Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Można podnosić głos oburzenia nad projektami europejskiej preambuły konstytucyjnej, pozbawionymi odniesień do chrześcijańskich korzeni kontynentu. Ale można zamiast tego mobilizować opinię publiczną do wspierania starań podejmowanych w tej mierze przez niektórych przynajmniej przedstawicieli polskich - i można również uświadamiać tym, co nas słuchają, że mamy właśnie wybór: albo coś zmienić będąc wewnątrz, albo stojąc z boku wydawać okrzyki zgrozy, które niczego nie zmienią, bo nie będą się liczyły.
Można utwierdzać ludzi w przekonaniu, że „cywilizacja śmierci” jest jak SARS, czyli wystarczy podejść blisko, żeby nieuchronnie się zarazić. Ale można również przypominać, że chrześcijanin zawsze ma wybór i ten wybór zależy tylko od niego samego, a zły przykład - daleki czy bliski - nie jest żadnym usprawiedliwieniem ani też nikogo wierzącego zdeterminować nie jest w stanie (można nadto zachęcić do rachunku sumienia: czy aby na pewno świecimy już teraz przykładem na całą Europę...).
Można piętnować na wszystkie strony największych nawet twórców za ich rzekomy brak patriotyzmu, wyrywając z ich wypowiedzi bodaj po parę słów, które uda się przedstawić jako niecne. Ale można także podtrzymywać ducha rodaków nie przez zniesławianie tych, co godni podziwu i szacunku, lecz przez refleksję nad twórczą myślą, zapraszając do wypowiedzi tych, co umieją coś więcej niż mówić źle o innych.
Można ubolewać, że nasze dzieci są pod łym wpływem byle jakich mediów i byle jakiej kultury. Ale można również odsyłać rodziców do przekazów wartościowych, będąc dla nich przewodnikiem, ot choćby przez recenzję z filmów, książek, programów jednak godnych polecenia. I mobilizować się do gromadzenia własnych propozycji w tej samej dziedzinie, choćby pod wpływem wyrzutów sumienia, że przecież mieliśmy już na przykład telewizję katolicką i czym się to skończyło?
Pedagogika załamywania rąk i świętego oburzenia utwierdza w przekonaniu, że cokolwiek zrobimy źle, nie będziemy temu winni. Zatracimy tradycję nie dlatego, żeśmy jej nie strzegli i nie kultywowali jak należy, ale dlatego, że „wróg” nam ją „wydarł”. Wchłoniemy sekularyzację jak powietrze, choćby była tylko cudzym przykładem, za którym wcale iść nie musimy. I jeszcze będziemy opowiadać o prześladowaniach, których wcale nie doznawaliśmy, bo w ten sposób rozgrzeszymy się już całkiem.
Słowo „możesz” ma w powieści Steinbecka biblijną siłę twórczą dla najbardziej pozbawionego nadziei bohatera. Dlaczego w ten sam sposób nawet nie przyjdzie do głowy prorokom złej nowiny, od których w tym przedreferendalnym tygodniu aż roi się na łamach, falach, placach, drukach ulotnych? Dlaczego służy ono tylko do manipulacji, do wmawiania postawy na „nie”, gdy tak naprawdę przypomina ono, że człowiek mający wiarę potrafi czynić dobro w każdych warunkach , bo ono jest silniejsze od zagrożeń? Józefa Hennelowa