Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wbrew szumnym zapowiedziom polityków PiS długo wyczekiwane, pochorobowe przemówienie ich lidera nie było żadnym politycznym przełomem. Podczas konwencji wyborczej prezes zrobił standardowe résumé swej ideologii. Bronił niemal trzech lat rządów odrzucając zarzuty naruszania demokratycznych standardów. Jasno pokazał też, że uważa Unię Europejską głównie za skarbonkę, a nie nosicielkę wartości. Chcąc odeprzeć ataki opozycji – zarzucającej mu szykowanie polexitu – stwierdził ogólnikowo, że Polacy chcą być w Unii. Ale zastrzegł: – To nie oznacza, że mamy powtarzać błędy Zachodu i zarażać się tymi społecznymi chorobami, które tam panują.
Stwierdził też, że docenia wiele osiągnięć samorządów. To zaskakujące, biorąc pod uwagę nie tylko to, że w samorządzie dominuje PO, ale także, że PiS jest programowo sceptyczne wobec samorządności. Ale to celowe zmiękczanie kampanii. Nie przypadkiem prezes PiS dodał: – Nie idziemy w tych wyborach po to, by się srożyć i rozliczać.
Jednocześnie Kaczyński sugerował, że warto głosować na PiS, bo samorządy tej partii będą lepiej współpracować z rządem – co jest wyłącznie chwytem retorycznym, bo rząd nie ma instrumentów, by karać samorządy za ich polityczną proweniencję.
Czytaj także: Andrzej Stankiewicz: Państwo prywatnej zemsty
Najważniejsze na konwencji było jednak co innego – zaskakująco dużą część swej przemowy Kaczyński poświęcił na podkreślanie potrzeby jedności na prawicy. Urządził też spektakl z podpisywania porozumienia wyborczego z partiami Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina. Tak jakby obaj ci członkowie rządu – kierujący marginalnymi ugrupowaniami pozbawionymi przez Kaczyńskiego pieniędzy – mogli w ogóle myśleć o samodzielnym starcie.
Taki nacisk na jedność uwiarygadnia pogłoski o tym, że wewnątrz obozu władzy toczą się brutalne wojny, które przybrały na sile podczas szpitalnej absencji prezesa.
Jednak w najbliższym czasie podziały w obozie władzy nie nastąpią. Może do nich dojść, gdy Kaczyńskiego opuszczą witalne siły i nie będzie w stanie kontrolować ambicji Ziobry czy Antoniego Macierewicza. Albo też gdy lider PiS przyspieszy scenariusz przekazywania sukcesji Mateuszowi Morawieckiemu, co dla wspomnianych notabli będzie nie do przyjęcia. ©
Autor jest dziennikarzem Onet.pl, stale współpracuje z „TP”.