Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie chodzi o to, że Johan Cruyff był jednym z kilku najwybitniejszych piłkarzy świata – wymienianym jednym tchem z Pelem, Maradoną czy (niechże mu będzie) Messim. Nie chodzi też o to, że grał w jednej z kilku najwspanialszych drużyn świata – w Ajaksie Amsterdam początku lat 70., a także w reprezentacji Holandii trenowanej przez Rinusa Michelsa. Nie chodzi w końcu o to, że jako trener, a później mentor współtworzył potęgę Barcelony: wygrywał europejskie puchary, ale też budował słynną akademię, w której wyrastali Guardiola i Messi.
Chodzi o to, że opowiadając o jakimkolwiek innym piłkarzu nie zbliżymy się do tylu kwestii związanych z przemianami historycznymi, obyczajowymi i kulturowymi XX wieku. Wychowywał się w mieście będącym w latach 60. nieformalną stolicą młodzieżowej rebelii. Anarchiści i hipisi, narkotyki i wolna miłość, amsterdamski happening łóżkowy po ślubie Lennona z Yoko Ono, przemiany posoborowe i laicyzacja... Holenderski „futbol totalny”, którego stał się symbolem – polegający na rozluźnieniu tradycyjnego podziału na formacje, zakładający wymienność pozycji i zaangażowanie wszystkich piłkarzy zarówno w obronę, jak w atak – można widzieć w kontekście tamtych wydarzeń. I pojawiających się równolegle prądów intelektualnych. „Mieliśmy więc teorie literackie i semiotyczne Rolanda Barthes’a, antropologiczne tezy Claude’a Lévi-Straussa, psychoanalizę Jacques’a Lacana i, przez analogię, odpowiednie tezy dla futbolu – pisał historyk taktyki piłkarskiej Jonathan Wilson. – Ajax zaproponował taki system, wewnątrz którego zawodnicy odnajdywali swoje znaczenie poprzez wzajemną zależność z pozostałymi graczami”.
Mówiono, że jest Rembrandtem futbolu, bo Rembrandt inaczej spojrzał na światło, a Cruyff na przestrzeń pola gry. David Winner, autor znakomitej książki poświęconej „neurotycznemu geniuszowi holenderskiego futbolu”, wiąże to właśnie z miejscem urodzenia: twierdzi, że Holendrzy mają szczególną zdolność gospodarowania wolną przestrzenią na boisku, ponieważ nauczyli się tego w innych dziedzinach życia: płaskie, często zalewane terytorium kraju zmuszało do umiejętnego wykorzystania dostępnego terenu.
Ale z nazwiskiem Cruyffa wiąże się wiele innych zmian. On czy Beckenbauer – zauważał na łamach magazynu „Kopalnia” Paweł Wilkowicz
– „byli pierwszym pokoleniem gwiazd futbolu opłacanym tak dobrze, że po skończeniu kariery mogli już nic nie robić. I ostatnim pokoleniem, które mogło jeszcze wpływać na kierunek, w którym rakieta futbol poleci”. Niezwykłe jest to, że choć trenerem przestał być 20 lat temu, rakieta futbol – dzięki sukcesom jego wychowanków, przede wszystkim Guardioli – wciąż leci w kierunku, który on nadał. To Guardiola porównał kiedyś styl Barcelony do katedry, którą zbudował Cruyff, a następcom pozostało jedynie dobudowywanie kolejnych kaplic.
Kibicom niczego tłumaczyć nie trzeba: pamiętają słynny zwód, którym nabierał tylu obrońców. Pamiętają fenomenalne rajdy między nogami rywali, pamiętają piękne gole. Pamiętają też sentencje, które wypowiedział. Ta najważniejsza? Zdaniem Wilkowicza: „Salid y disfrutad”, „wyjdźcie i cieszcie się”, wypowiedziana do piłkarzy Barcelony przed finałem Pucharu Europy w 1992 r. Są i inne, np.: „Piłka nożna to sport, w który gra się głową”. I jeszcze: „W pewnym sensie jestem nieśmiertelny”. Zmarł na raka, w wieku 68 lat, a przecież to ostatnie jego zdanie jest w oczywisty sposób prawdziwe. ©℗
Więcej o Cruyffie na blogu autora: www.okonski.blog.tygodnikpowszechny.pl