nie wolno nienawidzić” – mówiła 1 sierpnia Wanda Traczyk-Stawska. Żeby móc usłyszeć jej głos, można się zgodzić na to, że cisza tego dnia rzadko trwa dłużej niż minutę.
Czytaj także: Jak narodowcy wiersz skonfiskowali – komentarz Tomasza Fiałkowskiego >>>