Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nasz rozmówca Jakub Wygnański, znający jak mało kto świat stowarzyszeń i fundacji, słusznie przestrzega przed generalizowaniem gorzkiej lekcji, jaką wyciągamy w związku z ujawnieniem bulwersujących faktów dotyczących Marka Lisińskiego, do niedawna będącego niepodzielnym władcą ważnej organizacji wspierającej ofiary księży-pedofilów. Jednak w polskich warunkach, gdzie na ogół szwankuje zaufanie do procedur, gdzie etyka przekonań zawsze miała przewagę nad etyką odpowiedzialności, nigdy dość powtarzania: ani charyzma, ani nawet swego rodzaju „pieczęć krzywdy” nie jest powodem, dla którego mielibyśmy nie domagać się na każdym kroku przejrzystości w rozliczeniach, fakturach i życiorysach. I warto to powtarzać, nawet gdyby nie zaistniały żadne wątpliwości co do tego, czy Lisiński mówi prawdę o tym, co go spotkało, i gdyby był taką właśnie ofiarą księdza, za jaką dotąd uchodził. ©℗
CZYTAJ TAKŻE:
JAKUB WYGNAŃSKI: Być może w Wiośnie i Fundacji „Nie lękajcie się” zadziałają wewnętrzne mechanizmy oczyszczania. Zresztą już jakoś zadziałały. Ale prawdą jest, że czasami mocne przywództwo kogoś, kto jest rozpoznawalny, „pali się z obydwu końców”, skupia w swoim ręku władzę, jest źródłem problemów.