Dzisiejszy spektakl polityczny wydaje się nie mieć precedensu? Polski parlament nie takie sceny widział przez ostatnie 105 lat

„Targowica!”, „13 grudnia!”, „kolaboracja!” – politycy pełnymi garściami czerpią z repertuaru historycznych skojarzeń. Jakim kosztem?

20.02.2024

Czyta się kilka minut

Obrady Sejmu, lata 30. XX w.  / Domena publiczna / Narodowe Archiwum Cyfrowe
Obrady Sejmu, lata 30. XX w. / Domena publiczna / Narodowe Archiwum Cyfrowe

„Panie pośle, to nie przystoi! Panie pośle, może już wystarczy!” – krzyknął ktoś do jednego z posłów PiS, którzy 7 lutego przepychali się ze strażą marszałkowską, próbując wprowadzić do Sejmu Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Szarża na strażników była kolejną sceną w spektaklu politycznym, w którym chodzi nie tylko o odzyskanie władzy, ale przede wszystkim o to, którą opowieść głosujący wybiorą przy następnej okazji. Czy będzie to opowieść nowego rządu o tym, jak rozlicza lata panowania autorytarnej władzy, czy może opowieść nowej opozycji o toczącym się właśnie zamachu stanu i dyktaturze?

Otóż w tych opowieściach nie ma niczego nowego. Choć aktualny spektakl wydaje się nie mieć precedensu, to polski parlamentaryzm nie takie sceny przez ostatnie 105 lat widział.

Nie bić w mur głową przeciwnika

Wbrew słynnym słowom Andrzeja Leppera sprzed ponad dwóch dekad, że Wersal się skończył, gdy do Sejmu weszła Samoobrona, zachowanie powagi, wysoki poziom debaty publicznej czy po prostu spokój były w historii naszej niższej izby parlamentu raczej wyjątkiem niż regułą. Już w Sejmie Ustawodawczym, działającym w latach 1919-21, na porządku dziennym były wrzaski, gwizdy, krzyki i walenie w pulpity, a także granie na trąbkach i piszczałkach. Wyzywano się od chuliganów, tchórzy, sprzedawczyków czy szuj, a na sali sejmowej zdarzały się bójki między posłami.

Czuwająca nad bezpieczeństwem podczas posiedzeń Milicja Ludowa nie dawała sobie rady z niesfornymi i hałasującymi parlamentarzystami, w związku z czym po jednej z awantur sejmowych, która miała miejsce w styczniu 1921 r., zapadła decyzja o powołaniu straży marszałkowskiej. Ale zadymy w parlamencie się nie skończyły, a wręcz przybrały na sile. W Sejmie I kadencji przerywano sobie nagminnie wrzaskami i obelgami (w tym wyzwiskami od zbirów i morderców), odśpiewywano pieśni, a awantury – jak podczas uchwalania w 1925 r. reformy rolnej – były tak gorące, że przerywano posiedzenia.

Po przewrocie majowym, a zwłaszcza po wprowadzeniu autokracji przez Józefa Piłsudskiego pod hasłem sanacji i po procesie brzeskim w 1930 r., awantury polityczne nie ustawały – były brutalniej tłumione. W 1928 r., podczas inauguracyjnego posiedzenia Sejmu II kadencji kilku posłów, którzy podczas przemówienia Piłsudskiego wznosili okrzyki „Precz z faszystowskim rządem!”, na polecenie ministra spraw wewnętrznych generała Felicjana Sławoja Składkowskiego zostało wyniesionych z sali sejmowych przez policję i poturbowanych. Pytanie Brunona Jasieńskiego z wiersza „Rząd czy nierząd” zadawane było w II RP często i przez wszystkich, a winą za chaos i ówczesny spektakl polityczny każda ze stron obwiniała przeciwników.

Gazety pisały o „grach i zabawach dziecinnych”, nierzadko wyśmiewając kolejne zajścia – w 1927 r. satyryczny „Cyrulik Warszawski” wydrukował propozycję nowego regulaminu sejmowego, według którego rozwiązaniem problemów byłby zakaz mówienia czegokolwiek podczas obrad, wygrywania na instrumentach i urządzania bójek. „Poseł o wyjątkowo wojowniczym temperamencie może się bić z myślami lub głową o mur nie dłużej jak 5 minut, co nikomu nie przeszkadza i znakomicie wpływa na odzyskanie równowagi umysłu poselskiego, jednakże zaznacza się i podkreśla, że do bicia głową o mur nie wolno używać głowy swego przeciwnika politycznego” – pisał „Cyrulik”. Jako kary zaś dla krnąbrnych posłów proponowano m.in. „przepisanie do 5000 razy kaligraficznie mądrych sentencyj”, marszobiegi dookoła Sejmu, przysiady albo areszt z twardą pryczą i głodówką.

Robot podpisuje bez zmęczenia

Motyw prezydenta sterowanego z tylnego siedzenia i podpisującego wszystko, co pasuje wybranej opcji politycznej, też nie jest odkryciem ostatnich lat. W 1931 r. ukazała się powieść satyryka, a zarazem ówczesnego urzędnika Ministerstwa Spraw Zagranicznych Jana Karczewskiego pt. „Rok przestępny”. Była wymierzona w Ignacego Mościckiego postrzeganego przez niektóre kręgi jako marionetka w rękach Piłsudskiego.

Oto w krainie zwanej Platanią po obaleniu despotycznego króla Mściwoja XI walczą ze sobą dwie siły polityczne: liberalni republikanie i konserwatywno-ludowi członkowie partii agrarnej. Rozwiązaniem konfliktu i jednocześnie ciągłej obstrukcji w rządzeniu jest powołanie na prezydenta specjalnego robota. „Automaty sprzedają nam butersznyty, piwo, segregują listy na poczcie, pilnują drzwi od złodziei (…) dlaczego powiadam, jeśli wola ludu wymaga od swego reprezentanta właściwie tylko i jedynie automatycznego wykonania ustaw, dlaczego funkcji tej nie ma spełnić automat?”.

Robot, nazwany Platanusem, potrafi „podpisywać akty, wygłaszać przemówienia, nagrane uprzednio przez ministra spraw zagranicznych lub jakiegoś innego”, pracuje „bez omyłki, zmęczenia”, a co najważniejsze „bez żadnych kosztów prócz ceny prądu i minimalnych wydatków na konserwację”. Propozycja zostaje przyjęta z entuzjazmem przez wszystkie partie, choć dochodzi do małego sporu na temat wyglądu roboprezydenta: uzgodniono w końcu, że będzie zmieniał twarz w zależności od tego, która opcja wygra wybory parlamentarne. I rzeczywiście, układ polityczny się sprawdza – Platanus podpisuje wszystko, czego chce premier o nazwisku Siwiec.

Ale do czasu – w tytułowym roku przestępnym przy składaniu autografu pod ustawą budżetową prezydentowi zawiesza się oprogramowanie. Okazuje się, że do robota brakuje też części zapasowych, bo ukradli je agenci sąsiedniego mocarstwa. Rząd kłamie, opozycja rozsiewa plotki – w końcu sytuację ratuje syn byłego króla, który przejmuje władzę.

Echo Gerwazego

Dzisiejsza opowieść Prawa i Sprawiedliwości o rządach bezprawia sięga pełnymi garściami do całego repozytorium kulturowych i historycznych skojarzeń. Ulubiony arsenał insynuacji Jarosława Kaczyńskiego, że za nową koalicją stoją tak naprawdę Rosja i Niemcy, że „mamy tu do czynienia z rozgrywką sił zewnętrznych”, że „nastąpi anihilacja polskiego państwa, bo na czele tej koalicji stoi partia nie polska, a niemiecka” i wszelkie oskarżenia przeciwników politycznych o zdradę, też nie są niczym nowym. Okrzyk klucznika Gerwazego z „Pana Tadeusza”: „Znam! znam głos ten! to jest Targowica!”, niesie się w polskim dyskursie publicznym od końca XVIII wieku i jest jednym z podstawowych narzędzi nie tylko do walki o władzę, ale właśnie walki o rząd dusz.

Postać zdrajcy jak żadna inna ustala linię konfliktu, wskazuje granicę pomiędzy „nami” – honorowymi, prawymi, dbającymi o dobro ojczyzny patriotami, a „nimi” – wrogami, którzy chcą nas zniszczyć. Gry w zdradę za podstawowy cel mają władzę i kontrolę nad wspólnotą, a chodzi w nich nie tylko o kształtowanie rzeczywistości, ale przede wszystkim tożsamości grupowej. Ustala ona biało-czarną wizję świata, gdzie wciąż zagrażają wspólnocie podstępni zdrajcy, którzy są wszystkim, czym „my” nie jesteśmy. Nie chodzi nawet o to, czy ktoś faktycznie zdradził – samo oskarżenie wystarczy; jeśli wspólnota uzna, że ktoś współpracował z wrogiem, może zostać napiętnowany i wykluczony.

Po de facto przegranych przez PiS wyborach zdrajca stał się w tej opowieści jeszcze bardziej potrzebny, bo jest kogo oskarżyć o polityczne niepowodzenia. Ale motyw zdrady nie jest tylko narzędziem tej partii: przecież różne osoby w wypowiedziach publicznych mówiły o agenturze Putina w szeregach dawnego obozu władzy. I tu znów – z pewnego punktu widzenia nie jest istotne, czy to prawda, czy tylko insynuacja. Chodzi o grę w zdradę i kto kogo o nią oskarża.

Oskarżeń z repozytorium kulturowych skojarzeń jest więcej. Gdy Kaczyński porównał przymusowe dokarmianie Kamińskiego do historii swojego wuja, Stanisława Miedzy-Tomaszewskiego, ps. „Miedza”, aresztowanego w 1941 r. przez gestapo i katowanego na Szucha, po drugiej stronie politycznej barykady wybuchło oburzenie tą analogią. Ale po najczarniejsze karty polskiej historii sięga się po to, żeby wpisać się w narrację o prześladowaniu polskich patriotów.

Jeden mi tylko przystoi strój

Narrację, dodajmy, rodem z XIX wieku. Dzień po wyprowadzeniu Kamińskiego i Wąsika z pałacu prezydenckiego Przemysław Czarnek zaapelował o pomoc finansową dla rodzin aresztowanych, dodając: „dzieci dziś płaczą, żony się modlą na różańcach o ludzi, którzy zostali bezprawnie osadzeni w areszcie”. To obraz prawie żywcem wyjęty z patriotycznych rysunków o powstaniach listopadowym i styczniowym; kobiety rozpaczają za mężami-patriotami nocą pojmanymi przez wroga (i wywiezionymi na Sybir), a wśród płaczu dziatek rodziny wznoszą modlitwy do Boga o ocalenie ukochanych i Ojczyzny.

Owszem, żony skazanych nie do końca wpisały się w tę romantyczną narrację, bo podczas występów publicznych nie ubierały się na czarno (recytując przy tym „Czarną sukienkę” Konstantego Gaszyńskiego z 1832 r.: „Lecz gdy nas zdrady wrogom przedały / Gdy zaległ Polskę najezdzców rój, / Gdy w więzach jęczy naród nasz cały / Jeden mi tylko przystoi strój”), ale manifestacje pod więzieniami w Przytułach Starych i w Radomiu czerpały z niej pełnymi garściami. Uzupełniając ją o dosłowne odniesienia do stanu wojennego.

Bo właśnie stan wojenny wykorzystywany jest najczęściej. PiS przy udziale prezydenta tak układał kalendarz procedur, żeby rząd koalicji 15 października stał się w opowieści opozycji „koalicją 13 grudnia”. Aresztowanie Kamińskiego i Wąsika tę narrację uzupełniło – oto mamy pierwszych internowanych czy więźniów politycznych. Na plakacie wyrażającym solidarność z nimi wykorzystano solidarycę, a pod celą śpiewano im piosenki Kaczmarskiego oraz pieśń „Ojczyzno ma” z mszy odprawianych w kościele Stanisława Kostki przez ks. Jerzego Popiełuszkę.

Przejęcie TVP i przerwanie nadawania TVP Info zostało nazwane „zamachem jak Jaruzelskiego” orazmetodą faktów dokonanych, komunistyczną, bolszewicką” (Przemysław Czarnek), „stanem wojennym w Polsce” (Arkadiusz Mularczyk) i atakiem nie tylko na wolne media, ale i wolną Polskę. Nawiasem mówiąc, przy tej okazji widać też było korzystanie bez ceregieli z symboli dawnej opozycji i odwracanie znaczeń – zaledwie dwa lata wcześniej hasła „Wolne media, wolna Polska” skandowano na protestach przeciw Lex TVN. A posłowie i posłanki PiS podczas protestów w obronie Trybunału Konstytucyjnego krzyczą „Kon-sty-tu-cja”. „Donoszenie do Brukseli” przestało być zdradą – PiS teraz informuje Unię, że w Polsce źle się dzieje.

Jest jednak coś, co odróżnia dzisiejszy polityczny spektakl od wszystkich wcześniejszych: nowy obóz rządzący w swoją opowieść wpisuje rozliczenia poprzedniej władzy. Do tej pory dominowały raczej „grube kreski” – skupiano się na zmianach i odbudowaniu tego, co miało być zniszczone, a ewentualne porachunki z poprzednikami pozostawiano w sferze wypowiedzi publicznych. Tym razem w nowej opowieści łączą się wątki rozliczeń i naprawiania państwa oraz doznanych krzywd.

Bo rachunki krzywd w sferze publicznej są naprawdę spore. Choć obóz rządzący deklaruje, że jego celem jest znów nowoczesna, otwarta Polska w zjednoczonej Europie – co kieruje w stronę opowieści o tolerancji, solidarności i poszanowaniu prawa – to oczekiwania jego wyborców są o wiele wyższe. Tak zwana deprywacja kontroli, którą odczuwali przez osiem lat rządów PiS, skutkuje wołaniem o szybkie i skuteczne rozprawienie się z głównymi postaciami dawnej władzy i jej poplecznikami, w X-owych (dawniej twitterowych) wojenkach określanych… znów za pomocą tych samych, historycznych formuł: „pisowskimi kolaborantami”, „funkcjonariuszami propagandy”.

Opowieści z podręczników

Aktualny spektakl polityczny oglądamy z satysfakcją, rozczarowaniem, złością czy rozbawieniem, a na jego medialności różne figury życia publicznego próbują budować kapitał polityczny. Problem w tym, kto właściwie zasiada na widowni. Czy uda się utrzymać jej zainteresowanie sceną polityczną? I za jaką cenę? Otóż demograficzna prawda jest taka, że ponad 1/3 dzisiejszej ludności Polski urodziła się po 1989 r. Dla tych osób nie tylko II wojna światowa, ale i stan wojenny to nierzadko opowieści wyłącznie z podręcznika szkolnego. Mają z nimi taki sam związek emocjonalny jak z bitwą pod Grunwaldem, a czasy PRL postrzegają jak filmy Stanisława Barei.

Ba, w zeszłorocznych wyborach mógł głosować rocznik 2005, czyli osoby, które urodziły się już w Unii Europejskiej. Do nich narracja o tym, że nie ma Polski poza zjednoczoną Europą, może nie trafiać – nie znają innej rzeczywistości i mogą chcieć ją zmienić, jeśli ktoś postanowi zbić na tym kapitał polityczny – zwłaszcza angażując do tego wypróbowany dyskurs zdrady.

Jak pisał Guy Debord w klasycznej książce „Społeczeństwo spektaklu” z 1967 r. – spektakl, będący mechanizmem jednoczenia społeczeństwa, wywraca rzeczywistość na opak, jest afirmacją pozoru, a faktycznie oddziela od obrazu świata. Trwająca właśnie walka na opowieści i rząd dusz kompletnie zakrywa to, co dzieje się naprawdę, choćby tuż za naszymi granicami, gdzie koszmarne obrazy z historii niebezpiecznie zlewają się z tymi z teraźniejszości. Więc może faktycznie już wystarczy?

Dr AGNIESZKA HASKA jest kulturoznawczynią i socjolożką, członkinią zespołu Centrum Badań nad Zagładą Żydów, a także badaczką historii i kultury popularnej Dwudziestolecia. Autorka książki „Hańba! Opowieści o polskiej zdradzie” (WAB, 2018), razem z Jerzym Stachowiczem napisała także książki „Śniąc o potędze” (o przedwojennych historiach alternatywnych, NCK, 2013) „Bezlitosne. Najokrutniejsze kobiety dwudziestolecia międzywojennego” (Muza, 2015) oraz „Jasnowidze i detektywi” (Post Factum, 2019).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Rekonstrukcje histeryczne